Środek dnia, jesteś sama z dzieckiem. Pora spaceru, jedyny moment, kiedy możesz wyjść z domu. Do osiedlowej kosmetyczki jest po drodze, a twoje brwi… kiedyś przypominały brwi. Regulacja zajmie kilka minut, naciskasz klamkę i jesteś w salonie. Twoje dziecko również. Czy na pewno wiesz, co robisz?
Salon kosmetyczny nie jestem miejscem dostosowanym do obecności dzieci. Powiedzmy to sobie wprost. Nie ma również absolutnie żadnych wymagań, by jego przestrzeń do nich modyfikować.
Nic nie jest czarno – białe
Człowiek świadomy i rozsądny zdaje sobie sprawę z tego, że w salonach kosmetycznych królują kosmetyki. Profesjonalne środki, często bardzo silne przeznaczone do pięlęgnacji i modyfikacji różnych części ciała. Produkty, których użycie powinno być kontrolowane w odpowiednich warunkach przez dorosłych, wyszkolonych w tym kierunku ludzi.
Nie przez amatorów, nie przez przypadkowego przechodnia i w końcu nie przez dzieci. Ostatnie brzmi, jak absurd? Bynajmniej.
Sytuacje, jak ta hipotetyczna przytoczona we wstępie tekstu nie są rzadkością. Więcej, nie umiem sformułować bezwględnie krytycznej wobec nich oceny. Warunki, w jakich rzeczona matka się znajdzie w danej chwili są różne. Być może dziecko jest tak małe, że śpi grzecznie w wózku i kilkuminutowej obecności w salonie nawet nie zauważy? W czasie tych kilku minut matka poczuje się lepiej, a wszystkie znamy to uczucie, kiedy odzyskujemy pożądany kształt brwi i błysk paznokci.
Jednak istnieje druga, a może nawet trzecia i następna strona medalu. I w każdej z tych odsłon wniosek jest jeden - salon kosmetyczny nie jest miejscem dla dzieci.
"Nie wiem, kiedy to się stało"
Boleśnie przekonała się o tym matka niespełna dwuletniego chłopca. Razem z dwiema starszymi córkami wybrały się do salonu kosmetycznego. Mały Barney im towarzyszył i chociaż jak sama pisze – Pilnowałyśmy go wszystkie trzy, nie wiem, w której chwili podszedł do stolika na którym stał primer do paznokci zawierający silne kwasy – w ułamku sekundy chłopiec przechylił buteleczkę w kierunku ust. Nie zdążył połknąć płynu, dzięki szybkiej interwencji, środek poparzył jednak jego usta i dziąsła.
Wykonano szereg badań, dziecko poddano medycznej obserwacji. Jego zdrowiu i życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo.
Pod postem Claire zawrzało. Obok linczu jednak znacznie częściej pojawiają się komentarze – To mogło zdarzyć się każdemu z nas – i chociaż trudno odmówić im słuszności, nie pozostaje nic innego, jak postawić pytanie – Czy wypadku można było uniknąć?
Ekskluzywna wyłączność
Salon kosmetyczny to nie jest miejsce dla dzieci. Kilka minut to cała wieczność dla ciekawego świata starszaka. Nie jesteśmy w stanie ochronić dziecka przed każdym potencjalnym zagrożeniem, jednak możemy przy odrobinie zdrowego rozsądku wykluczyć te zagrożenia lub je zminimalizować.
Jest jeszcze coś. Poza dość oczywistym potencjalnym zagrożeniem, salon kosmetyczny nie jest przystosowany do dzieci, ponieważ z definicji jest przeznaczony dla ich mam. A one tej sfery komfortu fizycznego oraz psychicznego nie powinny sobie odbierać.