Troska o bezpieczeństwo czy naruszanie granic intymności? To pytanie zadają sobie mieszkanki Świdnika, zaniepokojone monitoringiem w szpitalnej sali poporodowej. Chociaż dyrektor szpitala zapewnia, że kamera jest włączana wyłącznie w wyjątkowych sytuacjach i po uzyskaniu pisemnej zgody matki, sam pomysł wywołuje mieszane uczucia wśród pacjentek.
– Czy młode mamy rodzące w świdnickim szpitalu też widziały kamerę na sali poporodowej? Totalnie nie rozumiem, po co to? Ktoś coś wie więcej? – zapytała za pośrednictwem strony Spotted: Świdnik na Facebooku zaniepokojona mieszkanka Świdnika.
Okazuje się, że kamera jest zainstalowana w sali dla matki i noworodka po porodach powikłanych i jest włączana w wyjątkowych sytuacjach.
– Aby zapewnić bezpieczeństwo dziecku i jego matce po porodach powikłanych, w pierwszych godzinach życia noworodka, szpital musi mieć możliwość albo obserwacji bezpośredniej, albo przy użyciu kamer – wyjaśnia w rozmowie z Dziennikiem Wschodnim Irmina Nikiel, dyrektorka Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie. – Jeśli na sali nie ma kamery, to powinna tam być położna, która cały czas jest przy dziecku i je obserwuje – dodaje.
Dyrektor szpitala w Świdniku, dr Jacek Kamiński, przyznaje, że sprawa jest delikatna, jednak mamy nie powinny być zaniepokojone, bo monitoring w żaden sposób nie narusza ich prywatności. Kamera ma na celu zapewnienie matce i noworodkowi bezpieczeństwa.
– Monitoring uruchamiamy na jej życzenie lub wtedy, kiedy lekarz czy położna wskazują, że jest taka potrzeba. W obu tych przypadkach kamera jest włączana po pisemnej zgodzie matki dziecka – przekonuje Kamiński.
Owszem, włączenie kamery nie gwarantuje mamie i dziecku prywatności i jest naruszeniem granic w jednym z najbardziej intymnych momentów. Z drugiej strony to ochrona i możliwość szybkiej interwencji w momencie zagrożenia. Czy wątpliwości pacjentek są uzasadnione? Co myślicie o monitoringu w salach poporodowych?