Integracyjna Szkoła Podstawowa na warszawskim Żoliborzu zmaga się z problemem braku sal na zajęcia lekcyjne, w tym religii. Mimo ogromnych starań, zaangażowania dyrekcji i wyrozumiałości rodziców, problem pokazuje coś więcej. Co dokładnie? Skutki nieprzemyślanej reformy edukacji i braku szczerej pomocy ze strony kościoła. Absurd goni absurd.
Radźcie sobie sami
Problem braku sal pokazał, jak bardzo polskie szkolnictwo nie jest na reformę edukacji gotowe. Podkreślę, Szkoła Podstawowa nr 68 to placówka integracyjna, gdzie odbywa się edukacja dzieci ze specjalnymi potrzebami. Są tu dzieci z zaburzeniami ze spektrum autyzmu (w tym zespołem Aspergera), zagrożone niedostosowaniem społecznym czy niepełnosprawne intelektualnie w stopniu lekkim.
Tutaj porządek przestrzenny, poczucie bezpieczeństwa i bezpieczne warunki kształcenia powinny być normą. Mówi o tym ustawa Prawa Oświatowego, dokładniej Art. 10. Ust. 1. Według dokumentu dyrektor przedszkola, szkoły czy innej placówki sprawuje opiekę nad uczniami oraz stwarza warunki do ich harmonijnego rozwoju psychofizycznego. Tylko, jak ma to zrobić, gdy nie współpracuje z nim ministerstwo edukacji?
Szkoła nagle została skonfrontowana z kumulacją rocznika, doszła ósma klasa, więc dzieci nie ubyło, a przybyło. Jak ma radzić sobie w tych warunkach szkoła? Ministerstwo pozostawiło tę kwestę dyrekcji... Wciąż trwają rozmowy z organem prowadzącym szkołę.
Skumulowane roczniki i brak miejsca w szkole
Cierpi dyrektorka szkoły, która w tej sytuacji jest bezradna, cierpią dzieci i rodzice. Nauczyciele oddali pokój nauczycielski, sale są przerabiane na mniejsze, część lekcji (i nie chodzi o WF) prowadzone są na boisku szkolnym, co, jak wiadomo, zaraz się skończy ze względu na pogdę. Część dzieci rozpoczyna lekcje już o 7:10, nawet na boisku.
Co na to rodzice? – Na szczęście współpracują, podchodzą do sprawy z dużą dozą zrozumienia – wyjaśnia w rozmowie z mamaDu dyrektorka szkoły, Agnieszka Jajkiewicz-Sołtys. W poniedziałek odbędzie się spotkanie z burmistrzem, na którym również pojawią się rodzice, bardzo zależało mi na takim spotkaniu – dodaje.
Co dziwni najbardziej w tej sytuacji? Reakcja parafii. Zwrócono się z prośbą do księdza pobliskiej parafii St. Kostki, parafia jednak pomocy odmówiła, mimo że to zajęcia religii. Przykuło to uwagę mieszkańców dzielnicy Żoliborz, większości rodziców i ich znajomych, wśród których jest Katarzyna Błażejewska, żona Macieja Stuhra. Na swoim profilu napisała: – Przerażające efekty reformy edukacji. (...) Najbardziej razi mnie postawa kościoła. A ksiądz poproszony przez szkołę o udostępnienie swoich sal – żeby dzieci miały tam lekcje religii – chce za to pieniędzy... Takie działania odbywają się kosztem dzieci, w tym również dzieci niepełnosprawnych. Dobra zmiana? Uczynny kościół dla wiernych?
Potrzebne jest wsparcie i jak najszybsze rozwiązanie, bo tak dłużej być nie może. Trwają negocjacje z księdzem proboszczem, który zaproponował wynajem Domu Pielgrzyma AMICUS.
Lekcji religii w szkole to wymiar 36 godzin/na tydzień,od 3 do 5 godzin codziennie. Jeśli za sale w AMICUS ksiądz każe płacić, będzie to niemały koszt. Zapłaci za to organ szkolny. – Hotelik musi się utrzymać – usłyszała dyrektorka szkoły w odpowiedzi na pytanie, dlaczego będzie trzeba zapłacić. To nie są łatwe negocjacje, wciąż trwają. To nie wszystko. Rodzice są przekonani, że w kościele jest sala, to przecież właściwe miejsce na zajęcia religii. Ksiądz uważa, że takim miejscem nie dysponuje.
W zaistniałej sytuacji oburza kilka rzeczy. Przede wszystkim kościół, który na warszawskim Żoliborzu bezinteresownie pomóc nie chce. Może fakt byłby do zaakceptowania, gdyby chodziło nie o zajęcia religii. Druga kwestia – ministerstwo edukacji, które za ten bałagan odpowiada. No i trzecia kwestia – dyrekcja, rodzice i dzieci, którzy są pozostawieni w tym chaosie sami. Czekamy na rozwiązanie.