Z Pauliną nie da się sztampowo, zgodnie ze scenariuszem. Po drodze jest tyle ciekawych wątków, że nie sposób ich nie przegadać. Aktorka, autorka książek, miłośniczka jogi, instruktorka fitness i przede wszystkim mama. Otrzymała tytuł Polskiej Lwicy Biznesu 2016, za propagowanie zdrowego trybu życia, była też jurorką naszego plebiscytu Perły Mama:Du.
Choć żartuje, że ma ADHD, potrafi oddzielić rzeczy ważne od tych mniej istotnych. Ważnymi są dla niej te, które wnoszą coś do jej życia, rozwijają i dają możliwość pomagania innym. Gdy tak o zdrowiu dyskutowałyśmy, powiedziała: – A wiesz, że ogromnym błędem jest uczenie dzieci sikania na zapas, bo potem nie będzie gdzie i kiedy? – Dlaczego? – spytałam. – Bo pęcherz się przyzwyczaja i potem ma mikro objętość, gdy tak naprawdę jest w stanie utrzymać do 500 ml płynu. Dla niej nie ma tematów wstydliwych. Jakie tabu?
O ciąży bez lukru, trudach (a może cudach?) macierzyństwa i… naszych miednicach.
Jak umawiałyśmy się na spotkanie, mówiłaś, że najlepiej po 10, jak odprowadzisz dziewczynki do szkoły. Kto w waszej rodzinie rano działa najwięcej? Przygotowywanie śniadań, zawożenie dzieci do szkoły…
To zależy od tego, kto może, ale jeśli możemy oboje, to jestem to ja (śmiech). Wynika to jednak z moich chęci. Ranne wstawanie nie jest moją zmorą, nie mam z tym problemu a wręcz mam z tego przyjemność. Czasami, jeśli nie zobaczę dziewczyn rano, to nie widzę ich już do wieczora – taka praca. Wolę wstać, pojechać, pobyć z nimi. Mieć ten czas dla nich, niż spać. Z wyboru, u nas w domu to jednak mama działa z rana.
A propos poranków i śniadań: 20 lat bez mięsa, to prawda?
To już będzie nawet więcej. A prawie od roku jestem weganką. Moje córki jadają mięso, jednak dbam o to, by było dobrej jakości. Poza sprawami etycznymi przetwory mięsne są po prostu piekielnie niezdrowe. Dzisiaj miałam taką rozmowę rano z córką w kawiarni – jedna już była w szkole, bo miała na ósmą, a druga na dziewiątą, więc spędziłyśmy ten czas razem w ulubiony przez nas miejscu, obok szkoły – zadawałyśmy sobie różne pytania. No i padło: dlaczego nie jesz mięsa…
I jak to tłumaczysz?
Nie jem zwierząt, bo nie chcę aby z mojego powodu cierpiały i były zabijane. Sama nie umiałabym ich zabić, dlaczego więc mam się wyręczać kimś innym? Marcyśka od jakiegoś czasu twierdzi: Ja też nie chcę jeść mięsa! W ogóle całkiem dobrze się odżywia, a ze słodyczy to najlepiej pomidor (śmiech). Z kolei Tośka mówi: biedny kurczak, ale jak go tak uwielbiam! (śmiech).
A nie próbowałaś w nich tego zaszczepić?
To musi być ich świadomy wybór, nie chcę ich zmuszać. Wolę uświadamiać. Tłumaczę, że jeśli podejmą taką decyzję, to będą musiały jeść bez wybrzydzania fasolę, kaszę, dużo warzyw. No i jak na razie Marcysia powiedziała, że będzie próbowała. Niech smakuje, sprawdza. To właśnie w wieku dorastania zaczyna się mieć taką ciekawość próbowania, ale też głębszego zastanawiania na tym, kim jesteśmy, co robimy, po co, dlaczego? Wiele kampanii dotyczących wegetarianizmu mówi o tym, że możesz powiedzieć, że to cię nie obchodzi, masz to gdzieś, ale nie możesz powiedzieć, że nie wiesz z jakim cierpieniem wiąże się przemysł mięsny. Ważna jest świadomość tego, co się dzieje w rzeźniach, jak to mięso jest pozyskiwane. Nie przekonuję, nie namawiam ale mogę być przykładem, że się da i przy tym można mieć całkiem niezłe wyniki sportowe, jak jest w moim przypadku.
Czy podczas waszej rozmowy – zabawy w zadawanie pytań, padło jeszcze jakieś szczególne?
Oj tak. Córka jeszcze spytała się mnie, gdzie śpi mi się najlepiej. Powiedziałam, że oczywiście w moim łóżku, na to ona: mi też w twoim (śmiech).
A jak znosicie okres jesienno – zimowy? Jak się teraz wzmacniacie?
