
Jest coś w tym czymś, bo nie wiem, jak można nazwać to stawem czy jeziorem, coś uwodzicielskiego… Coś takiego, jakby do ciebie mówiło…
Na pewno, choć nie są być może tak spektakularne jak ta z Gniezdem – dla przypomnienia: wiąże się z braćmi Lechem, Czechem i Rusem. Twierdzimy, że na pewno, bo legendy ma każdy naród i każda społeczność.
Jak stwierdza sam zainteresowany: Przeprowadzka ma to do siebie, że trzeba zaczynać wszystko od nowa. I to nowe „wszystko” wcale nie jest różowe, jest mroczne, paskudne i przerażające. Fajne są płyty winylowe, których słuchał zaginiony przed laty dziadek, fajni są nowi znajomi, ale sny, które przychodzą w nocy są bolesne i realne do bólu, a cienie wypełzają z każdego kąta.
I teraz następuje ten moment, w którym nie wiemy czy opowiadać historię dalej czy poprzestać na tym, co padło do tej pory, czy można streścić jeszcze trochę, na zachętę. Może tylko trochę, żeby za wiele nie zdradzić.
Niezależnie od tego, jak nazwiemy zło – skądinąd ciekawe, ile ma nazw i oblicz – zawsze pozostanie złem. Ale czy w okolicy żyć mogą tylko złe duchy? Przecież dzieci oglądają też filmy o uroczym duszku Kacprze, poznają zabawne wampiry z Hotelu Transylwania. Lubimy oswajać zło. Książkowe zło jak to z Czarnego Stawu, pomaga nam zaakceptować własny strach. I wytłumaczyć wiele niezrozumiałych rzeczy. bo któż inny, jak nie domowe skrzaty złośliwie chowa nam skarpetki? Na kogo zwalimy wrednie zaplątane rzeczy w pralce? Złe musi być, abyśmy docenili to dobre, które nas chroni. Co ciekawe, na określenie tych dobrych duchów mamy jakby mniej określeń…