Fot. Materiały czytelniczki
Reklama.
„Mój półtoraroczny syn prawie połknął ostry fragment sklejki oderwany od puzzla. Na opakowaniu widnieje informacja, że zabawka jest przeznaczona dla dzieci powyżej 10 miesiąca życia. A ja wyciągam dziecku fragment zabawki z buzi i dostrzegam jak ostre to są krawędzie!” – napisała do nas w mailu nasza czytelniczka.
Pani Izabela podjęła decyzję o natychmiastowym zgłoszeniu produktu do reklamacji. Jak twierdzi, sprzedawca odmawia i odsyła ją bezpośrednio do dystrybutora, czyli firmy Brimarex z Poznania.
– Zadzwoniłam do kierownika ds. sprzedaży, który żąda ode mnie maila. Wyjaśniam tam sytuację i otrzymuję odpowiedź, w której proszą mnie o wysłanie zabawki do nich” – kontynuuje. – Wysyłam ją wraz z pismem reklamacyjnym. W związku z ryzykiem utraty zdrowia lub życia dziecka[/b], w mailu żądam m.in. zmiany wieku dziecka, dla którego przeznaczona jest zabawka z pisemnym potwierdzeniem. Po drugie – wysyłki 5 innych zabawek dla mojego syna, z najwyższej jakości surowców (drewnianych lub innych) i po trzecie, pisemnych przeprosin. Dostaję odpowiedź od radcy prawnego i prezesa (pismo załączone w liście do redakcji). Wraz z nią otrzymuję tę samą, uszkodzoną zabawkę i oświadczenie, że nie mogą spełnić moich żądań. Prezes poleca złożyć reklamację u sprzedawcy – tak obrazuje nam sytuację pani Izabela.
logo
Fot. Materiały czytelniczki
logo
Fot. Materiały czytelniczki
Kontaktujemy się z głównym zainteresowanym, czyli firmą Brimarex. Sprawa jest im dobrze znana, ale ich wersja odbiega znacznie od tej przedstawianej przez naszą czytelniczkę.
– Owszem, prawdą jest, że otrzymaliśmy przesyłkę od pani Izabeli, kontaktowaliśmy się mailowo w sprawie reklamacji i zamierzaliśmy ją rozpatrzyć – potwierdza prezes firmy Jacek Jezierski. – Ale zanim ta paczka do nas dotarła, otrzymaliśmy od naszej klientki telefon i nie była to miła rozmowa. Pani Izabela była nieuprzejma, wrogo nastawiona, obrażała naszego pracownika, przeklinała. Nie wykazywała się wolą załatwienia tej sprawy polubownie i ramach obowiązującego nas prawa.
Prezes firmy podkreślał, że firma istnieje na rynku ponad 26 lat. I to ich pierwszy taki przypadek. Zdarzyło się kiedyś, że w opakowaniu zabawka była niekompletna, brakowało jakiegoś jednego elementu, wtedy reklamacja przebiegała sprawnie. Ale teraz, to zupełnie inna sytuacja.
– My nie możemy zmienić zalecanego wieku na opakowaniu – mówi prezes. – To producent przeprowadza wszelkie testy, atesty, przez notyfikowane laboratoria angielskie, niemieckie itd. To one wyznaczają wiek, przeznaczenie zabawki. Jeśli wiek ustalono np. na 10 lat, a my byśmy sobie wymyślili 3, to byłaby to samowolka i podlegalibyśmy karze. Decyzję o wycofaniu podejmuje urząd ochrony konsumentów, po wnikliwym badaniu, ewentualnie sąd.
Nasza czytelniczka zaznaczyła w piśmie skierowanym do firmy jeszcze jedno: przeprosiny za narażenie jej dziecka na utratę zdrowia. Prezes komentuje:
– Oczywiście, moglibyśmy wysłać przeprosimy, ale wnioski, jakie nam się nasunęły po przeczytaniu żądań pani Izabeli, są takie, że jakiekolwiek załatwienie sprawy nie usatysfakcjonowałoby tej pani. Życzy sobie 5 zabawek najwyższej jakości – mówi wzburzony. – Po pierwsze, nie wiemy jakie ma oczekiwania, co ona uzna, za najwyższą jakość surowców, bo cokolwiek byśmy wysłali, może jej się nie spodobać. Po drugie, to podlega wyłudzeniu, co stwierdził nasz prawnik. Co znaczy 5 zabawek w zamian? A dlaczego nie 15 albo 55 zabawek? Nie słyszałem, żeby za jedną lodówkę, żądać np. 5 lodówek. Postanowiliśmy, żeby pani Izabela, tak jak jest w prawie polskim, przekazała sprawę za pośrednictwem sklepu do reklamacji, co powinniśmy zrobić od razu. Wtedy my mamy 14 dni na jej rozpatrzenie i odesłanie ewentualnie nowej zabawki”.
Kobieta twierdzi jednak, że sprzedawca polecił kontakt z dystrybutorem, więc tak zrobiła. Prezes, że przecież sklep ma za zadanie reklamować i nie wiadomo, jakie były relacje pani Izabeli ze sklepem, dlaczego tak jej polecił i czy faktycznie tak było.
– Jeśli ta pani rozmawiała z tym sklepem jak z nami – kontynuuje prezes – To nie dziwię się, że może tak oni chcieli to rozwiązać. I nie byłoby problemu, chcieliśmy jej pomóc, gdyby nie przesadzone żądania w piśmie, które nam wysłała i obrzucanie błotem naszego pracownika.
Nasza czytelniczka podkreśla, że chodzi tu głównie o bezpieczeństwo dzieci.
Na tę chwile nie wydaje się, żeby mógł tu się pojawić jakiś kompromis.