Reklama.
Zabawa z dziećmi na przyjęciu całonocnym – czy to na pewno dobre rozwiązanie? Argumenty za i przeciw, które podzieliły rodziców.
Może cię zainteresować także: Matka też człowiek i czasami chce po prostu zabalować. Realne?
Byłam na weselu z dzieckiem tylko raz i powiedziałam sobie, nigdy więcej. Już po 2-3 godzinach byłam zmęczona bieganiem za 4-latką, która od ilości słodyczy (kącik z ciastami i fontanną z czekolady) dostała szału. Nie miałam czasu nawet pogadać z dawno niewidzianą rodziną, moja sukienka od lepkich łapek była brudna, a w rajstopach szybko pojawiło się oczko od pięknej i błyszczącej sprzączki bucików córeczki.
Mąż starał się początkowo pomóc, ale potem przechwycili go wujkowie na „jednego” i tyle go widziałam. Już o 22 dziecko było tak zmęczone, że na dźwięki głośnej muzyki reagowało płaczem. Okazało się, że pokój nad salą weselną, który miał zapewnić spokój, wypełniony był hałasem, a elektroniczna niania, nie była w stanie poinformować mnie, gdy dziecko się przebudzi, bo cały czas pojawiały się szumy. W związku z tym po kilkugodzinnej opiece nad małą poszłam z nią do pokoju i położyłam się spać. To najgorsza moja impreza w życiu. Nigdy więcej nie pójdę na wesele z dzieckiem.
Jak patrzę na te wystrojone w falbanki i muszki dzieci biegające po całej sali, to szlag mnie trafia. Cała uwaga wszystkich skupiona na nich, wszyscy się zachwycają przez 5 minut, bo tak wypada. Brudne, ulepione słodkościami żądają uwagi, psują zabawę, wkurzają i zamęczają rodziców. Nie można z nimi pogadać na spokojnie, bo widać jak z rozbieganymi oczami obserwują dokazujące potomstwo. Wesela nie są dla dzieci, zbyt dużo osób, zbyt głośna muzyka, zbyt wiele słodkich pokus, no i zdecydowanie zbyt późna godzina. Jak patrzę na te przysypiające na krzesełkach dzieci, to zastanawiam się, jak głupi są ich rodzice, że fundują maluchom taką wątpliwą przyjemność. Ja zawsze zostawiam dzieci z babcią, koleżanką, albo w ostateczności nianią. Nie męczę dzieci dla własnej przyjemności, by pokazać się, jakie mam piękne dziecko i jaką jestem wspaniałą matką. Nie bądźcie egoistami.
Wesele dla dzieci? No tak, niech od najmłodszych lat obserwują bacznie, jak się bawi wujek z Białegostoku, jak potrafi kląć kuzyn z Lublina i jak krótkie kiecki mogą włożyć na siebie ciotki z Suwałk. Niech wie, że jak wesele to alkohol, a jak chodzenie wężykiem, to nie dlatego, że wujcio chce się bawić, tylko nie wie już którędy do toalety. Świetny punkt obserwacyjny dla młodego człowieka!
Wzięłam 2-latka na wesele, bo wszyscy deklarowali pomoc. Teściowa, teść, szwagierka, mąż. Wszyscy mówili damy rade, bierz dzieciaka, niech się pobawi. Potem na imprezie wszyscy nagle się zmyli. Teść z mężem raczyli się wódeczką, teściowa poszła na plotki, a ja jak głupia biegałam za maluchem i chroniłam go przed rozdeptaniem. Oczywiście, gdy wybiła 21.00, synek zaczął marudzić, więc poszłam z nim na górę, żeby go uśpić w pokoju hotelowym. Teściowa miała mnie zmienić ok. 22.00 jak młody zaśnie. Czekałam do 23.30, bo zagadała się i straciła rachubę czasu. Gdy zeszłam na dół, już miałam tak zepsuty humor, że nie byłam w stanie się uspokoić. Dzieci na weselu to masakra.
My z żoną zawsze bierzemy dzieci na takie imprezy. Siedzimy do 22 - 23 i wracamy do domu. Skoro zdecydowaliśmy się na dzieci, trzeba brać pod uwagę ich potrzeby.
Gdy robiliśmy wesele, strasznie wkurzało nas to, że rodzice deklarowali przyjście z dziećmi. Dzieci też kosztują, no i w dodatku zabierają miejsce przy stole. Rodzice poupychali je pomiędzy siebie i po 10 minutach przy stołach były wielkie pustki. Nikt nie mógł ze sobą porozmawiać, bo jak dzieci odeszły od stołu, to przerwy były tak duże, że nie można było zamienić z nikim słowa. Bałagan i chaos. Ale jakby nie zapraszać dzieci, to się obrażą na nas. I tak źle i tak niedobrze.
Nie wiem, o co chodzi z tym zamieszaniem. W zeszłym roku wyprawiałam wesele. Poprosiłam, by dla dzieci przygotowano odrębny stolik gdzieś z boku, z dala od zespołu. Miały tam ciszę, specjalnie dla nich zamówione posiłki i dostęp do ciasteczek w pobliżu. Nikomu nie przeszkadzały dzieci na sali, może to za sprawą animatorki, którą wynajęliśmy. Za 400 zł, pani organizowała dzieciom zabawę od 18 do 22. Rodzice mogli się pobawić i porozmawiać. Wszystko to kwestia dobrych chęci i organizacji.