Ładny masz kolor włosów – mówi do mnie tuż po tym, jak dopiero zdążyłyśmy się przywitać. Poczułam się nieco zaskoczona tym komplementem. Dziękuję jej i od razu odpowiadam, że robiłam go sama. – Naprawdę? Kolor jest rewelacyjny, trudno jest zrobić ładny blond -mówi. I tak oto dwie kompletnie nieznane sobie wcześniej kobiety przestają być dla siebie obce. Sama, wygląda jak zwykle, perfekcyjnie. Wyniosła? Niedostępna? Po Azja Express już wiemy, że nie taka jest Małgorzata Rozenek. Niektórzy zaczęli dostrzegać w niej po prostu fajną Gośkę. Pewna siebie? Owszem. Każda kobieta powinna mieć w sobie taką siłę.
Spotykamy się w jednej z jej ulubionych kawiarni. Przyjemne miejsce przystosowane dla rodzin z dziećmi. Mają też mały plac zabaw na zewnątrz, a w toalecie przewijak. Rozmawiamy, że niby coraz więcej jest takich miejsc, ale wciąż za mało. Pytam o ślub, o Stasia i Tadzia. Widzę szczęśliwą kobietę i wrażliwą mamę. Są jednak sprawy, które potrafią ją solidnie wkurzyć.
Rodzicielstwo to...? Pierwsze skojarzenie.
Ogromna miłość i… równie duży wysiłek. Bycie rodzicem w dzisiejszych czasach wymaga bardzo dużego wysiłku. Jesteśmy teraz bardziej świadomi potrzeb dzieci, ale i wymagania wobec nich, które stawiamy nie tylko my ale i cały świat, są coraz większe. Nie wyobrażam sobie życia bez Stasia i Tadzia. Dzieci są dla mnie najważniejsze na świecie. Radosław od czasu do czasu wspomina, że może nasze grono powinno się jeszcze powiększyć…
Chyba nie wie, w co się pakuje…
No właśnie! Gdy poznał moich synów, młodszy miał 3 lata. To dość trudny wiek dla dziecka, ale to zupełnie inny czas niż okres niemowlęctwa. Chociaż szczerze? Zastanawiam się co będzie, gdy chłopcy będą nastolatkami. Może ten czas będzie niczym w porównaniu do kilkumiesięcznego malucha...
A co jest najtrudniejsze w byciu rodzicem dla Ciebie? Co sprawiło Ci najwięcej kłopotu, na co kompletnie nie byłaś przygotowana?
Żadna kobieta nie jest od razu przygotowana do bycia matką, uczy się tego każdego dnia. Nikt mnie nie uprzedzał jakie rodzicielstwo może być trudne, ile wątpliwości rodzi się w nas każdego dnia. Kobiety powinny częściej o tym mówić. Pierwsze pół roku naprawdę mnie zszokowało. Byłam bardzo aktywną osobą, do tego z genem perfekcjonizmu, więc chciałam być perfekcyjną mamą. Karmiłam chłopców piersią przez rok. I to jest trudne, że nagle musisz całkowicie podporządkować swoje życie małej istocie, ale jest też piękne, bo ta miłość niezwykle nakręca. Po drugim porodzie było łatwiej, bo wiedziałam z czym to się je. Gdy pojawił się Tadeusz, wiedziałam czego mogę się spodziewać. Pierwsze dziecko, to niezwykła zmiana. Zmiana całego życia. Większa niż zazwyczaj zakładamy.
Czułaś się zagubiona?
Czasami tak, bo nie ma idealnego przepisu jak wychowywać dzieci, co robić w danej chwili, jak się zachować, jakie kroki podjąć. Oczywiście zawsze mogłam liczyć na pomoc najbliższych czy profesjonalistów, ale podkreślę to jeszcze raz: bycie mamą to wątpliwości każdego dnia. Moje przyjaciółki, które mają dzieci starsze od moich zawsze śmieją się, że to się nie zmienia z wiekiem. Ba! Nawet mówią, że ich wątpliwości czasami są znacznie większe niż kiedyś. Wszystko jeszcze przede mną, bo Staś ma 10 lat, a Tadzio zaraz skończy 7.
