Każda z nas ma na pewno taką koleżankę, która z powodu kilku nadprogramowych kilogramów nie dałaby się namówić na ćwiczenia w miejscu publicznym. Nie dziwi mnie to. Szczególnie, gdy jestem świadkiem takiej sytuacji, jaka spotkała mnie wczoraj. Wchodzę do szatni, gdzie przebywające tam dwie
dziewczyny jeszcze nie są świadome mojej obecności.
“Widziałaś tą grubą Bertę na rowerku? Ale masakra. Taka powinna się wstydzić z domu wychodzić.” - mówi jedna do drugiej. Jak może tak mówić kobieta o drugiej kobiecie? Każda z nas, nawet jeśli jest szczupła, ma świadomość tego, jak trudno jest pozbyć się tłuszczu z kobiecego ciała. Ponadto, siłownia to przecież miejsce, w którym każdy ma prawo walczyć o smukłą sylwetkę - również ta osoba, która ma wyjątkowo dużo do zrzucenia. Bolą mnie uszy, gdy słyszę takie komentarze. Pęka mi serce, ponieważ boję się na nie zareagować. Wchodzę jak myszka, uciekam wzrokiem. Nie chcę się przecież narazić tym dwóm przedstawicielkom mojego drapieżnego gatunku.
Najwięcej przykrości może sprawić matce inna matka
“Schowałaby te dojce!” - czytam o kobiecie ciężarnej w komentarzu napisanym na Facebooku przez kobietę, która sama ma dzieci. Świadczy o tym jej zdjęcie profilowe.
“Ale ma wielkie dupsko!” - słyszę panią z dzieckiem, komentującą wygląd stojącej nieopodal kobiety w ciąży. Nie mogę się nam samym nadziwić - dlaczego my sobie to robimy? Każda z nas zmaga się z samoakceptacją po
ciąży, a następnie, jakby zapominając, co przeszła, utrudnia ten okres innej nieznajomej. Chcemy, aby inni szanowali nasze ciało, ale zapominamy o tym, że tolerancja działa w dwie strony. