Od kilku lat z przerażeniem obserwujemy rosnące wskaźniki zanieczyszczeń powietrza, a "smog" jest chyba jednym z najczęściej używanych słów w 2017 roku. Żyjemy coraz bardzo świadomie i wiemy, że zło w postaci foliówek czy rozkładających się milion lat plastików czai się na nas na każdym kroku. Czy jednak na co dzień myślimy o tym, że zagrożenie dla naszego, a szczególnie naszych dzieci, zdrowia stanowią paragony fiskalne czy... obiad, składający się z kaszy czy popularnego ryżu w wygodnych woreczkach?
Bez przesady
Można by oczywiście na wstępie westchnąć, że "bez przesady", przecież idąc tym tropem powinniśmy z diety wyeliminować większość produktów. O tym cudzie rozwoju, ukrytym pod poetycką nazwą "bisfenol A" (BPA) mówi się jednak od kilku lat i co? Właściwie niewiele. Wiadomo, że jest i towarzysz nam na każdym kroku, bo jak napisał amerykański TIME: "Jeśli nie masz BPA w swoim organizmie, nie żyjesz w świecie współczesnym", wiadomo również, że jakimś cudem wciąż jest stosowany, chociaż sieje w naszych organizmach zamęt.
Lubimy kasze i ryże, nie bez powodu uznając je za produkty zdrowie i właściwie uniwersalne - pasują do mięs, ale i można serwować je na słodko. Gdy jednak ugotujemy je w niewłaściwy sposób pozostaje nam jedynie wiara, że zjedliśmy coś zdrowego.
Na początku 2017 roku głośno było o badaniach naukowców z Uniwersytetu Queens w Belfaście, który odkryli, że tradycyjny sposób przyrządzania ryżu sprzyja rozwojowi chorób serca i raka. Przyczyną jest arsen, zawarty w nawozach i glebie, gdzie rośnie roślina. Po eksperymencie, który polegał na wypróbowaniu trzech metod gotowania, okazało się, że najzdrowiej jest moczyć produkt nawet kilka godzin, a przed gotowaniem wypłukać i gotować w proporcji 1 część ryżu na pięć części wody.
Złe woreczki
Gorszym problemem, o którym od kilka lat powstają artykuły są woreczki, których celem było bardziej komfortowe i wygodne gotowanie, a jest... No właśnie. Foliówki mogą powodować, że nasza kasza czy ryż nie tylko tracą minerały, ale również gotują się w towarzystwie bisfenolu A. I tutaj powinniśmy być czujni i sprawdzać, czy produktów danego producenta to dotyczy, czy nie.
Bisfenol A jest związkiem chemicznych stosowanym do produkcji tworzyw sztucznych. Gdy dostaje się do organizmu, przez skórę, układ oddechowy lub pokarmowy, może zaburzać pracę układu nerwowego, gospodarki hormonalnej czy uszkodzić wątrobę. Oczywiście, nie umrzemy od jednorazowego spożycia, jednak wielu zastanawia się jak jest w przypadku regularnego wchłaniania. Zdania są podzielone, co widać w dyskusjach pod wieloma artykułami - jedni uważają, że to brzmi to trochę nad wyrost, inni przywołują badania wskazujące, że jednak w większości produktów z plastiku, które towarzyszą nam na co dzień jest BPA - na wewnętrznych ściankach puszek z napojami i warzywami (pokryte jest żywicą epoksydową z BPA), w foliówkach, zabawkach, dziecięcych butelkach i akcesoriach, ale również... na paragonach i wydrukach z bankomatów.
Największym problemem jest jednak to, że BPA jest również syntetycznym estrogenem. Gdy zatem gotujemy ryż czy kaszę w woreczku (albo podgrzewamy jedzenie w nie przystosowanym, nieprawidłowo oznaczonym opakowaniu), BPA uwalnia się do wody, a następnie znajduje się w naszym organizmie.
W Unii Europejskiej tolerowana dzienna dawka BPA nie może przekraczać 0,05 mg na kilogram masy ciała. A orzeczenie wydane przez amerykańskie Federal Drug Administration (FDA) w 2008 r. wykazało, że niska ekspozycja na substancję chemiczną jest bezpieczna, ponieważ jest ona szybko eliminowana z organizmu. Cały czas jednak trwają badania mające na celu określenie wpływu chemikaliów na ludzkie hormony. Dziwi, że o problemie mówi się od tylu lat, a nadal brakuje regulacji w tej sprawie.