A nie masz wrażenia, myśląc o rodzicielstwie w Polsce, że dobre słowo jest rzadkością? Te wszystkie spory o karmienie butelką, piersią w miejscach publicznych, metody wychowywania, czy podawanie marchewki w 4 albo 7 miesiącu? Mówię o tych sytuacjach, w których kobieta kobiecie staje się największym wrogiem, co widać zwłaszcza na portalach społecznościowych. Obserwujesz takie zjawiska? Doświadczyłaś ich?
Oczywiście, że tak. Ale w pewnym momencie zupełnie się odcięłam. Liczba dobrych rad, jaka się pojawia, gdy jesteś młodą mamą, jest zatrważająca. Nie wiem z czego to wynika. Pamiętam jeden z pierwszym spacerów z dzieckiem… Przyrzekam ci, że zaledwie w ciągu godziny dostałam jakieś dwadzieścia porad, niekiedy zupełnie skrajnych. To był czerwiec... Nasłuchałam się, że syn powinien mieć czapeczkę, jest za mało przykryty, a chwilę później, że za bardzo. Pamiętam swoje zdziwienie: przecież to obce osoby, a ja się ich o nic nie pytałam. To taki rodzaj niby wspierających zachowań. Albo innym razem na placu zabaw usłyszałam: „ a mój syn, to w piątym miesiącu …”,„a mój syn, to w siódmym…”. Licytacja, która tylko ma na celu poprawienie własnej samooceny, poprzez osiągnięcia dziecka. Nigdy w tym nie uczestniczyłam.
Nie miałaś wątpliwości, że coś możesz robić źle?
Na początku bardzo pomagała mi moja mama – dobrą radą i wsparciem. Nieraz mówiła: „Daj spokój, nie przejmuj się…”. A to nie było łatwe, bo czasami mam skłonności do nakręcania się. Przy drugim dziecku już nie miałam takich sytuacji, żebym się martwiłam czymś, co problemem wcale nie było.
Doświadczając piękna i trudów rodzicielstwa, widzimy też, że są tacy: jednostki, grupy, organizacje, którzy starają się walczyć ze stereotypami. Pomagają tym nieidealnym rodzicom, żeby nie dali się zwariować, uwierzyli w siebie. Działają na rzecz dzieci, rodzin, ich zdrowia, by ich zwykła codzienność stała się lepsza. Dają nadzieje. Jest ktoś, kto zrobił na tobie szczególne wrażenie?
Tak. I nie są to tylko organizacje, które sprzyjają np. dożywianiu dzieci, ale też ważne są takie miejsca jak np. świetlice plastyczne, gdzie dzieci mogą przyjść, żeby po prostu porysować. Jak patrzę na takich ludzi wokół siebie mam do nich ogromny szacunek. Uważam, że każde działanie dla dobra kogoś innego jest czymś bardzo szlachetnym.
Słyszałam też, że wynagrodzenie za sesję ślubną przeznaczyliście na cele charytatywne...
Całość tej kwoty. Radosław swoją cześć przekazał na rzecz rehabilitacji Rafała Kośca, młodego zawodnika Polonii Warszawa, który miał strasznego pecha i doznał czterokończynowego porażenia, złamania kręgów i urazu rdzenia kręgowego, teraz walczy o każdy krok. Swoją część przeznaczyłam na fundację TVN Nie Jesteś Sam. Zasięg pomocy, skala finansowa – to jest wzorcowa fundacja. Ale wiesz co, nawiązałam też ostatnio współpracę z firmą mamissima, która zajmuje się artykułami dla dzieci. Oprócz tego, że jest komerycyjna to jest tak samo nastawiona na pomoc, np. w domach dziecka. Ostatnio robiliśmy akcję prezentów dla grup dzieci z domu dziecka. To są takie super rzeczy! Kiedy w jakiś sposób możesz wykorzystać kapitał jaki ci daje praca, którą wykonujesz. Na Święta znów będziemy razem działać. Tym razem również Radosław za darmo udostępni swój wizerunek, a dzięki temu dzieci dostaną prezenty. Zresztą powiem ci, że wspólnie z Radosławem bardzo chętnie bierzemy udział w takich akcjach.
