Przeczytałam te trzy książki dla nastolatków. Dowiedziałam się z nich więcej, niż z poradników wychowawczych
Karolina Pałys
25 października 2017, 10:38·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 25 października 2017, 10:38
Nigdy w życiu nie chciałabym przechodzić jeszcze raz przez okres dorastania, nawet gdyby za taką wycieczkę w czasie ktoś zaproponował mi milion dolarów albo plakat z autografem Kurta Cobaina (dla ścisłości: brałabym oczywiście to drugie). Mogłabym cofnąć się do poszczególnych momentów, bo moje top 10 życiowych wspomnień co najmniej w kilku przypadkach rozgrywa się w gimnazjum i liceum. Ale przeżywać ten cały “ból istnienia” jeszcze raz? O nie, dziękuję bardzo. Byłam, widziałam, nie jestem fanką. Jeśli myślicie podobnie, pewnie nigdy nie sięgnęliście po książki Eve Ainsworth - nawet jeśli leżą gdzieś pod łóżkiem waszego dziecka.
Reklama.
Eve Ainsworth jest brytyjką, parającą się dość trudnym gatunkiem literackim oznaczanym jako YA. To skrót od Young Adults, czyli powieści dla “młodych dorosłych”. Zanim zaczniecie się zżymać, że przechodząca właśnie fazę kontestacji jednostka, która w trakcie śniadania potrafi skutecznie podważać nawet sens smarowania bułki masłem, ma do dorosłości co najmniej tak daleko, jak ty do Dalajlamy w kwestii cierpliwości - spróbujcie przebrnąć chociaż przez jedną pozycję. Po co? Żeby spojrzeć na siebie samych - “starszych dorosłych” - trochę bardziej krytycznie.
Czytałam trzy książki Ainsworth: “Krzywda”, “7 dni” oraz “Zadurzenie” i wcale nie zazdroszczę jej jako pisarce. Jej pierwotnymi odbiorcami są najbardziej krytyczni czytelnicy na świecie. Jako kobieta na oko trzydziestoparoletnia, pewnie nie raz musiała mierzyć się z zarzutami typu: a co ty w ogóle o nas wiesz? Ale jako doświadczona terapeutka, kontrargumenty ma chyba dobrze przećwiczone, bo jej książki sprzedają się w sporych nakładach na całym świecie. Ainsworth albo ma dobre oko do wyłapywania niuansów nastoletnich zachowań, albo po prostu postanowiła (w przeciwieństwie do co poniektórych) nie zapominać, jak to jest być nastolatką. I przyznaję, nawet mi w pewnym momencie przypomniały się wypieki na policzkach, z którymi zaczytywałam się, chociażby w “Dzieciach z Dworca Zoo”.
Oczywiście nie namawiam was do czytania Ainsworth po to, żeby dowiedzieć się, co trapi dzisiejsze nastolatki, bo o tym każdy rodzic pojęcie mniejsze lub większe ma. Poza tym umówmy się, nie są one aż tak bardzo odległe od tego, czym my sami przejmowaliśmy się te 10 plus lat temu. Bardziej cenną lekcją, jest ta, z której nauczycie się, jak dzieciaki odbierają nasze reakcje na ich problemy, albo “problemy” - bo pewnie większości z nas zdarza się brać ich zmartwienia w umniejszający cudzysłów. Czytając “Krzywdę”, “7 dni” oraz “Zadurzenie” macie szansę oduczyć się tego nawyku - na przykładach które dość mocno działają na wyobraźnię.
“Krzywda”
Podtytuł tej książki brzmi: “Historia moich blizn” i zdradza, jaki problem stanowi tu oś całej opowieści. Dość istotne z punktu widzenia czytelników - zarówno “young”, jak i tych “old” adults - jest to, że historia dotyczy przciętnej dziewczyny - i nie jest to określenie w żadnym razie negatywne. Gabi mieszka z obojgiem rodziców, którzy, mimo że prowadzą pub, nie są ani specjalnie zamożni, ani biedni. Ma najlepszą przyjaciółkę, ma też paczkę znajomych, którzy ją akceptują. Kocha jazdę na desce i, być może, kolegę ze skateparku. Być może dlatego, że teoretycznie wszystko powinno jej się układać, nie jest jednak w stanie właściwie nikomu powiedzieć, jak bardzo cierpi po stracie dziadka. Dość szybko dochodzi do wniosku, że emocje można próbować zagłuszyć bólem fizycznym.
Książek o samookaleczaniu powstały pewnie setki, ale “Krzywda” jest na tym tle pozycją wyjątkową właśnie dlatego, że nie ma tam taniego dramatyzmu czy niepotrzebnych wyolbrzymień. Poza tym pokazuje, że do tego, aby sięgnąć po żyletkę i przeciągnąć nią poziomo po skórze nie trzeba stracić obojga rodziców w wypadku samochodowym. Śmierci każdej bliskiej osoby - dziadka, cioci, kolegi - może okazać się dla nastolatka problemem nie do przejścia i jednocześnie problemem, który dorośli często bagatelizują.
