Ostatnie wydarzenia w wielu Polakach wywołały niepokój. Zrodziły jeszcze więcej pytań i wątpliwości. Odpowiedzi szukamy w sobie, czytamy wypowiedzi autorytetów, psychologów, staramy się zrozumieć, jak to, co stało się w Gdańsku, wpływa na nas wszystkich.
Szukamy odpowiedzi
Niektórym bardzo trudno poradzić sobie z tragedią, która rozegrała się w Gdańsku. O tym, jak wielu dorosłych i dzieci szuka pomocy na infolinii Fundacji "FOSA" informowałyśmy na portalu Mamadu.pl kilka dni temu.
Kontaktują się rodzice, pedagodzy i dzieci. Szukają wsparcia, pomocy, słów wyjaśnienia i drogowskazu, jak pomóc sobie i innym. Nie wiedzą czasem sami, jak nazwać swoje emocje. Dzwonią ludzie z całej Polski.
Głos w sprawie zabrała również psychoterapeutka Anna Mochnaczewska. W swoim wpisie na Instagramie zdradziła, że od kilku dni rozmawia z ludźmi o tym, co się stało. Tym rozmowom towarzyszą oburzenie, złość, obawa.
– Osobiście uważam, że nasz kraj od pokoleń cierpiał na emocjonalną chorobę. Chorobę polegająca na nauce hamowania emocji i spłycania ich do poczucia złości i wściekłości, poczucia, że "jest ok" i niemyślenia. Ta gangrena szerzyła się w naszym środowisku od dziesiątek lat – napisała.
Nieprzepracowane traumy
Psychoterapeutka wskazuje na traumy poprzednich pokoleń, a dokładnie na nieumiejętność radzenia sobie z nimi. Zaznacza również, że problemem może być to, że w latach 90. i wcześniejszych trudno byłoby znaleźć kogoś, kto nie pochodził z rodziny patologicznej. Nie chodzi jednak o stereotypowe rozumienie "patologii", czyli głównie alkoholizm, a o obecność w takich rodzinach kar cielesnych, wychowywanie w lęku, podporządkowanie i kościelne "czcij ojca swego i matkę swoją" bez namysłu, jacy byli naprawdę.
– Część społeczeństwa zaczęła zdrowieć, buntować się przeciwko temu, być bardziej wrażliwa, zastanawiać, nie dzielić świata na czarny i biały. Wpływ na to miała kultura, edukacja, możliwość obserwacji, jak żyją inni, zadawania pytań i szukania odpowiedzi, dostęp do informacji. Niestety w wielu domach emocjonalna patologia się nie zmieniła. Brak wrażliwości na potrzeby emocjonalne, brak poczucia bezpieczeństwa w tych domach doprowadziły do odcinania się od własnych emocji – kontynuuje Mochnaczewska.
Agresja jako mechanizm obrony
I dodaje, że kiedy czujemy frustrację i lęk, ale nie chcemy zrozumieć tych uczuć, zmierzyć się z nimi, tworzy się w nas mechanizm obrony przed trudnymi emocjami. Dlatego tak często obserwujemy agresję wymierzoną w to, co na zewnątrz, bo nie skupiamy się na złości, która jest w środku, w nas.
– Od małego jesteśmy uczeni "nieprzeżywania", ilekroć pojawia się w nas lęk, dlatego szukamy rozwiązania pobocznego, aby go wygasić. I na tym niestety w dzisiejszych czasach bazuje władza. Na podsycaniu postawy ataku oraz załatwiania spraw obietnicami. Jednocześnie cały czas funduje zamęt. Jak patologiczny rodzic, który najpierw coś ci da i obieca, a potem zabierze, zaprzeczy, wyśmieje, popsuje i zniszczy to, co dla ciebie cenne. Dlatego jedyna dobra droga w kierunku zdrowienia to wrażliwość, edukacja, szacunek, jedność i czujność na manipulację. Im bardziej gramy w grę hejtując się wzajemnie, tym bardziej ktoś inny na tym korzysta – puentuje psychoterapeutka.