Lubicie pomagać.
Wiesz co, to jest tak, że gdy ktoś boryka się z poważnymi kłopotami albo mu się nie wiedzie za dobrze, to jego myśli skupione są na sobie, na rozwiązywaniu tych problemów, szukaniu pomysłu, jak wyjść z tarapatów. A jak ma się trochę szczęścia w życiu i wokół siebie to czujesz tę potrzebę dawania. Nasz ślub jeszcze to wzmocnił, bo zrobiliśmy wiele dobrego przy jego okazji. To był dla nas piękny dzień. Byliśmy tym bardziej szczęśliwi, że możemy choć trochę pomóc innym.
Masz plan na wychowywanie swoich synów? Ostatnio miałam okazję rozmawiać z pewną fotografką o wolnym dzieciństwie. O tym, że leniuchowanie jest paliwem kreatywności…
Widziałam ten wywiad. Przepiękne zdjęcia.
Niestety nie mogliśmy pokazać wszystkich, bo było na nich trochę dziecięcej nagości.
Myślę, że ten świat staje na głowie. Z jednej strony masz gołe od stóp do głów modelki, które reklamują cokolwiek i niekiedy jest to naprawdę wyuzdane, a pokazanie dziecka w artystycznej fotografii budzi ogromne emocje…
Jestem ciekawa, czy zgadasz się z tym, że nuda jest wartością dla dzieci? A może uważasz, że lepiej planować im czas dość skrupulatnie, żeby „nie zmarnowały szansy”?
Jestem zwolenniczką łączenia obu tych rzeczy. Zdrowy rozsądek jest najważniejszy. Moje dzieci mają starannie wybraną szkołę – nie przez przypadek jest to szkoła francuska. To był mój wybór jeszcze zanim zaszłam w ciąże. Kocham ten kraj, język i mój brat mieszka tam od 25 lat, a jego dzieci porozumiewają się płynnie tylko w tym języku. Bardzo mi zależało, żeby nasze dzieci miały ze sobą kontakt, chociaż to duży wysiłek logistyczny i finansowy dla całej rodziny. Teraz wszystkie zajęcia, również te dodatkowe, mają w szkole. Nie uważam, żeby planowanie dziecku dnia od 8 do 20 było zdrowe. Do niedawna było inaczej, ale po tamtym roku zrozumiałam, że trzeba coś zmienić. Wtedy jeździłam przez pół miasta do szkółki piłkarskiej ze starszym, młodszy był ze mną, a we wtorek angielski. Jak nie mogłam, to robiła to niania. Trochę dałam się zwariować, ale na ich życzenie. Bo dzieci też dają się same wciągnąć w tę machinę: kolega chodzi tu, a drugi kolega tam, więc chcieliby być wszędzie.
W pewnym momencie zauważyłam, że nie mają czasu się ponudzić. A to jest bardzo ważne. Istnieją badania, które mówią, że nawet dorosłe osoby powinny mieć dni, gdy nie robią kompletnie nic. W tym roku, gdy lekcję kończą po 14, mają jeszcze godzinkę dziennie zajęć pozalekcyjnych, np. piłkę, taniec – bo moi synowie chcieli się uczyć tańca. Zresztą też uważam, że mężczyzna powinien umieć tańczyć. W weekendy mają okazję do tego, żeby pobyć z kolegami na dworze czy robić, co im się podoba. Oczywiście w granicach zdrowego rozsądku.
Mają całkowitą dowolność?