“Krzywda” pozbawiona jest taniego dydaktyzmu, ale jednocześnie dość jasno, prezentuje powody, dla których Gabi się tnie. I pewnie nie trzeba mieć dyplomu psychologa, żeby się ich domyślić - nawet w prawdziwym życiu. Z drugiej strony, dużo łatwiej zastosować wtedy strategię uniku i dokładnie to robi początkowo matka Gabi: przez chwilę chce wierzyć córce, kiedy ta wymyśla kolejne historie o tym, jak spadając z rampy, nabawiła się rany ciętej idealnie jak od linijki. Rozmowa w otwarte karty też nie przebiega dokładnie tak, jak w scenariuszach psychologicznych konfrontacji: Gabi obiecuje, że przestanie, matka - jej wierzy i tyle. Efekty takiej taktyki są łatwe do przewidzenia.
7 dni
Kez jest śliczna, popularna, lubiana, utalentowana. Jess jest gruba, nieśmiała, niezbyt lubiana. Ludzi bardzo łatwo zaszufladkować, zwłaszcza kiedy etykiety do poszczególnych szufladek wkładają czternastoletni rówieśnicy. Z koleżeńskiej perspektywy nie widać nic złego w tym, że Kez bezlitośnie wyżywa się na Jess - ona się z nią przecież tylko droczy.
“7 dni” znów nie proponuje standardowego podejścia do tematu przemocy rówieśniczej. Poznajemy bowiem dwie strony historii - autorka oddaje głos nie tylko nękanej Jess, ale i Kez, a co najważniejsze, udaje jej się nie bagatelizować przy tym problemów żadnej ze stron. Zachowania Kez oczywiście nie usprawiedliwia, ale dość przekonująco dowodzi, że reakcje dziewczyny nie wynikają po prostu z jej “złej” natury.
Taką perspektywę trudno przyjąć rodzicom, których dzieci padają ofiarami przemocy. Argumenty, które w swojej opowieści przytacza Ainsworth warto wziąć jednak pod uwagę, tym bardziej że ona sama jako dziecko była przez rówieśników nękana.
O swoich doświadczeniach opowiedziała w artykule, który ukazał się na łamach brytyjskiego “Guardiana”. W tym samym tekście opowiadała o dziewczynie, która stanowiła pierwowzór jednej z głównych bohaterek: - Mogłabym ją porównać do puszki coli, która potrząsano tyle razy, że w końcu musiała wybuchnąć (...) W sprawach dotyczących nękania nie ma prostych odpowiedzi. Oprawcy nie nękają swoich ofiar, bo są wrednymi, nieczułymi indywiduami, podobnie jak ich ofiary nie są żałosnymi tchórzami - twierdzi Ainsworth i takie też przesłanie płynie z “7 dni”.
“Zadurzenie”
14-latka i 17-latek zaczynają się spotykać. Ta niewielka, z dorosłej perspektywy, różnica wieku w latach nastoletnich wydaje się spora. W przypadku Anny i Willa jest wystarczająca, aby chłopak mógł skutecznie zdominować dziewczynę i starać się podporządkować ją swoim, coraz bardziej ograniczającym zasadom.
Różnica wieku pomiędzy bohaterami nie stanowi oczywiście problemu samego w sobie. Pozwala ona jednak przypomnieć sobie, jak reagowali nasi rodzice, na wieść o tym, że wychodzimy ze starszymi kolegami i uzmysłowić, że my w stosunku do swoich dzieci zachowujemy się podobnie. Czytając “Zadurzenie” przekonujemy się jednak, że fiksując się na tym jednym aspekcie, możemy łatwo stracić z oczu to, co najważniejsze, na przykład to, dlaczego Anna w ogóle godzi się być z chłopakiem, który niespecjalnie ją szanuje?
Jak czytamy na jej stronie internetowej, pisząc “Zadurzenie” Ainsworth opierała się na doświadczeniach szkolnych przyjaciółek: - Chłopak jednej z nich był jak jej cień - cały czas ją śledził. Nigdy nie skrzywdził jej fizycznie, ale jeden nieprzychylny komentarz z jego ust sprawiał, że z żywej wesołej dziewczyny zmieniał się w cichą i potulną (...) Mimo że dzisiaj jest szczęśliwa i bezpieczna, kiedy mówi o tym okresie jej twarz momentalnie się zmienia - wspomina Ainsworth.
Artykuł powstał we współpracy z wydawnictwem Zielona Sowa.