Mamy taki problem, że my…raczej nie chorujemy. To się tak rzadko zdarza, odpukać, najwyżej katar i może… ból gardła. Stosujemy głównie środki zaradcze: psikniemy no nosa, do gardła, oraz naturalne domowe wzmacniacze, bogate w witaminę C. Dostałam kiedyś od znajomej wielki słoik suszonych malin z jej ogrodu, całą zimę dodawałam te maliny do herbatek.
Ciąża. Odniosłam wrażenie, czytając twoje wcześniejsze wywiady, że to był dla ciebie dość ciężki okres. Źle ją znosiłaś? Irytowało cię, że trochę znikałaś ty, jako człowiek, kobieta? Ta nadmierna troska: Usiądź, odpocznij, jak się czujesz?
Fizycznie to był czas super prosty i komfortowy. Nie miałam żadnych ciążowych dolegliwości. Irytowało mnie tylko to, że jestem jakby „wyłączona”. Byłam zalana hormonami i poczucie szczęścia mieszało się z chęcią przebicia się przez to, wydostania się z tego, powrotu do dawnej Pauliny.
Czyli się wkurzałaś?
Nie do końca. Moja mama mi się przyglądała. Widziała mnie z tym dzieckiem w ciągu pierwszych 6 tygodni z mózgiem zalananym mlekiem… I nagle, w pewnym momencie powiedziała: „O! Wróciłaś.” Bo rzeczywiście ten czas ciąży i połogu to trochę inna rzeczywistość. Nie lubię być taka „rozmemłana”, rozkojarzona, „rozpłynięta”. Nie był to czas, w którym ja się… rozsmakowałam. Jakbym miała być znów w ciąży to raczej niechętnie (śmiech): Tu robisz się ciężka, tu czegoś nie możesz. Jasne, są kobiety, które cudownie to znoszą, stają się takimi pięknymi, jasnymi, szczęśliwymi istotami. Znam wiele takich dziewczyn, dla których ten stan to cudowna przygoda. Ja się nie umiałam w tym odnaleźć. Jak dla mnie: „trzeba to przeżyć, to się kiedyś skończy” (śmiech).
Ale chyba sam poród jest jednak gorszy…
Właśnie nie! Sam poród do było dla mnie zadanie. No musi wyjść i już. Jestem zadaniowcem, więc to trzeba po prostu jakoś ogarnąć i załatwić. Nie był to oczywiście najprzyjemniejszy moment w moim życiu z jednej strony ale z drugiej nieprawdopodobne, wspaniałe doświadczenie- dać życie! Za drugim razem już nie byłam taka: „hop do przodu”, wiedziałam co mnie czeka (śmiech), ale wybrałam sobie inną położną, żeby to była nowa przygoda. Zresztą wiadomo, że każdy poród jest inny. Tak czy owak porody miałam generalnie szybkie i bezproblemowe, nie wspominam ich źle.
A jak to było, powiedzmy, jeszcze przed tym, zanim dziewczynki poszły do przedszkola? Jak wyglądało twoje życie zawodowe?
Wróciłam do pracy jak Tośka miała 8 tygodni. Mam ten przywilej, że moja praca dość łatwo współpracuje z macierzyństwem. Gdy ja miałam próby w teatrze, Tosia w wózku była z nianią w parku. Przychodziły na karmienie i dalej szła spać na świeżym powietrzu. Mam elastyczne godziny pracy, więc to się udawało pogodzić.
Oboje z partnerem macie wolne zawody [Michał Nowakowski, operator filmowy przyp. red], wydaje się, że trudno jest o regularny plan, jak to pogodzić?
Michał rzadko pracuje wieczorami, najczęściej zdjęcia odbywają się w ciągu dnia i wcześniej kończy. Problemem bywają wyjazdy, wtedy się kombinuje. Mamy jednak naszą cudowną nianię, właściwie to członek rodziny, bo jest z nami od pierwszych tygodni życia naszych dziewczynek, więc to właściwe ich druga babcia. Mamy dużo szczęścia, wiele osób ma problem – ta niania odeszła, ta się nie sprawdziła. U nas cały czas jest ta sama, nasza ukochana, już 10 lat. Teraz już raczej dorywczo, bo dziewczyny są już bardziej samodzielne.
Stanęłaś na scenie po raz pierwszy w wieku 6 lat. Nie za wcześnie? Pozwoliłabyś na to swoim córkom?
