Siedzisz w knajpie, jest miło, pachnie jedzeniem, w tle słychać przyjemny jazz. Wokół ciebie ludzie – czytają, jedzą, rozmawiają, śmieją się. I nagle widzisz matkę, która w tej scenerii niczym z romantycznego serialu, sączy w stronę swego dziecka okrutne słowa, po czym... wymierza mu cios otwartą dłonią w twarz. Jego świat zamarł. A twój?
Sylwia Sitkowska jest psychologiem. Na swoim profilu na Facebooku dzieli się z czytelnikami różnymi wnioskami z zaobserwowanych sytuacji. Jedna z nich brzmi jak scena z horroru.
Miejsce akcji to dobra restauracja w centrum Warszawy. Przy stoliku siedzi kobieta z synem. Dziecko nie chce jeść. „Mama po serii nieskutecznych wyrzutów w jego kierunku, posuwa się do bardziej drastycznej metody i wymierza mu policzek z otwartej dłoni” - opisuje Sitkowska.
„Dookoła siedzą ludzie, śmieją się, rozmawiają, kelnerzy roznoszą smaczne dania, świat się kręci. Przynajmniej ten zewnętrzny. Myślę, że świat tego chłopca stanął w miejscu i zamarł” - komentuje psycholog.
Nie trudno się bowiem domyślić, jak poczuł się chłopiec. Poniżająca kara fizyczna wymierzona publicznie za to, że nie ma się apetytu? Za naturalny stan organizmu i wyrażanie go? Pomijając fakt, że nie ma takiego przewinienia, które usprawiedliwiałoby przemoc wobec dziecka, czy można wyobrazić sobie bardziej niesprawiedliwą reakcję?
Marudzenie przy stole na niektórych rodziców działa jak płachta na byka. Tak jakby jedzenie było powinnością, a nie prawem. Jak to możliwe, że ludzie w XXI wieku tego nie wiedzą? Lub – co gorsza – nie chcą wiedzieć... Bo przemoc wobec dzieci jest pokłosiem przedmiotowego ich traktowania. Kompleksów, frustracji, poczucia bezradności i beznadziejności, które łamią życie dorastających ludzi. Czasem na zawsze.
„Założę się, ze wspomnienie o wymierzonym razie i rozgrzana dłoń matki na jego policzku będą mu towarzyszyły jeszcze przez długie lata. A może nawet do końca życia. Głowa spuszczona, łzy jak grochy. Wstyd, upokorzenie, rozpacz, lęk, od teraz ten zestaw emocji będzie pojawiał się od czasu do czasu w życiu tego chłopca, a później mężczyzny. Czasami w chwilach zupełnie dla niego zupełnie niezrozumiałych” - pisze Sylwia Sitkowska.
Jednak nie tylko zachowanie matki przeraża. W restauracji było mnóstwo osób i tylko ona – psycholog – oraz jeszcze jedna osoba odważył się zareagować.
„Pani szybko wybiegła z restauracji, nie wdając się z nami w dyskusje, może prócz rzuconego na pożegnanie, że to 'chamstwo wtrącać się w czyjeś życie'” - puentuje Sylwia Sitkowska. Tyle że w takich sytuacjach „wtrącanie się” to pomoc, ratunek, wyciąganie dłoni... Jak bardzo trzeba być zamknięty, skrzywdzonym i nieszczęśliwym człowiekiem, by tego nie widzieć?
W komentarzach pod postem czytelnicy piszą, że sami nie raz widzieli podobne „obrazki” i deklarują, że również zwracali uwagę agresywnym rodzicom. „Byłam świadkiem wyszarpania dziewczynki przez matkę (wyszarpanie było karą za rozwiązanie się buta z komentarzem: 'zęby sobie wybijesz, ile razy ci można mówić: wiąż buty?') Do mojej interwencji dołączył się wtedy starszy Pan. A Pani Matka wrzasnęła na dziecko: 'wstyd mi robisz przy ludziach!'... Brak słów... Dziewczynka milczała zesztywniała, nawet nie płakała” - czytamy w jednym z komentarzy.
Wiele osób, łącznie z psycholog, zwróciło uwagę, że to, jak traktujemy nasze dzieci, jest odbiciem tego, jak sami byliśmy i jesteśmy traktowani. Dla dobra dzieci – spójrzmy w to odbicie i zamiast je kalkować, uczmy się na cudzych błędach. Dzieci małe są tylko przez chwilę. Potem do końca życia będą płacić za nasz strach obliczony w klapsach, policzkach i krzywdzących słowach.