Myślałam, że ta zabawa równa się bałagan i nic więcej. Sama przekonałam się, jaka to frajda
Redakcja MamaDu
28 listopada 2018, 09:10·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 28 listopada 2018, 09:10
Przyznam się – jestem dosyć stanowczą mamą, gdy idzie o wybór zabawek dla mojego dziecka. Wiadomo, te kolorowe opakowania potrafią na moment zawrócić dzieciakom w głowie, a ja akurat nie jestem typem rodzica, który daje swojej córce byle jaką zabawkę, aby tylko zająć czymś jej uwagę i mieć święty spokój.
Reklama.
Ostatnio moja determinacja została wystawiona na próbę. Do testowania dostaliśmy klocki LEGO Friends, a że od pewnego czasu Basia, która właśnie ukończyła 6 lat, wierciła mi dziurę w brzuchu, prosząc o jakąś nową zabawkę, postanowiłam zaryzykować. Nie będę ukrywać, że klocki zawsze kojarzyły mi się z czymś, co dla rodzica oznacza tylko jedno – bałagan do posprzątania.
W głowie rysował mi się taki oto scenariusz – po krótkiej euforii wynikającej z zachłyśnięcia się nowością dziecko szybko zaprzestaje zabawy w budowniczego i rusza szukać ciekawszego zajęcia, a ty martw się zbieraniem drobnych elementów ze stołu czy podłogi. Zestaw nazywał się ''Dom Przyjaźni''. W oczy rzuciło mi się różowe opakowanie, a także – a może i przede wszystkim – bardzo gustownie wykonane minilaleczki.
W domu nie spodziewałam się cudów, przypuszczając, że nowa zabawka przykuje uwagę dziecka góra godzinkę, nie więcej. Pomyliłam się w swoich szacunkach. Dla mojej córki klocki okazały się naprawdę wciągającą i co najważniejsze kreatywną zabawą. Najlepsze zaczęło się po ''pracach budowlanych'' i sama też przekonałam się, jaka to frajda.
Zacznijmy jednak od samego początku. W środku niemałego pudełka było sześć przezroczystych woreczków, w których spakowano wymieszane ze sobą mniejsze lub większe elementy. Dołączono też – a jakże – instrukcję. Przekartkowałam parę stron i od razu pomyślałam – będzie z tym trochę zachodu, więc pomogę Basi w budowie, zanim zniechęci się już po 5 minutach.
I tu zaskoczenie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Na moje pierwsze nieśmiałe próby przyjścia z odsieczą sześcioletnia pociecha głośno protestowała, mówiąc: ''MAMA, ja chcę sama''. Odpuściłam, będąc zarazem pod wrażeniem tej dziecięcej determinacji. Do tego zadania Basia przyłożyła się z dokładnością godną benedyktyńskiego mnicha.
Kiedy zwróciłam uwagę, czy nad wejściem do garażu musi być zawieszone serduszko, usłyszałam w odpowiedzi: ''Musi, bo tak jest w instrukcji i na zdjęciu''. Kim jestem, żeby się o to spierać? Koniec końców budowa dobiegła końca i córka mogła podziwiać swoje nowe dzieło – domek, w którym mieszkają trzy dziewczynki: Emma, Olivia i Andrea.
Od zachwytów Basia szybko przeszła do kolejnej zabawy. Ku mojemu zdziwieniu nie sięgnęła wcale po inną w pokoju zabawkę, tylko postanowiła zostać dłużej w klockowym świecie LEGO Friends. Tym razem puściła wodze fantazji i zaczęła wymyślać najróżniejsze historyjki z udziałem plastikowych laleczek o wyglądzie sympatycznych nastolatek.
A to miał ktoś przyjść na przyjęcie i trzeba było upiec pizzę albo przygotować popcorn. A to przebywający na podwórku piesek gorzej się poczuł i jego młode właścicielki musiały zadzwonić do weterynarza. Widząc, że Basia złapała bakcyla, przyłączyłam się do tej zabawy i odtąd razem snułyśmy mniej lub bardziej wiarygodne opowieści.
Trzeba przyznać, że ma to swój urok. Przy okazji twórczej zabawy w narratora wydarzeń (w czym pomaga zabawna, kolorowa, realistyczna i pełna detali klockowa sceneria) dziecku rozwiązuje się język i można porozmawiać o jego codziennych sprawach – zajęciach w przedszkolu czy relacjach z najbliższymi rówieśnikami.
Można więc powiedzieć, że zabawa z tematycznymi klockami nie kończy się na samej budowie, a tak naprawdę dopiero się zaczyna. Z pomysłów na wykorzystanie gotowych klockowych budowli i dołączonych do nich minilaleczek może wyniknąć więc zajęcie łączące przyjemne z pożytecznym.