To był Teatr Telewizji. Maleńka rola, jeden dzień zdjęciowy, biegałam tam i miałam trzy zdania do powiedzenia, ale moja mama absolutnie o to nie zabiegała. Raz w życiu trafiłam z córkami przez absolutny przypadek na casting do reklamy, jak ja to zobaczyłam… uciekałyśmy, aż się za nami kurzyło. Oczywiście są dzieci, które to uwielbiają. Gram w teatrze z Julką, która ma na koncie role już w kilku spektaklach. Ma dopiero 12 lat, ale… tak, jest świetna! I kocha to. I mam nadzieję, że rodzice pomogą jej mądrze pokierować życiowymi wyborami. Tragedią są przypadki dzieci, których świetna gra wynika wyłącznie z ich uroku dziecięcego, a potem stają się nastolatkami i dorosłymi. Przestają być uroczymi, bezczelnymi dzieciakami a stają się przeciętnymi dorosłymi aktorami. Wielu z nich nie myśli o szkole teatralnej bo mają wrażenie, że nie jest im potrzebna. Potem się okazuje, że inni mają większą „walizkę z narzędziami". Nie zawsze wystarczy tylko pasja. Zwłaszcza w teatrze.
Moje córki nie mają w ogóle parcia na występy. Tosia ma słuch, gra na pianinie i chce być znaną gitarzystką rockową, a Marcysia chciałaby być kucharką, naprawdę lubi gotować. I jeszcze pięknie rysuje. Tosia ma taką tremę na scenie, że jeszcze w przedszkolu podczas przedstawienia trzymała się framugi rękami i nogami i ciężko było ją wyciągnąć.
Teatr to miłość numer jeden? Poza rodziną oczywiście – to jest poza wszelkimi kategoriami. A na drugim miejscu… joga?
Mój zawód we wszystkich jego aspektach: telewizja, teatr, film, a nawet dalej, prowadzenie różnych imprez, warsztatów to jest niewątpliwie coś, co ja kocham. Joga jest ciekawym doświadczeniem w moim życiu. Gdy miałam 20 lat, z pierwszy zajęć uciekłam. Ja lubię się rozciągać, pracować ze swoim ciałem, zwiększać jego możliwości i teraz joga jest dla mnie czymś emocjonującym, dającym mi napęd. W praktyce sportowej, treningach siłowych, które prowadzę i moich własnych joga daje poczucie, że panujęnad sytuacją i mogę sobie i innym pomóc odzyskać lub utrzymać mobilność. Wiem jak pomóc mojemu ciału, gdy źle spałam albo czuje się obolała. Pozwala ona też skupić się na konkretach i relaksuje. To moja taka prosta, ciągła lina podczas, gdy wiele rzeczy dzieje się w biegu.
Jakiś czas temu powstała książka: „Po pierwsze Joga”, której jesteś współautorką. Szczerze mówiąc mnie joga nie wciągnęła, ale miałam z nią styczność jedynie w ciąży.
Może jeszcze nie twój czas, a może w ogóle ten czas nie nadejdzie albo sama cię znajdzie, jak mnie.
Może... Ale podchodziłam do tej książki z rezerwą, że tu, zaraz przytłoczy mnie filozofia i wymyślne ćwiczenia. Pomyliłam się, bo okazała się przystępna, nienachalna. Taki był cel?
To już czwarty rok. To darmowe spotkania dla kobiet w ciąży oraz rodziców z maluchami do lat 3. Zapraszamy różnych specjalistów udzielających porad: karmienie piersią, chustonoszenie, wykłady couchingowe dla kobiet, które chcą wrócić do pracy. Wszelkie tematy związane z macierzyństwem są tu poruszane.
Czy to znaczy, że każda mama może wziąć udział w takich spotkaniach?
Każda i to zupełnie za darmo może na nie przyjść w swoim mieście, bo jeździmy po całej Polsce. Zaskakujące jest to, że są miasta, w których tych mam przychodzi niewiele, a to naprawdę świetnia sprawa móc skonsultować się bezpłatnie ze specjalistą, podejść bezpośrednio do pediatry, czy położnej i zadać dowolne pytanie. Wyrazić swoje obawy, z czym ma się problem. Ale są też miasta, gdzie frekwencja jest ogromna. Cieszy mnie to, że są miejsca gdzie przychodzi bardzo wielu tatusiów.
Niektórym wystarcza internet?
I to jest problem, np. zdrowotne porady na forach „mama mamie”. Stąd też warsztaty, które mają również uświadamiać, że internet jest zarówno pełen dobra, jak i… bzdur, niestety. Oczywiście doceniam wiedzę i intuicję rodzicielską, ale każde dziecko jest inne, a specjaliści nie bez powodu są specjalistami. Czasem trzeba połączyć rodzicielską intuicję z wiedzą medyczną.
Jest jeszcze coś: Koncepcja pelvic floor safe i powiązana z tym kampania Co Trzecia, która skupia się na problemie nietrzymania moczu albo osób znajdujących się w grupie ryzyka, u których może pojawić się ta dolegliwość. Dla wielu to temat tabu, a ty mówisz o tym głośno, dlaczego?