Dowodów brak
W rozmowie z Onetem dr Konrad Szychowski z Katedry Zdrowia Publicznego, Dietetyki i Chorób Cywilizacyjnych na Wydziale Medycznym Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie przyznał, że BPA nie jest rozdmuchanym problemem, a realnym zagrożeniem.
Cała dyskusja wynika głównie z tego, że w wielu publikacjach można trafić na informację, że "dane nie są jednoznaczne". Jak jednak tłumaczy dr Konrad Szychowski, ilości wykrywane w żywności nie były niekorzystne dla zwierząt laboratoryjnych, na których prowadzono testy. Jednak myszy żyją znacznie krócej niż człowiek, a działanie bisfenolu-A może być zauważalne dopiero po kilku latach.
Gdy pojawiło się coraz więcej głosów na temat stosowanie BPA w produktach dla najmłodszych, wprowadzono oznaczenie "BPA-free". Jednak stosowanie podobnego komunikatu w produktach dla dorosłych nie jest obowiązkowe.
Kontakt bezpośredni
Jeżeli mielibyśmy wskazać osoby najbardziej narażone na skażenie, bez wątpienia każdy w pierwszej kolejności wskazałby pracowników, którzy mają bezpośredni kontakt z substancją - pierwsze tego rodzaju badanie wykonał Narodowy Instytut Bezpieczeństwa i Higieny Pracy (NIOSH) w Stanach Zjednoczonych - podaje brytyjski The Guardian. Wykazało, że osoby te miały około 70 razy wyższy poziom BPA w moczu niż przeciętny dorosły Amerykanin.
Substancja jest jednak najbardziej szkodliwa dla małych dzieci, ponieważ mają one mniejsze zdolności detoksykacyjne i niewielką wagę. Nie tak dawno podniesiono głosy, że bisfenol A znajduje się w butelkach, kubkach, talerzykach czy łyżeczkach dla niemowląt. Producenci dobrowolnie wycofali substancję. Federal Drug Administration w USA zakazała dodatkowo stosowania BPA w puszkach z jedzeniem dla dzieci. W ślady Amerykanów poszli Francuzi, którzy w 2015 roku zabronili stosowania BPA we wszystkich opakowaniach, w których znajduje się żywność.
Wracając jednak jeszcze na moment do badaniach pracowników i argumentów, że nie ma wystarczających dowodów potwierdzających wpływ BPA na gospodarkę hormonalną i zachowania seksualne - zwiększenie poziomu estrogenów w organizmie, co u mężczyzn prowadzi do zmniejszenia poziomu testosteronu i obniżenia sprawności seksualnej (Rogers J.A., 2013). Problemem są oczywiście pieniądze. Aby uzyskać zgodę na stosowanie konkretnych zabezpieczeń, potrzebne są twarde raporty. A żeby je sformułować należałoby zrobić serię regularnych i dokładnych badań - te oczywiście są drogie, a producenci dodają, że oczekiwanie od pracowników, by kilka razy w roku oddawali próbki moczu byłoby niewykonalne.
Narażone kasjerki
Kolejną grupą, która może obawiać się BPA są osoby pracujące w sklepie lub wszystkie, które mają intensywny kontakt z banknotami. Oczywiście wszyscy na co dzień wypłacamy pieniądze, odbieramy paragony i wydruki z bankomatów czy kupujemy bilety jednak dla osób zajmujących się tym zawodowo nie jest to kontakt sporadyczny. A tym samym może być zagrożeniem.
Bisfenol znajduje się na papierze do drukarek termicznych. Dlatego badacze sugerują, żeby kobiety pracujące w sklepach, a będące w ciąży szczególnie dbały o regularne mycie rąk - podczas dotykania paragonu suchymi palcami pozostaje na nich od 0.2 do 6 mikrogramów BPA; dotykanie tłustymi lub mokrymi palcami powoduje, że wskaźnik rośnie nawet 10-krotnie. Substancja może utrzymywać się na palcach nawet do 2 godzin - w tym czasie łatwo o jej wchłonięcie, np. z szybko zjedzoną przekąską. Co ważne, bisfenol A z łatwością pokonuje barierę łożyskową oraz barierę krew-mózg. Dlatego zjadanie produktów z BPA czy wchłanianie ich poprzez kontakt z zabawkami oznaczonymi znakiem " 07 O" lub "03 PVC" może zaburzać prawidłowe działanie układu nerwowego. Bezpieczny dla dzieci jest polipropylen - "05 PP".
Można oczywiście pozostać przy swoim stanowisku z początku tekstu, czyli nie ma co przesadzać, na coś trzeba umrzeć. A można przy okazji kolejnych zakupów zwrócić większą uwagę na etykiety.