Każdy miesiąc, każdy dzień, to nieodwracalna strata
Podjęcie decyzji o adopcji dziecka jest decyzją trudną, wymagającą odwagi i przemyślenia. Czasu oczywiście na rozmyślania nie zabraknie, bo procedury adopcyjne w Polsce trwają tak długo, że zostają najwytrwalsi. Choć wszyscy mówią, że wszystko to dzieje się, by zapewnić dzieciom jak najlepsze warunki do życia w nowej rodzinie, to mało pisze się o tym, jak bardzo cierpią najmłodsi, czyli niemowlęta. W ich przypadku każdy miesiąc przebywania w placówkach opiekuńczych, a nie wśród marzących o dziecku rodzinach, to ogromna strata czasu i niewątpliwie trauma dla dziecka, którego nie ma komu przytulać.
Blogerka Anna Mazur-Gajo, autorka "To w Środku", w czasie pobytu w szpitalu z córką, była świadkiem, jak bezduszne procedury nadal panują. Obserwowanie kilkunastodniowej dziewczynki z domu dziecka, która została przywieziona do szpitala i której nie ma kto przytulać, na pewno jest trudnym przeżyciem. Zwłaszcza że dzieje się to wszystko w świetle prawa i nie ma szans, by to zmienić pomimo tego, że na tę dziewczynkę w całej Polsce czeka kilka tysięcy małżeństw, które deklarują chęć zaadoptowania niemowlęcia.
"Są osoby, która czekają na nią już kilka lat"
To nie procedury, tylko egoizm albo niepewność i strach?
O tym, dlaczego sytuacja wygląda tak, a nie inaczej, opowiedział jeden z czytelników bloga "To w Środku". Zaznacza on, że to nie procedura adopcyjna trwa tak długo, tylko zakwalifikowanie dziecka do przysposobienia. Problem tkwi w tym, że biologiczni rodzice, choć nie chcą wychowywać dziecka, to nie chcą także zrzec się praw do niego, a to uniemożliwia przysposobienie. Gdyby rodzice chcieli od razu podjąć decyzję i potwierdzić ją po 6 tygodniach w sądzie, znacznie przyspieszyłoby to procedury. Niestety zazwyczaj rodzice porzucają dziecko i znikają, nie stawiając się na wezwanie z sądu. Sprawy mogą ciągnąć się latami, a traci na tym najbardziej dziecko, które zamiast zaznania ciepła domowego ogniska, dostaje jedynie namiastkę.
Dziś na szczęście najmłodszym dzieciom daje się szanse na spędzanie pierwszych miesięcy życia w rodzinach zastępczych, gdzie jest mniej dzieci niż w domach dziecka, a maleństwa stają się częścią rodziny. Szkoda, że nie docelowej, bo odrywanie małego dziecka z takiego środowiska w wieki 1-2 lat, jest niezwykle trudnym doświadczeniem.
By sytuacja się zmieniła, warto byłoby stosować dwie procedury. Po pierwsze pomagać tym kobietom, które chcą zrezygnować z macierzyństwa ze względu na problemy finansowe i wesprzeć je w walce o zapewnienie dziecku odpowiednich warunków życiowych. Po drugie trzeba edukować te matki, które wiedzą, że nie są w stanie wychować dziecka i decydują się je porzucić, by miały świadomość, jaką robią krzywdę dziecku, nie podpisując stosownych dokumentów, by pozwolić dziecku znaleźć szczęście w innej rodzinie.
Wczoraj na odział dziecięcy, na którym jestem ze swoim dzieckiem, trafiła kilkunastodniowa Dziewczynka z domu dziecka. Biedna, mała Dziewczynka, która przez kilka następnych miesięcy nie zazna tulenia, kołysania, która za jakiś czas przestanie płakać i manifestować swoje potrzeby, bo i tak nikt ich wszystkich nie spełni, będą tylko dwie: jedzenie i zmiana pieluchy.
Dziwne jest to, że są osoby, które czekają na nią, zapewne już kilka lat! Pełni chęci do przelania troski i miłości na to małe Pacholę MUSZĄ CZEKAĆ i to nie dzień, dwa, tylko jak dobrze pójdzie, KILKA miesięcy!
Kilka miesięcy leżenia i patrzenia się w szczeble łóżeczka. Dlaczego taka sytuacja ma miejsce? Czy ktoś się liczy z tym, że dzieci potrzebują bliskość i takie czekanie nie jest obojętnie w ich rozwoju! Każdy dzień dla takiego malucha to trauma. Wyobraźcie sobie, jak ktoś Was zostawia samych w łóżku i tam sobie leżycie przez długie miesiące, płaczecie i nikt do Was nie przychodzi, po czasie przestajecie płakać, bo po co. Mało bodźców, mało stymulacji mózgu, mały rozwój.
Komentarz z bloga
Przeciętny sędzia rodzinny ma w większych miastach na głowie 100 postępowań na raz, więc szczęściem jest, jak rozprawy wyznacza w odstępach 2 lub 3-miesięcznych, na badanie u biegłego czeka się średnio pół roku, bo ci z kolei zawaleni są opiniowaniem w sprawach rozwodowych. Szczęściem jest, jeśli dziecko czeka w tym czasie w zastępczej rodzinie tymczasowej — pogotowiu rodzinnym, a nie w domu małego dziecka.
Zmiany psychiczne związane z odrzuceniem i zaburzenia więzi u dzieci "placówkowych", które są w opiece zastępczej powyżej 18 miesięcy są nieodwracalne i często nie da się w przyszłości z takim dzieckiem zbudować prawidłowego schematu przywiązania. Uwierzcie to nie tylko wina systemu, czy prawa, że postępowania się przedłużają, ale w większości rodziców biologicznych, bo w 90% przypadków to patologia, bezdomni, alkoholicy, narkomanii lub wszystko na raz. Kto myśli, że do adopcji idą sierotki i dzieci studentek, które wpadły, jest bardzo naiwny. Niestety taka jest prawda.