
Czwarte miejsce w zestawieniu Ceneo (za szumiącym misiem, Furby i interaktywnym robotem Bebo) zajął zestaw Lego - zamek księżniczki Elzy. Cztery oczka dalej uplasowało się kolejne “różowe” Lego – tym razem spod znaku Friends. Jeśli za typowo dziewczyńskie uznamy kucyki pony (miejsce 13.), to właściwie na tym lista tego typu zabawek się kończy.
Trzylatki dokładnie wiedzą, co oglądać. A jak nie wiedzą, to kolega z grupy, czy z klasy im powie, że na przykład “star warsy” są passe. Rodzicom z kolei wydaje się, że nadal są modne. Dzieci, kiedy je dostaną, zabiją ich takich rodziców śmiechem.
Można zżymać się na dominację zabawek licencyjnych, ale jeśli wiadomo, że dyskusja z “małą Elzą” na temat zasad działania wolnego rynku i tłamszenia rodzinnych firemek przez wielkie korporacje, raczej nie będzie owocna. – Potrzebą dziecka jest wcielenie się w danego bohatera, więc naturalnym jest, że poprosi o zabawkę na przykład z księżniczką – tłumaczy Joanna Skrok.
Nie ma w tym nic złego. Pozostaje jednak kwestia stawiania granic. Nie chodzi o to, żeby dać dziecku wszystko, czego tylko zapragnie. Może interesować się księżniczkami, ale wcale nie musi mieć całego pokoju w księżniczki, chodzić na co dzień w sukience w księżniczki i jeść z talerzyka z księżniczką. Tu trzeba postawić granicę.