
Każda z nas przychodzi na świat z określoną liczbą pęcherzyków jajnikowych, przy czym – co warto podkreślić – nie jest to stała, niezmienna wartość. Wręcz przeciwnie, liczba tych komórek maleje z każdym rokiem, stopniowo redukując nasze szanse na zajście w ciążę i urodzenie dziecka. O ile po urodzeniu posiadamy zawrotną liczbę 300-400 tysięcy potencjalnych jajeczek, już po trzydziestce mamy ich tylko ok. 12%, a po 40. roku życia mniej niż 3%. To właśnie dlatego wbrew modzie na późne macierzyństwo lekarze doradzają, aby o pierwszym dziecku pomyśleć przed 30. urodzinami, gdy rezerwa jajnikowa jest (a przynajmniej powinna być) duża, a prawdopodobieństwo zajścia w ciążę jest relatywnie wysokie.
Skąd wiadomo, ile komórek jajowych posiada dana kobieta? Do oceny rezerwy jajnikowej wykorzystuje się stężenie hormonu AMH (Anti-Müllerian Hormone) we krwi. Bardzo niski jego wynik to wskazanie do in vitro. Co warte podkreślenia, poziom tego hormonu jest stały w każdym dniu cyklu miesiączkowego, co oznacza, że badanie można wykonać w dowolnym terminie. Na wynik badania nie mają wpływu hormony przyjmowane np. w tabletkach antykoncepcyjnych.
Nagły i nieodwracalny spadek płodności dotyczy nie tylko kobiet walczących z nowotworem. Wyczerpanie rezerwy jajnikowej może mieć związek również ze stanem chorobowym (szczególnie w przypadku schorzeń autoimmunologicznych), przebytą operacją układu rozrodczego lub endometriozą. Bardzo często kobieta nie wie, że liczba posiadanych przez nią komórek jajowych dramatycznie spadła, przez co jej szanse na dziecko są znikome lub wręcz zerowe. Co wtedy?
Jeśli badania płodności potwierdziły, że pacjentka najprawdopodobniej nigdy nie zajdzie w ciążę wykorzystując własną komórkę jajową, może rozważyć adopcję zarodka, który został anonimowo przekazany przez inną parę podchodzącą do in vitro. Rozwiązanie to nie jest jednak idealne, mamy bowiem do czynienia z embrionami rodziców, z których przynajmniej jedno miało problem z niepłodnością. Może się okazać, że po implantacji zarodek nie przyjmie się. Nawet jeśli uda się uzyskać ciążę, dziecko nie będzie miało genów żadnego z rodziców. Dlatego bardziej atrakcyjną opcją jest in vitro z komórką jajową od dawczyni, ponieważ do zapłodnienia in vitro można użyć nasienia partnera biorczyni, który będzie biologicznym ojcem dziecka. - Na korzyść tego rozwiązania przemawia również fakt, iż gamety do adopcji przekazują zdrowe, młode kobiety, które są już matkami, a zatem szanse na ciążę po in vitro są odpowiednio większe - przyznaje lek. med. Tomasz Dworniak, specjalista ginekolog-położnik z kliniki leczenia niepłodności InviMed w Warszawie.
Dzieci, które przychodzą na świat dzięki in vitro z komórką jajową dawczyni nie są wprawdzie biologicznymi potomkami swoich matek, ale fakt ten ma dla nich drugorzędne znaczenie. Gdy kobieta przeżyła ciążę i poród, choć nie miała szans na własne dziecko, geny nie są ważne. - Dla naszych pacjentek liczy się tylko to, że mogą otoczyć swoje dziecko troskliwą opieką i stworzyć dom, o jakim zawsze marzyły - dodaje lek. med. Tomasz Dworniak, specjalista ginekolog-położnik z kliniki leczenia niepłodności InviMed w Warszawie.