Ważne jest, by słuchać swoich dzieci. "Projekt Lady" pokazał, jak wiele dziewczyn zeszło na złą drogę, dlatego że nikt ich nie słuchał, nie poświęcił im uwagi. Zwyciężczyni I edycji Patrycja Wieja marzyła żeby tańczyć, ale rodzice nie chcieli jej zapisać na taniec, a potem zaczęła tańczyć jako tancerka klubowa, której zadaniem było rozkręcać imprezę. Jasne, że są rzeczy na które się nie zgadzam albo staram się kierunkować swoich chłopców, ale bardzo ich słucham. Kochają plastykę, nie wiem po kim, bo nikt kompletnie w rodzinie, ani w rodzinie ich taty, nie miał w tym kierunku zdolności. A mój starszy od urodzenia ma niezwykły talent do rysunku, nie tylko w mojej opinii, a według doświadczonych pedagogów. I mimo że jest mi to obce, staram się mu w tym pomagać i go wspierać. Teraz mówi, że zostanie architektem albo projektantem mody.
W jednym z odcinków Azja Express był taki moment, w którym mówisz, że zaczynasz tęsknić za dziećmi. Wydawałoby się, z racji tego co robisz i iloma projektami się zajmujesz, że taka rozłąka jest czymś naturalnym dla ciebie, że masz sztab niań i takie wyjazdy są standardem. Jest inaczej?
Po pierwsze, nie mam sztabu niań. Mam jedną, przekochaną panią Bożenkę, która jest członkiem naszej rodziny i wszyscy mówią do niej babciu. Jest wspaniałym człowiekiem. Zresztą, wszyscy się pani Bożenki słuchamy. Uwielbiają się z Radosławem i robią sobie nawet prezenty. Pomagają nam również moi rodzice. Niestety dziadkowie z drugiej strony, rodzice mojego byłego męża, nie żyją i dzieci nigdy ich nie poznały. Teraz oczywiście spadło to też na rodziców Radka, ale bardzo dobrze odnaleźli się w tej relacji.
Poza tym ja pracuję dla swoich dzieci i zdaję sobie sprawę jak ulotne bywają kariery w telewizji. Wiem, że to co teraz wypracuję, zarobię, to jest to, co da im spokojną przyszłość. Ale oprócz pracy staram się, żeby chłopcy byli obecni, gdy tylko jest taka możliwość. Do Azji nie zabrałam ich ze sobą dlatego, że program był moją pracą. Gdy prowadzę eventy, robię coś poza Warszawą to często zabieram chłopców ze sobą jeśli mają wolne i nie chodzą do szkoły. Od jakiegoś czasu konsekwentnie wszystkie swoje programy staram się ustalać i planować tak, żeby wracać normalnie do domu. Te czasy, kiedy pracowałam bardzo dużo poza Warszawą, minęły.
Mogłabym poprosić Bożenkę, żeby pojechała odebrać chłopców ze szkoły, ale wolę robić to sama, bo chcę być z nimi jak najczęściej i żeby czuli, że jestem z nimi, żeby odrobić z nimi lekcję, czytać książki, przygotować wspólnie kolację. Jak każda mama. Jednak uczę ich też szacunku do mojej pracy, pracy ich taty, Radka i pracy w ogóle. Muszą wiedzieć, że dorosłe życie wiąże się z zarabianiem. To nie jest brak troski wobec nich kiedy mamy ciężki tydzień, więcej pracy i mniej czasu, żeby się na nich skupić. To nie jest brak miłości – dobrze już o tym wiedzą i widzą, że nie mamy wolnego czasu bez nich. Mimo, że moglibyśmy dużo więcej korzystać towarzysko na tym, co przynosi nam praca, tego nie robimy. Nie chcemy tego robić bez dzieci. To dla mnie naturalne.
W „Azja” strasznie brakowało mi dzieci. Mama prosiła mnie czasami, żebym wstrzymała się z tak częstym dźwonieniem, bo za każdym razem, gdy ich słyszałam, to zaczynałam bardzo tęsknić.
Widziałam też, jak bardzo oburzało cię bycie nie fair, gdy ktoś łamie słowo, zasady, na które umówił się z reszta grupy. A nie jest tak, że ten, kto trochę kombinuje i nagina zasady osiąga więcej? Gdy nie ogląda się na innych? Jaką zasadą ty, kierujesz się w wychowywaniu?
