
Tegoroczne wakacje, pewnie jak większość rodaków, postanowiłam spędzić w Polsce. Ze względu na dziecko wybrałam Bałtyk, bo dla mojego syna budowanie zamków z piasku, skakanie przez fale i spacery brzegiem morza to najlepszy wypoczynek. Czy bałam się zakażenia koronawirusem? Oczywiście, chyba jak każdy, kto nadal śledzi codzienną liczbę zakażeń. Czy czułam się bezpiecznie? Tak, już wyjaśniam dlaczego.
"Czy możemy rozłożyć tu koc?"
Na 7 dni zamieszkaliśmy w niewielkim drewnianym domku, w sąsiedztwie kilku innych, gdzie też głównie mieszkały rodziny z dziećmi. Przed wyjazdem sprawdziłam, czy ośrodek przestrzega wymogów sanepidu w zakresie usług hotelarskich w związku z epidemią. Część wspólna była jedna – sporych rozmiarów plac zabaw i rzeczywiście na nim dzieci bawiły się razem.Pełna dowolność
Jak wyglądała kwestia maseczek? No cóż, to już było nieco gorzej. W lokalach gastronomicznych obsługa przestrzegała wymogów sanitarnych (maseczki, przyłbice, ochrona z pleksi, dezynfekcja stolików po klientach). Natomiast turyści zachowywali się bardzo swobodnie.Starałam się trzymać dystans
Moje wnioski? Większość osób, które spotkałam na wakacjach starała się zachowywać odpowiedzialnie. Największe skupiska ludzi spotkaliśmy podczas zwiedzania latarni morskiej, ale tutaj obowiązywały maseczki, 2-krotna dezynfekcja rąk i wpuszczano zaledwie po kilka osób naraz. Podobnie było w jednym z dziecięcych parków tematycznych.Może cię zainteresować także: Włosi żartują, że ta miejscowość "nie istnieje". By ratować turystykę, zapraszają na darmowy urlop!