Reklama.
Dramat na plaży
Wróciły, pomimo tego, że akurat nad morzem nie wypoczywam, nie mam dzieci, a rodzina, w której wydarzyła się tragedia, jest mi obcą. Jednak czytając o tym, co wydarzyło się w Darłówku, miałam gęsią skórkę, od razu wyobrażając sobie, co w tym momencie przeżywają rodzice.
Wróciły, pomimo tego, że akurat nad morzem nie wypoczywam, nie mam dzieci, a rodzina, w której wydarzyła się tragedia, jest mi obcą. Jednak czytając o tym, co wydarzyło się w Darłówku, miałam gęsią skórkę, od razu wyobrażając sobie, co w tym momencie przeżywają rodzice.
Poczułam też wściekłość. Na to, że co roku wszystkie media trąbią, by nie zostawiać dzieci i zwierząt w nagrzanych samochodach. I tak nadal znajdują się tacy, co to robią. Zawsze "tylko na 5 minut".
Na to, że co roku pojawiają się kampanie, by nie wchodzić do wody po alkoholu i co roku we wrześniu czytamy o rosnących statystykach utonięć. Przecież to "tylko jedno piwko". Na to, że co roku słuchamy apeli o rozwagę, gdy jesteśmy na plaży. O tym, jak łatwo "zgubić dziecko" w tłumie plażowiczów odgrodzonych parawanami niby wiemy wszyscy. O tym, że morze jest nieprzewidywalne, uczymy się w szkole.
Chwila nieuwagi
Wiem, że niebezpiecznie zbliżam się do naiwnej idealizacji, ale krew mnie zalewa, gdy dzieje się coś, czego dało się uniknąć. Trudno mi zachować spokój, gdy w komunikatach o tragedii, do której doszło w Darłówku, czytam, że ratownicy wywiesili czerwoną flagę, że miejsce było znane jako czarny punkt, w którym już kilka razy doszło do wypadku, że mama najpewniej zostawiła 11-, 13- i 14-letnie dzieci w wodzie, a sama udała się z 2-latkiem do toalety (tata był na kocu, nie pilnował dzieci).
Wiem, że niebezpiecznie zbliżam się do naiwnej idealizacji, ale krew mnie zalewa, gdy dzieje się coś, czego dało się uniknąć. Trudno mi zachować spokój, gdy w komunikatach o tragedii, do której doszło w Darłówku, czytam, że ratownicy wywiesili czerwoną flagę, że miejsce było znane jako czarny punkt, w którym już kilka razy doszło do wypadku, że mama najpewniej zostawiła 11-, 13- i 14-letnie dzieci w wodzie, a sama udała się z 2-latkiem do toalety (tata był na kocu, nie pilnował dzieci).
Piszę najpewniej, ponieważ redakcja TVN24 podała, że jest to nadal sprawdzane. Z relacji świadków wynika, że dzieci mogły znajdować się na falochronie i zostać porwane przez wysoką falę.
Zgubne okazały się silne prądy wsteczne, które, nawet jeżeli rodzeństwo nie weszło głęboko, były w stanie je wciągnąć. W podobny sposób prawie straciłam siostrę. Pluskałyśmy się w morzu, na szczęście z tatą. Nagle ją przewróciła fala, a prąd zaczął wciągać. Gdyby nie było z nami opiekuna, podejrzewam, że walka z żywiołem byłaby nieskuteczna - natychmiastowa reakcja dwóch dorosłych, silnych mężczyzn (jeden był znajomym-ratownikiem) trwała kilkanaście minut.
Edukujmy dzieci... i dorosłych!
Za każdym razem, spędzając z rodzicami wakacje nad morzem, słyszałam, że sama nie mogę przebywać w wodzie. Jęczałam, stękałam, nie rozumiałam, oburzałam się, ale byli nieubłagani. Gdy teraz czytam o takich wypadkach, rozumiem. Mam tak zapisany w głowie komunikat, że dziecko NIE MOŻE samo bawić się w morzu, że gdy tylko widzę zajętych sobą rodziców na kocu, a malucha na dmuchanym materacyku pluskającego się "przy brzegu", to chcę z nimi rozmawiać.
Za każdym razem, spędzając z rodzicami wakacje nad morzem, słyszałam, że sama nie mogę przebywać w wodzie. Jęczałam, stękałam, nie rozumiałam, oburzałam się, ale byli nieubłagani. Gdy teraz czytam o takich wypadkach, rozumiem. Mam tak zapisany w głowie komunikat, że dziecko NIE MOŻE samo bawić się w morzu, że gdy tylko widzę zajętych sobą rodziców na kocu, a malucha na dmuchanym materacyku pluskającego się "przy brzegu", to chcę z nimi rozmawiać.
Może to jest sposób? Często powtarzamy, by nie wtykać nosa w nieswoje sprawy, nie zwracać uwagi innym ludziom, szczególnie w kontekście wychowania potomstwa. Może jednak nieraz warto wetknąć ten nos? Może ktoś nie dostał od swoich rodziców takiej nauki i zwyczajnie zagrożenia nie widzi, nie zdaje sobie z niego sprawy?
Teraz już nie chodzi o czepianie się rodziców, których spotkała niewyobrażalna tragedia, "szukanie winnych" (niektórzy już zaczęli czepiać się ratowników) czy rzucanie oskarżeń. Czuję ogromny smutek i żal jak pewnie większość osób czytających te doniesienia.
Nie mam złych intencji. Życzę tym rodzicom dużo siły. Innym natomiast polecam chwilę refleksji.
Napisz do autorki: alicja.cembrowska@mamadu.pl
Może cię zainteresować także: Dramat nad Bałtykiem. Rodzice, uważajcie na swoje dzieci! Nie ignorujcie zakazu kąpieli