Reklama.
"Mam 40 lat. Od dwóch lat zacząłem żyć inaczej, głównie dla moich dzieci. Postanowiłem zaakceptować moją przeszłość". Każdy z nas ma jakiś bagaż doświadczeń, pytanie – co z tym zrobimy?
Może cię zainteresować także: "Wybrałam życie z Tobą, a nie twoimi problemami." Historia o tym jak przeszłość, potrafi zatruć traźniejszość
Może cię zainteresować także: Czasem nie musisz robić nic, by być złą matką. Wystarczy to, że jesteś
Mam 40 lat. Od dwóch lat zacząłem żyć inaczej, głównie dla moich dzieci. Postanowiłem zaakceptować moją przeszłość, pogodzić się z zaburzeniami lękowymi i tym, że choroby psychiczne to nieodzowna część historii mojej rodziny. Zrozumiałem, że na pewne sprawy nie mam wpływu, a na wiele tak i choćby dlatego powinienem zmienić jednak swoje życie.
Zbyt wiele osób nawala i poddaje się, bo nie walczy z przeszłością. "Mój ojciec był pijakiem, więc mnie też to czeka". 'Matka mnie opuściła, gdy byłam mała, bo nie umiała mnie kochać, więc ja też nie będę tego potrafić i nie chcę mieć dzieci". "Mój ojciec zdradzał żonę, więc i ja będę taki sam". "Moja matka mnie biła, więc ja też nie będę umiała okiełznać emocji i gniewu". Tak niestety wiele osób myśli i z góry zakłada, że staną się kalką zachowań ich rodzicieli. Od razu stawiają się na przegranej pozycji nadając sobie etykietkę — "przegrany", "i tak ci się nie uda", "nie masz szans".
Choć w głębi serca chcieliby być dla swoich dzieci najlepszymi rodzicami, to nie mogą wyłączyć myślenia, że inny ojciec, czy matka, lepiej potrafiliby się odnaleźć w tej roli i byliby lepszymi opiekunami.
Pewnego dnia w końcu zrozumiałem, że z tych moich "blizn" mogą wyleczyć mnie właśnie moje dzieci. Ich czyste serca i umysły, niczym jeszcze nie skażone, dają ogromną siłę, ale i wywierają presję i poczucie odpowiedzialności w moje ręce. Są tylko dwa wyjścia albo zachowam się jak tchórz i wybiorę pójście na łatwiznę, bo "po co się starać, skoro i tak nie podołam?", albo będę walczyć, by zmienić to za wszelką cenę. Wymaga to ogromnej pracy, ukształtowania na nowo mojego sposobu myślenia, poukładania sobie w głowie przeszłości. Na pewno nie jest to praca jednodniowa, nie jest to coś, co uda się załatwić jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Są to codzienne małe bitwy, w których wygrana może mieć ogromne znaczenie. Co to za bitwy? Oto one.
Mogę ich uczyć, że człowiek nie zawsze jest szczęśliwy i to nie jest nic złego, by przeżywać trudne chwile. Trzeba po prostu nauczyć się sobie z nimi radzić.
Mogę uczyć ich, że słowa — przykro mi, są częścią codziennego słownictwa i to wcale nie czyni nas słabymi.
Mogę uczyć ich, że nie ma ludzi idealnych i nikt nie powinien od nich tego wymagać.
Mogę ich uczyć, że przeszłość nas kształtuje, ale nie określa, kim będziemy w dorosłym życiu.
Mogę ich uczyć, że miłość rodzi się czasem w trudnych warunkach i trzeba ją doceniać.
Mogę ich uczyć, by okazywali współczucie dla tych, którzy mają zły dzień, mniej szczęścia w życiu.
Mogę ich nauczyć, jak pokonywać słabości i przekształcić je w silną część charakteru.
Takich lekcji, których może udzielić "złamany" rodzic swym dzieciom, jest więcej. Jednak najważniejszą jest to, by nauczyć swoje dzieci miłości do samych siebie. Jeżeli będą się akceptować i tolerować swoje wady i zalety, będą szczęśliwymi ludźmi. Odnajdą radość w życiu.