
REKLAMA
Przystawiania dziecka do piersi w celu przekazania mu pożywienia, Marek Migalski, były europoseł PiS, porównał do potrzeb czysto fizjologicznych, nieprzyjemnych, czy wręcz oburzających. Publiczne oddawanie moczu, czy puszczanie, rzadko bezwonnych, bąków stawia na równi z karmieniem piersią.
Rozpoczął się precedensowy proces, w którym to Pani Liwia Małkowska oskarża restauratora o dyskryminację matek karmiących, gdyż uniemożliwiono jej godne nakarmienie dziecka sugerując w tym celu, według niej - toaletę, czy inne, ustronne miejsce – tak twierdzi właściciel restauracji. Informacja ta obiegła media błyskawicznie i ruszyła ostra lawina komentarzy, często bardzo skrajnych. Głos zaczęły zabierać osoby publiczne. W niektórych przypadkach jednak lepiej by było dla nich, gdyby wybrały milczenie, bo o kompromitację tu nie trudno.
Tak też jest w przypadku Migalskiego, na którym tweetujący nie zostawiają suchej nitki, określając wpis jako prymitywny, prostacki:
Głos w sprawie zabrał wreszcie Minister Zdrowia:
"Karmienie piersią jest czynnością nie tylko naturalną, ale wręcz zasługującą na jak najszersze wsparcie. Piętnowanie kobiet za karmienie w miejscach publicznych jest nie do zaakceptowania."
Minister podkreślił, że to najlepsza i najzdrowsza forma karmienia noworodków, zapewniająca właściwy rozwój maluchom, także wpływająca znacząco na budowanie więzi emocjonalnej matka-dziecko, nie bez znaczenia również dla kondycji psychicznej matki tuż po porodzie, bo może zmniejszać ryzyko depresji poporodowej.
Źródło: tvn24.pl, wiadomości.radiozet.pl