Jestem instruktorem treningu bezpiecznego dla kobiet. Zgłębiam tę wiedzę cały czas, bo nie jestem fizjoterapeutą. Owszem, nie jest to temat, o którym rozmawia się przy obiedzie…
A szkoda!
Właśnie, bo tak naprawdę dotyczy ogromnej części społeczeństwa. Staramy się nakłaniać do szukania pomocy, właściwej diagnozy i szukania odpowiedniej ścieżki działania. Jest masa nawyków czy sportów, które osłabiają nasze mięśnie dna miednicy co może doprowadzić do nietrzymania moczulub wypadania narządów.
W przypadku kobiet “po ciąży” porusza się ten temat...
Tak, ale ten problem dotyczy także 30-letnich, bezdzietnych singielek. To dotyka co trzeciej kobiety w Polsce między 18 a 99 rokiem życia. U młodych kobiet problem wynika głównie z siedzącego trybu życia, niedbania o postawę. Mało się ruszamy, a jak już zaczynamy, to hardcore’owo. Osiem godzin w biurze, słabe napięcie mięśni dna miednicy, a potem idziemy na crossfit, który jest dla nich totalną masakrą i problem gotowy. Brak tej świadomości pogłębia ten problem coraz częściej u kobiet młodych. Z resztą bieganie także należy do sportów ryzykownych i niepolecanych przy problemie nietrzymania moczu.
Na czym polegają zajęcia pelvic floor safe?
Prawidłowy oddech i właściwe nawyki są w stanie odciążyć mięśnie dna miednicy, złe- pogłębiać dysfunkcje. Chcemy, żeby nie traktowano mięśni dna miednicy po macoszemu. Ćwiczysz tyłek i brzuch? Ćwicz też te mięśnie, które stabilizują Twój kręgosłup i podtrzymują narządy. Z badań wynika, że okres między pierwszymi objawami a momentem, gdy kobieta decyduje się coś z tym zrobić to 9 lat! Wielu się wydaje, że to samo minie. Kobiety nie mówią o tym swojemu lekarzowi, a on nie zapyta. Aby rzywrócić sprawność mięśniom dna miednicy trzeba ćwiczyć minimum pół roku. Zaczynamy od zaciskania izolowanego mięśni dna miednicy, nie jest to łatwe. Musimy znaleźć te mięśnie i nauczyć się nie tylko je zaciskać ale także prawidłowo rozluźniać. Tutaj bardzo przydają się wszelkie wizualizacje ale można też na przykład poprosić partnera w intymnej sytuacji, żeby nam powiedział czy czuje pracę naszych mięśni. Ten trening potem łączymy z napięciem mięśnia poprzecznego brzucha i prawidłowym oddychaniem. To musi być precyzyjna praca – nie pracują pośladki, nie pracują uda, tylko wnętrze.
To czego uczy pelvic floor safe, to umiejętność wykorzystania tej wiedzy z prawidłowym oddechem i napiętymi mięśniami w codziennym treningu, czyli robisz to, co lubisz z zachowaniem ważnych zasad. Jest też wiele kulek czy innych urządzeń, które na przykład w połączeniu z aplikacją na smartfonie pomagają ćwiczyć prawidłowo. Można nawet grać w gry…
Pisaliśmy o tym w mama:Du, że poprzez gry uczy się też dzieci pracy mięśni, ich napinania i rozluźniania, jeśli w wieku szkolnym wciąż potrzebują pieluszki i mają moczenia nocne.
Tak, to się już stosuje. A wiesz, że ogromnym błędem jest uczenie dzieci sikania na zapas, bo potem nie będzie gdzie i kiedy?…
Dlaczego?
Bo pęcherz się przyzwyczaja i potem ma mikro objętość, gdy tak naprawdę jest w stanie utrzymać do 700 ml płynu.
O Matko! Jesteś skarbnicą wiedzy. Do tego praca, rodzina, mnóstwo pasji, aktywności sportowych, zaangażowania społecznego, dużo tego…
Ja mam twórcze ADHD (śmiech). Lubię robić dużo różnych rzeczy na raz.
A nie zastanawiałaś się kiedyś: „Po co mi to?”
Nie. Szanuję swój czas i uczę się wciąż dysponowania nim. Są sytuacje, kiedy mówię: „Nie, nie mogę, to chwile dla mnie i moich dzieci”. A poza tym ja robię rzeczy, które są dla mnie przyjemnością. Często omijam imprezy ściankowe, bo mi żal tego czasu, który mogłabym spędzić z rodziną. Jak już mówiłam, jestem „zadaniowcem” i ogromną przyjemność sprawia mi realizowanie fajnych, ważnych rzeczy, które są moją pasją. Żal byłoby odpuścić cokolwiek z nich. Dziś poprowadzę trening, a potem będzie wieczorne czytanie dziewczynkom.