Stary i mało zabawny dowcip o szkole brzmi: "Mama: Jasiu, co najbardziej lubisz w szkole? Jaś: Przerwy, mamo". Choć wszyscy dobrze wiemy, że gdyby Jaś mógł być wobec mamy zupełnie szczery, odpowiedziałby: wagary. Teraz o nielegalnym, beztroskim wolnym dzieci mogą tylko pomarzyć. Librus natychmiast wysyła za nimi list gończy...
Tak, tak, elektroniczny dziennik to wielkie udogodnienie. Rodzice wiedzą o wszystkim, nie ma ryzyka zawału na wywiadówce z powodu szeregu dwój, ani opcji podrobienia podpisu na zwolnieniu z trzech ostatnich lekcji.
Poza tym to bezpieczeństwo. Poinformowany w ciągu kilku minut o nieobecności dziecka rodzic, od razu może reagować. Ale pomyślcie – czym byłyby szkolne wspomnienia, gdyby "w naszych czasach" był Librus...
Ten dreszcz emocji, gdy cała klasa z plecakami, workami i kurtkami odebranymi z szatni próbowała przemknąć niezauważenie korytarzem... To uczucie nieograniczonej wolności, gdy po udanej ucieczce można było położyć się na szkolnym boisku z kumpelkami z klasy...
Zimą chodziło się do tego, kto mieszkał stosunkowo blisko szkoły i miał pewność, że rodzice nie wrócą w tym czasie do domu. U kumpla oglądaliśmy "Kilerów dwóch" i jedliśmy chore ilości czipsów. Potem trzeba było skrzętnie maskować "ślady zbrodni" i ustalać wspólną wersję dla rodziców, którzy będą bardziej domyślni niż się spodziewaliśmy.
Ta solidarność, kiedy 21 marca uciekali wszyscy, a chłopaki dla jaj zostawiali nauczycielce pod drzwiami kartkę z jakimś zabawnym tekstem...
Na tych wagarach bywało fajniej niż na szkolnych wycieczkach. To był nasz wspólny czas, który robił z naszej gimnazjalnej bandy zgraną paczkę. To głównie z ich powodu chciało mi się chodzić do szkoły. Gdyby nie "waksy", nie mielibyśmy naprawdę wielu fantastycznych wspomnień.
Wagary to oczywiście niepokojący objaw. I rodzice i nauczyciele powinni przyglądać się powodom, dla których dzieci unikają chodzenia do szkoły. Jednak elektroniczny dziennik, punktowy system oceniania zachowania i śmiertelnie poważne podejście do edukacji sprawiły, że z wagarów zrobiliśmy przestępstwo.
Współcześni uczniowie nie mają prawa wiedzieć, co to Dzień Wagarowicza. Funkcjonują w systemie, w którym nieobecność w szkole nigdy nie pozostanie słodką tajemnicą. A jednocześnie nie zmieniły się powody, dla których nie chcą chodzić do szkoły – nadal bywa nudno i męcząco. Trochę nie fair, nie?
Co by było, gdyby Librus dla zachowania ciągłości tradycji blokował powiadomienia o nieobecności przez jeden dzień – 21 marca? Czy dzieciaki miałyby odwagę skorzystać? Mam nadzieję, że tak!