Znowu bezrobotni mają lepiej niż pracujący rodzice. „Proszę się zwolnić, to dziecko przyjmiemy do żłobka”. O nieprzyjemnej sytuacji w żłobkach na warszawskiej Białołęce poinformował serwis Money.pl. Tu właśnie z unijnego programu miały powstać cztery nowe żłobki, które wsparłyby mieszkańców jednej z najszybciej rozwijających się dzielnic. Niestety to, co miało być wspaniałym rozwiązaniem dla wielu rodzin, stało się powodem wyrzutów. Znowu bezrobotni dostali fory przed pracującymi rodzicami, którzy często z własnej kieszeni muszą płacić za prywatne żłobki bądź opiekunki. Ogromne koszty z tym związane są dużym obciążeniem dla rodzinnego budżetu.
Okazało się bowiem, że do nowo powstałych placówek przyjmowane są dzieci tylko osób zarejestrowanych na bezrobociu albo przebywających na urlopie macierzyńskim lub rodzicielskim, którym kończy się właśnie umowa o pracę zawartą na czas określony. Oczywiście pracujący rodzice mogą zapisywać dziecko, ale raczej nie mają co liczyć na to, że dostaną miejsce, jak zapewniają pracownicy placówek.
Najciekawsze w tym wszystkim jet to, że w żadnym ze żłobków nie ma kompletu dzieci i robione są kolejne nabory. Jak rodzice chcą powalczyć o miejsce, wystarczy, że zwolnią się z pracy, alo jak podpowiadają mieszkańcom Białołęki pracownicy żłobków „dogadają się z pracodawcą i wezmę dwa tygodnie urlopu wychowawczego. W taki sposób żłobki obchodzą absurdalne wymagania, bo skąd znaleźć 450 rodziców bezrobotnych lub na zwolnieniach na Białołęce”.
Szkoda, że założenia projektu ”Żłobek dla malucha” są niekorzystne dla rodziców, którzy nie czekając na pomoc państwa, wzięli sprawę w swoje ręce i powrócili na rynek pracy. Im nikt nie chce pomóc, bo... poradzili sobie sami.