To nie jest historia o głupocie, zadufaniu czy przecenianiu swoich możliwości. To opowieść przede wszystkim o wielkiej miłości do najbliższych i przecenianiu własnych możliwości. Kobiety nie wiedzieć czemu biorą na siebie zbyt wiele obowiązków i uważają, że muszą im podołać za wszelką cenę. Czasem im się to udaje, ale zazwyczaj po latach odchorowują stres i zabieganie związane z wychowywaniem dzieci. Zdarzają się jednak takie przypadki, gdy dochodzi do dramatu.
W sobotę zmarła bliska mi osoba. Żona kuzyna. Matka dwójki dzieci 7 lat i 1,5 roku. Idealna matka, super rodzinka. Ostatnie co Ania wspólnie jeszcze zdążyła zrobić z córką to ozdoby z masy porcelanowej na choinkę i pierniki, zanim odeszła na zawsze.
Ania dbała o dom, męża dzieci o wszytko. Czuć było miłość w tym domu, spokój i wszystko inne czego w moim nie było. Ania zawsze pomocna, zorganizowana konfitury, przetwory, sosy z pomidorów do pizzy w szafie, wszystko ręcznie robione i od sąsiada bez chemii. Mnie się nie chciało za to jej bardzo. Anka zawsze dbała o zdrowie swojej rodziny. Rano na czczo cała rodzinka pijała mikstury na wzmocnienie na odporność itp. uzależnione od sezonu.
Gdy była jakaś choroba, Ania biegusiem do lekarza, a to z dziećmi, a to męża wyganiała. O sobie zapominała. I tak oto niedoleczona grypa ją załatwiła. Zdążyłam pogadać z nią jeszcze przez telefon, gdy trafiła do szpitala. W pierwszym dniu wspominała o anginie, zapaleniu ucha. Sekcja zwłok wykaże. Ani trafiła do szpitala 23.11.17 przez przypadek.
Poszła do rejonowego lekarza, bo myślała, że przeszła zawał. Od wakacji skarżyła się na zdrowie, ale jak to my baby i matki zawsze wszytko na głowie i zawsze usprawiedliwione przecież mam małego synka i może on mnie tak wykańcza. Zresztą teraz ogarniała dwójkę dzieci, a nie jedno, dom i męża. Gdy już nie potrafiła pokonać dwudziestu schodów w mieszkaniu, bardzo się zaniepokoiła. Zadzwoniła do przychodni i czekał dwa dni na wizytę, bo był full. Gdy już się pojawiła, na sygnale trafiła do szpitala... i zaczęło się. Najpierw zdiagnozowano zapalenie mięśnia sercowego, potem już poszło jak domino...
Powiększona wątroba, obustronne zapalenie płuc, woda dostała się do obu płuc, sepsa, wysiadły nerki. Pod respiratorem i w śpiączce umarła po 10 dniach zostawiając na świecie dwoje cudownych malutkich dzieci i męża... Nie będę pisać dalej, bo najgorsze jeszcze przed nimi Mikołaj, święta to i to usrane Życie bez MAMY, żony i Ani. Jakieś wnioski? Nie chcę pisać co dzieje się z córeczką, której została dopiero wczoraj przekazana informacja o śmierci jej mamusi i o synku który chodzi po domu od kilku dni i woła mama.
Nie będę bardziej się rozpisywać, co dzieje się teraz w tej rodzinie, sami możecie sobie wyobrazić tragedię tej rodziny. Wyję z bólu od soboty, bo miałyśmy dzieci w tym samym wieku. Ania miała 37 lat. Proszę o poruszenie tematu.
Bagatelizowanie grypy, która niestety może przejść w zapalenie płuc, może skończyć się tragicznie. Zapalenie mięśnia sercowego naprawdę jest możliwe u trzydziestokilkulatków, to nie jest domena osób starszych. Objawy zapalenia mięśnia sercowego nie są alarmujące, najpierw jest to osłabienie i stany podgorączkowe, płytki oddech i duszność, co często traktowane jest jako zwykłe zmęczenie. Gdy dochodzi do tego przyspieszone tętno, kołatanie, utrata przytomności i ostre bóle w klatce piersiowej, to znaki, których absolutnie nie można zbagatelizować. Czasem pogrypowe zapalenie mięśnia sercowego przebiega bezobjawowo, a rozpoznaje się dopiero skutki schorzenia po latach. Pacjent musi trafić do szpitala, dostaje niesteroidowe leki przeciwzapalne, antybiotyk (jeżeli ma zakażenie bakteryjne) oraz leki immunosupresyjne.
Zaniedbanie zdrowia, zlekceważenie niepokojących objawów — nie jest dopuszczalne, gdy ma się dzieci. Nie można heroizmem nazywać omijanie gabinetu lekarza, bo na to nie ma czasu. Nie można wzorować się na matkach, które zawsze są idealnie przygotowane do świąt, ich mieszkanie błyszczy, dzieci z kokardkami we włosach odrabiają lekcje, a w pracy szef przyznaje premię uznaniową. Nie ma takich kobiet, które są w stanie podołać wszystkiemu, czasem każda może zapomnieć przygotować ulubioną kanapkę do szkoły, spóźnić się z życzeniami, a kurz za kanapą naprawdę nie zrujnuje nikomu świąt. Regularne wizyty u lekarza to podstawa, jeżeli kocha się rodzinę i chce się być z nimi jak najdłużej. Więc teraz właśnie w kontekście nadchodzących świąt zastanówcie się, ile jesteście w stanie spokojnie zrobić same, poproście o pomoc, przełóżcie część obowiązków na później, a jeżeli zachorujecie, połóżcie się do łóżka.
Może cię zainteresować także: Szczyt zachorowań na grypę. Codziennie diagnozuje się ją u 30 tys. osób. Czy grozi nam epidemia?