Mój syn, wtedy zaledwie roczny, siedzi mi na kolanach. Przed nami stoi mężczyzna. Przystojny, dobrze zbudowany, cały czas uśmiecha się do swojego rozmówcy i świeci śnieżnobiałymi zębami. Ma ciemny kolor skóry. Mój syn uśmiecha się d niego, a on odpowiada również szczerym uśmiechem. I tak parę przystanków robią do siebie śmieszne minki. W pewnym momencie wsiada dziewczynka z tatą, może trzyletnia, i pokazując palcem, mówi do taty głośno: „Dlaczego ten pan ma twarz pomalowaną na czarno?”.
Pewnie nie jednego rodzica spotkała podobna sytuacja. Tramwajowy tata poczuł się mocno zmieszany. Pospiesznie zaczął córce wyjaśnić sprawę pochylając do do jej ucha i szeptając. Mają prawo pytać. Jasne, że najfajniej byłoby móc uniknąć kłopotliwych sytuacji i przygotować się na nie wcześniej. Czasami się nam to udaje, czasami nie. Jednak ucząc dzieci otwartości, tolerancji, nie powinniśmy bać się pytań, zwłaszcza tych najtrudniejszych.
Wychowywanie "na ślepca"?
Pisarka, dziennikarka i blogerka Rachel Garlinghouse, w scarrymommy.com napisała tekst ukazujący rodziców, jako mocno zagubionych. W sytuacjach objaśniających dzieciom świat, jako “pozbawiony kolorów”, nieświadomie uczą dzieci, że świat ten jest pozbawiony różnic. Tym samym popełniają ogromny błąd.
„Od kiedy zostałam mamą, zaobserwowałam dość popularny trend wśród rodziców, który sprawia, że czuję pewien dyskomfort. Samo w sobie jest to nie tylko niekomfortowe, ale i złe. Mamy stawiają sobie za punkt honoru, i noszą jak odznakę, swoją postępowość, nowoczesność. One czują się nie tylko tolerancyjne, a akceptujące i posiadające otwarte umysły. Są w błędzie. Nauczanie daltonizmu jest przyjacielem rasizmu, a nie jego przeciwieństwem.”– napisała Rachel i dalej za przykład podała swoje osobiste doświadczenie.
Nie powinnyśmy udawać, że nie istnieją różnorodności, czy różnice rasowe. Nie można z tego tworzyć tabu. Bycie na nie ślepym nie jest niczym dobrym. Udawanie, że nie istnieją, to błąd. One są i będą.
Każdy lubić przytulić się do mamy
Właściwie pojmowanie tolerancji to świadomość, że jesteśmy „Różni, ale tacy sami” – w myśl tytułu książki dla dzieci szwedzkiej autorki Pernilli Stalfelt. Tę publikację przerabiam ze swoimi dziećmi od maleńkości. Nie dlatego, że była ona im podsuwana, ale same po nią sięgały. Kolorowe obrazki różnych twarzy: z wielkimi garbatymi nosami i tymi małymi, z różowymi włosami i czarnymi, z żółtymi twarzami, brązowymi, różowymi. Podłużnymi, wąsatymi, rumianymi. Różnymi – przykuwają one uwagę dzieci. Do tego autorka stworzyła błyskotliwe i zabawne historyjki mówiące w sposób prosty o tym, że chociaż jesteśmy inni, to mamy nosy, oczy, uszy. Jemy, śpimy, lubimy bajki te do oglądania i czytania. I każde dziecko lubi przytulić się do mamy.
"Rodzice powinni wiedzieć, że najlepszym sposobem, żeby uniemożliwić dziecku zrozumienie inności, różnorodności (jak też wielu innych ważnych kwestii), jest ignorowanie i uchylanie się od odpowiedzi na pytania. Kłamstwa, krętactwo, uniki, to wszystko rodzi nieufność, podejrzenia i niepewność. To nie skłania do zdrowych i otwartych relacji. (…) Dzielenie się prawdą, a nie głoszenie „daltonizmu” [colorblindness] daje wiedzę, zrozumienie i możliwość celebrowania różnic, a nie ich ukrywanie. Jak trzeba, weź głęboki oddech, usiądź, ale zawsze mów prawdę”– podsumowała Rachel.
Plac zabaw
Wyjście jak każde inne. Dzieci mnóstwo. Dostrzegam rodzinę, której wcześniej tutaj nie widywałam. – „Może wprowadzili się niedawno?” – myślę. Mama to filigranowa, jasna blondynka o bladej cerze, a tata – postawny, ciemnoskóry mężczyzna. Obok nich dwóch chłopców, oczywiście mulatów. Moje dziecko podbiega do ich starszaka, rzuca „Część” i natychmiast kontynuuje: „Mam taką samą czapkę jak ty, ale w domu, a twój brat jest tak samo mały, jak moja siostra!". Cała czwórka bawiła się w najlepsze, a hitem okazało się szukanie idealnych kamyków.
Spodziewałam się “kłopotliwych” pytań, a one się nie pojawiły. Wracając do domu, usłyszałam od syna: “Mamusiu, a ten nowy kolega ma taki sam kolor skóry, jak dzieci w książce.”
Mówiąc o prawdziwej równości, za nic nie możemy pomijać różnorodności.
Dwa lata temu oczekując na swoje dziecko pod przedszkolem, usłyszałam jak podekscytowany chłopiec powiedział do swoich rodziców: – Mamo, w mojej klasie są brązowe dzieci. Trzy brązowe dzieci! Oczy mamy zrobiły się ogromne i szybko synka uciszyła, żeby przypadkiem nikt nie słyszał. Dziecko od razu poczuło się zmieszane, co było widać. Czy zrobiło faktycznie coś złego? Dlaczego jego mama nie była równie podekscytowana jak on?
Rachel Garlinghouse
w scarymommy.com
Innym razem w restauracji podeszła do nas ok. pięcioletnia dziewczynka ze stolika obok. Obserwując mojego dwulatka i noworodka z innym, ciemnym kolorem skóry w moich ramionach. – Część – powiedziała. – Cześć – odpowiedziałam i wiedziałam, dobrze wiedziałam o co chce zapytać widząc jej ciekawość i zakłopotanie w oczach. – Czy to twoje dzieci? – spytała. – Tak – odpowiedziała zauważając jednocześnie, że jej rodzice dopiero zdali sobie sprawę, że ich córka jest przy naszym stoliku. Dziewczynka chciała pytać dalej, a rodzice czekali w napięciu, co będzie dalej. – Moje dzieci są adoptowane. Wiesz co to znaczy? Są od innej mamusi, ale nie mogła się nimi zająć i teraz my o nie dbamy. To nasze dzieci. – A czy one widują swoje mamy? – zapytała. – Tak. Odwiedzamy je – powiedziałam. – Mój braciszek używa tych samych butelek co twój synek – nagle dodała. Rodzice odetchnęli. Podobnych przypadków miałam jeszcze kilka. Wszystkie [dzieci] prosiły o to samo: prawdę.