Pamiętam te czasy, kiedy uważano, że miód jest dobry na wszystko. I dla wszystkich. Nic bardziej mylnego. Jasne, jeśli jesteśmy dorosłymi ludźmi, trzydziestoparolatkami, którzy miód wcinali całe życie, zarówno łyżkami, w domowej roboty syropach, dodawali go do herbaty i polewali nim kanapkę, to nie stwarza on żadnego zagrożenia dla naszego zdrowia. Inaczej jest w przypadku maluchów. I to zdecydowanie!
Lekarze, zaczęli już uświadamiać młode mamy, że lepiej nie ryzykować. Dlaczego? Co w nim jest takiego groźnego? Bo jest silnym alergenem i doświadczyła tego moja córka. Zarówno u starszaka jak i małej, miód zaczęłam podawać w momencie, gdy skończyli rok. Syn go uwielbia, czasami aż za bardzo, a więcej niż łyżka dziennie też nie jest dobrym rozwiązaniem, mimo wszelkich jego cudownych właściwości.
Tajemnicze krostki
Przekonana o jego dobroczynności dla zdrowia moich maluchów, zaczęłam podawać go młodszej córce. Zajęło mi niestety kilka tygodni, zanim zorientowałam się, że właśnie on jest przyczyną pojawiających się potem licznych krostek w okolicach ust, nosa, plecków a pewnie i tych częstszych biegunek. Moje dziecko jest łakomczuchem. Nie, nie ma nadwagi, a wręcz jest drobnej budowy, ale lubi jeść dosłownie wszystko. Każdy owoc, warzywo, mięsko, zupka, przekąska, wszystko jest dla niej smaczne. Ale w końcu mnie olśniło, a właściwie podsunęła mi tę myśl spostrzegawcza babcia, czyli moja mama. – Przecież to może być uczulenie na pyłki – pomyślałam.
To dziedziczne
W przypadku, gdy mama i tata są uczuleni na miód, to skala prawdopodobieństwa odziedziczenia alergii przez dziecko wynosi 80 %, gdy jeden rodzic – 20-40% - informuje portal.abczdrowie.pl
Silny alergen
Reakcja pojawia się u uczulonych na pyłki roślin, zarówno kwiatów, traw, drzew, jak i jadu owadów. Najczęściej daje o sobie znać przez problemy układu pokarmowego (nudności, wymioty, biegunka), albo skóry (pieczenie, swędzenie, obrzęki, pokrzywka), ale w nielicznych sytuacjach może dojść nawet do wstrząsu anafilaktycznego, który objawiać się może obrzękiem nosa, gardła, oczu, biegunką, kłopotami z oddychaniem a w najgorszym wypadku może dojść nawet do utraty przytomności. Uważa się, że nawet kobieta karmiąca piersią, powinna być bardzo ostrożna, albo nawet go unikać.
Groźna bakteria
Ostrożnie wprowadzajmy miód do diety malucha. Jasne, że taki półtoraroczny szkrab może jeść już prawie wszystko to co my. Właśnie, prawie. A może się okazać, że pewnym pokarmów jego organizm po prostu nie toleruje, i już. Więc jak z każdym nowym produktem, który jest debiutantem w jego diecie, róbmy to powoli, od małych ilości i obserwujmy je bacznie. Bo o ile organizm kilkulatka bez problemu poradzi sobie z nieznaczną ilością toksyn, tak dla niespełna rocznego, albo o zgrozo, półrocznego malca, może być to bardzo groźne. Gdy dojdzie do zatrucia bakterią clostridium botulinum, produkującymi jad kiełbasiany, które mogą być obecne w miodzie, to sprawa robi się bardzo poważna – silne zatrucie, a nawet śmierć.
Najnowsze doniesienia ze środowisk medycznych głoszą, że z miodem warto się wstrzymać nawet do 2, 3 roku życia.
“Miód wzmacnia serce, koi nerwy, ożywia mózg, goi rany. Ma właściwości antybakteryjne - niektóre bakterie zwalcza lepiej niż antybiotyki. Do tego miód świetnie sprawdza się jako kosmetyk. (…) Miód zawiera duże ilości mikroelementów: potas, chlor, fosfor, magnez, wapń, żelazo, molibden, mangan i kobalt oraz witamin: A, B1, B2, B6, B12, C, kwas foliowy, pantotenowy i biotynę”.