Zabierać dzieci na mszę świętą czy nie? To pytanie nurtuje rodziców wierzących. Jak się okazuje, w maluchy irytują rodziców, bo w kościelnych ławkach zachowują się "niegrzecznie". "Czy zabierać niegrzeczne dzieci do kościoła, czy poczekać, aż będą starsze i rozsądniejsze?", pyta jedna z mam. Jej wątpliwości postanowił rozwiać znany duszpasterz, Remigiusz Recław SJ.
Zakłopotana matka w liście do portalu deon.pl pisze: "dzieci deklarują, że Eucharystia jest nudna, a jak się nudzą to kładą się na podłodze, na ławkach, rozmawiają, szarpią torebki swoich mam, a rodzice wychodzą z siebie". Z tego powodu nazywa dzieci "niegrzecznymi" i wątpi, czy jest sens zabierać je do kościoła. Odpowiedź księdza wielu zaskoczy.
W filmie opublikowanym na kanale na YouTube Remigiusz Recław tłumaczy: "Z jednej strony są ludzie bez dzieci i ksiądz. Przychodzą, bo chcą się modlić i potrzebują skupienia. A ksiądz, który nie czyta kazania z kartki potrzebuje warunków, by móc zachować logikę tego, co mówi. Jeszcze kilka lat temu, kiedy w kościele były krzyczące dzieci to prosiłem kogoś, by po cichu poprosił rodziców z dzieckiem do zakrystii. Bo nie wiedziałem gdzie jestem w tym, co mówię".
Dodatkowy problem to rodzice z dziećmi siedzący w kościele z przodu. Wówczas maluchy mają okazję pohasać po prezbiterium. Wierni wodzą wzorkiem za dzieckiem i obserwują rodziców, którzy co rusz chodzą po swojego podopiecznego. "Uważam, że to błąd. Rodzice powinni stanąć z tyłu", mówi ksiądz Remigiusz.
Ponadto wyjaśnia, że rozumie kapłanów, którzy decydują się zwracać rodzicom krzyczących maluchów z ambony. "Teraz już tego nie robię, kiedyś zrobiłem i ubolewam". Dodaje ksiądz Remigiusz.
Okazuje, że kapłan prowadzi w Łodzi msze dla przedszkolaków. "To, co się dzieje na tych mszach to jest sajgon. Dzieci biegają, próby uciszenia ich są bez sensu. Mniejsze dzieci raczkują, inne wspinają się na ołtarz, żeby coś zobaczyć", opisuje.
Jego podejście do obecności dzieci w kościele ksiądz Remigiusz zmienił po tym, jak miał okazuje obserwować sytuację, która dla wielu matek symbolizuje codzienność. Otóż, ksiądz widział jak matka trójki dzieci próbuje je ubrać po mszy. Dzieci w kościele nie miały kurtek i butów, zatem jak można się domyślić, zanim zdążyła ubrać drugie i trzecie dziecko, pierwsze znów było rozebrane.
"Pomyślałem, że to święta kobieta. Bo to samo miała w domu przed wyjściem, a mimo to do kościoła przyszła z dziećmi, by wychowywać je w wierze katolickiej. Od tamtej pory wszystkich rodziców, którzy pojawiają się w kościele z dziećmi uważam za świętych", komentuje ksiądz Remigiusz.
"Rodzice, podziwiam was i przepraszam jeśli ktokolwiek zwrócił wam uwagę, że wasze dziecko przeszkadza w kościele. (...) Nie chodzi o to, by było idealnie. Byśmy wszyscy słuchali w ciszy kazania. Jeśli nie możemy słuchać, bo musimy zająć się dziećmi, ale dzieci te są w kościele, to tak musi być. Właśnie to nas nawróci. To, że będziemy cierpliwi wobec krzyczących dzieci, będziemy cierpliwi, mimo że nie usłyszymy miłego dla ucha kazania, przysłuży się naszemu nawróceniu", wyjaśnia ksiądz.