Gayathiti Bose wybierała się z Frankfurtu do Paryża sama, kiedy została zatrzymana przez ochronę w celu wyjaśnienia, dlaczego ma przy sobie laktator. Pochodząca z Singapuru mama dwójki dzieci już za chwilę miała doświadczyć ogromnego upokorzenia. Ochrona lotniska nie rozumiała, po co jej urządzenie, skoro nie ma przy niej dziecka – to wzbudziło ich podejrzenia. Kazano jej udowodnić, że jest w okresie laktacji.
– Oficer poprosiła mnie, żebym rozpięła bluzkę i pokazała swoje piersi. Potem zapytała, dlaczego nie ma do nich nic podłączonego, skoro jestem w trakcie laktacji. To jej tłumaczyłam, że nie ma czegoś takiego, tylko przykłada się pompkę do sutka, kiedy trzeba i urządzenie wtedy robi swoje. – mówiła dla BBC Gayathiti Bose. – Chciała, żebym jej udowodniła, odciągając odrobinę ręką.
Kiedy Bose już wyszła z pokoju, popłakała się. Teraz domaga się wyjaśnień. Czy to w ogóle jest zgodne z prawem?
Jak informuje The Huffington Post UK, niemiecka policja odmówiła komentarza w tej sprawie "ze względu na ochronę danych".
Siobhan Freegard, założyciel ChannelMum.com powiedział: "Chociaż każdy rozumie potrzebę bezpieczeństwa na lotniskach, to prośba o odsłonięcie swojej piersi, by udowodnić, że nie jest się terrorystą, jest szokująca i poniżająca. Pracownik mógł dyskretnie sprawdzić urządzenie, by upewnić się, że niej jest to w żaden sposób urządzenie podejrzane, a potem spokojnie pozwolić mamie lecieć. Jego zachowanie było natrętne i zupełnie niepotrzebne.” – I kontynuuje – „Nasuwa się również pytanie, czy tak samo byłaby potraktowana nieazjatycka mama”.
W wielu częściach świata od 2006 roku mocno ograniczono dopuszczalną ilość płynów, które można wnieść na pokład samolotu, wyjątkiem jest tu kobiece w mleko. Jak czytamy na Flying with a Baby, karmienie piersią na pokładzie jest „mile widziane” w większości linii lotniczych. Zapewniają one również, że jeśli mama karmiąca podróżuje bez dziecka, używanie laktatora w trakcie lotu nie stanowi żadnego problemu.