Bądźmy fair. Ciężka praca i prawda zawsze się obronią. Bardzo głęboko wierzę w to, że to, co dajesz, potem dostajesz. Obserwując ludzi wokół siebie widzę, że naprawdę dużo osiągają ci, którzy mają silny kręgosłup moralny. Owszem, z niektórymi wartościami mogę się nie zgadzać, co nie znaczy, że one są gorsze. Ja np. nie wyobrażam sobie życia bez dzieci, ale bardzo szanuję te kobiety, które w sposób świadomy rezygnują z macierzyństwa. To jest dla mnie dokładnie tak samo godna szacunku postawa, jak w przypadku kobiety, która rodzi szóstkę. Ważne jest świadomość, że posiadanie dzieci jest ogromną odpowiedzialnością.
Wracając do zasad… Jest tak, że jeżeli jesteś fair i szanujesz ludzie, to oni szanują ciebie. Jeżeli kombinujesz, to ludzie będą kombinować wobec ciebie. Mnie nigdy nikt nie oszukał, nie okradł, nie zrobił wielkiej krzywdy – ja się tego nie spodziewam po ludziach i nie szukam w nich tego. Oczywiście są osoby, które mnie denerwują bardziej lub mniej. Bywam też mało cierpliwa, ale myślę, że mam dobrą intuicję. Gdy patrzę na swoje życie i wszystko to, co zrobiłam zgodnie z zasadami, to przyniosło mi to duże lepsze efekty niż to, kiedy próbowałam coś obejść. Myślę, że życie jest sprawiedliwe, albo po prostu moje takie jest…
Do niedawna znaliśmy tylko perfekcyjną Małgorzatę Rozenek. Teraz, niektórzy widzą Małgorzatę która klnie, bywa bezradna, nerwowa, a inni widzą po prostu fajną Gośkę, normalną super babkę. Wzbudzasz duże zainteresowanie, o to chodziło? Czy po prostu taka jesteś?
Perfekcjonizm jest mi bardzo bliski. Naprawdę jestem osobą, która układa ubrania kolorami w szafie, bo po prostu tak mam. Bałaganiarze, nie muszą się tak tłumaczyć ze swojego bałaganiarstwa, jak ja muszę ze swojej potrzeby porządku wokół siebie. Mnie porządek jest potrzebny, daje mi siłę, spokój i energię do pracy. Jak mam poukładane wokół siebie, to jest ta baza startowa do działania na zewnątrz. Co wcale nie oznacza, że nie jestem spontaniczna i zwariowana jak i że są sytuacje w życiu, w których jestem totalnie bezradna. Wszystkie takie jesteśmy. Mam to szczęście, że mam mężczyznę, który bardzo dobrze to rozumie i pozwala mi na te chwile słabości. Mogę usiąść, załamać ręce i wiem, że Radosław przejmie w tym momencie dowodzenie i że są rzeczy, za które on opowiada. Chociaż w naszym związku to ja jestem siłą napędową, motorem do zmian. Radosław to wszystko uspokaja i ogarnia do odpowiednich proporcji. Ale jak np. choruję, co zdarza mi się bardzo rzadko, nie jestem w stanie wstać z łóżka. Wtedy bez żadnych wyrzutów sumienia, pozwalam chodzić wokół siebie.
Jest tak, że jestem i perfekcyjna i ta szalona z „Azji”. Tacy jesteśmy, wszyscy.
Każdy z nas ma wiele ról w życiu: żony, mamy, pracownika, kochanki. I w różnych sytuacjach inaczej się zachowujemy.
No wyobraź sobie, że pracujesz w banku. Inaczej zachowujesz się w pracy, inaczej w domu z rodziną, czy na kanapie z narzeczonym.
Z doświadczenia widzę, że więcej problemów ze zrozumieniem tego mają mężczyźni.
