Takie blizny na rękach mają dzieci, które poznały "wyzwanie dezodorantu".
Takie blizny na rękach mają dzieci, które poznały "wyzwanie dezodorantu". facebook.com
Reklama.
O „deodorant challenge” po raz pierwszy zrobiło się głośno, gdy w ubiegłym roku Sara Pears Stanley, mama 12-letniej Kaitlyn opublikowała w mediach społecznościowych post skierowany do rodziców nastolatków. Dołączyła do niego zdjęcie, przedstawiające rękę swojej córki, na której dostrzec można było wyraźne punktowe blizny. „Fajnie wygląda, ponieważ na skórze tworzy się wzór”, komentowała dziewczynka w programie „This Morning”, do którego została zaproszona wraz z mamą.
Na jednym incydencie się nie skończyło. Media obiegły kolejne zdjęcia, tym razem poważnie poparzonych dziecięcych rąk.
18 kwietnia 10-letnia Ellie Prescott wróciła do domu z placu zabaw z poparzeniami drugiego stopnia. Ze strachu ukrywała obrażenia przed mamą, jednak kolejnego dnia ból był nie do zniesienia. Z rany wciąż sączył się płyn. Dwa tygodnie po incydencie lekarze wciąż nie wiedzą, czy przeszczep skóry będzie konieczny.
Gdy dziewczynka wróciła do szkoły z opatrunkiem na ramieniu, koledzy zapytali co jej dolega. Okazało się, że bardzo wielu z nich może pochwalić się podobnymi bliznami. Jednak do „wyzwania dezodorantu” wcale nie trzeba zostać zaproszonym - rówieśnicy Ellie poprosili ją na placu zabaw, by wyciągnęła rękę i bez uprzedzenia zrobili jej krzywdę.
Na szczęście, do tej pory nie ma doniesień, które świadczyłyby, że niebezpieczną zabawę poznali już polscy uczniowie.