Od jakiegoś czasu obserwuję właśnie z ogromnym zainteresowaniem to jak kobiety pięknie się rozwijają i jak mężczyźni czasami za tym rozwojem nie nadążają. Kobiety mają tyle rzeczy do zrobienia, tyle do ogarniania, tyle muszą, a mężczyźni powinni być tym wparciem dla kobiet. I wielu sobie z tym nie radzi. Z Raosławem rozmawialiśmy ostatnio o tym, że kobiety muszą ogarnąć dzieci, co powinny jeść, np. ich angielski, swoją prace, a rolą mężczyzn jest danie im wsparcia. To jest klucz do sukcesu. Gdyby faceci wspierali swoje kobiety, a nie z nimi walczyli, to byłoby im dużo łatwiej.
Twoich dwóch synów zostało poczętych za pomocą metody in vitro. Jesteś jedną z nielicznych osób, która o tym opowiada głośno.
Bo ja nie rozumiem, co jest złego w tej metodzie. Dla wielu to temat tabu. Choć obecnie aborcja i in vitro to temat numer jeden. Czy osoby starające się uzyskać taką pomoc niebawem będą miały to mocno ograniczone? Każdy powinien mieć wolną wolę i prawo decydowania o sobie.
Ty od dawna o tym mówisz na swoim przykładzie. Masz takie poczucie, że trzeba?
Gdy słucham polskich parlamentarzystów – będąc kobietą, która dwukrotnie przeszła procedurę in vitro – to mam wrażenie, że oni nie mają zielonego pojęcia o czym mówią, technicznie. Zmniejszanie dopuszczalnej ilość zapłodnionych embrionów z 6 do 1 obniża skuteczność tej metody z ok. 35 procent na 3 procent. Brak finansowania tej metody to tak, jakbyśmy umówili się teraz, że nie będziemy leczyć zawałów serca. Niepłodność jest chorobą, taką jak każda inna. Ograniczanie do niej dostępu jest dramatycznym ograniczenie praw kobiet, praw człowieka. Osoby, które nie spotkały się z tym problemem, których to nie dotyka, dają sobie prawo do decydowania za życie innych. Będę miała dozgonną wdzięczność do lekarzy, którzy mi pomogli stać się mamą. Gdyby nie oni nie byłoby Stasia i Tadzia co oznacza, że byłabym dziś zupełnie inną osobą. Dla mnie macierzyństwo jest najistotniejszą rolą jaką mam, z której czerpie ogromną radość i siłę. To jest mój sens życia.
Miałaś z tego powody kiedyś jakieś problemy, nieprzyjemności? Albo twoi synowie?
Nigdy. Ludzie są mądrzejsi i bardziej taktowni niż nam się wydaje. Nie wiem, skąd się bierze szum wokół tej metody. Niezależnie z kim rozmawiam i w jakim mieście ludzie są bardzo przychylnie nastawieni. Tylko w dyskursie publicznym pojawiają się duże kontrowersje. Poza tym wielu jej przeciwników ma np. córki, które tej metodzie się poddały. Zakrawa to o hipokryzję, ale nie chcę już ciągnąć tego tematu.
Po naszym spotkaniu jedziesz po chłopców i macie czas dla siebie. Wasze ulubione wolne chwile są perfekcyjnie zaplanowane, czy preferujesz podejście “dziś nic nie musimy”?
I tak, i tak. Na szczęście, najczęściej mamy ochotę na to samo. Zdarza nam się, że w niedziele jemy śniadanie dwie godziny, bo zazwyczaj długo przy tym rozmawiamy – to są te chwile, które wszyscy uwielbiamy. Później też zazwyczaj czas spędzamy razem. Oczywiście, gdy ktoś z nas potrzebuje chwili "pozytywnego egoizmu" – czyli czasu, który poświęca sobie na własne przyjemności – rozumiemy to wszyscy doskonale. Dla mnie jest to kąpiel w wannie z książką, dla Stasia rysowanie, dla Tadzia słuchanie słuchowisk dla dzieci, a dla Radosława mecz. To też jest potrzebne. Ale najbardziej lubimy te momenty, w których wszyscy razem oglądamy film czy jeździmy na rowerach. Bo to właśnie w rodzinie tkwi prawdziwa siła.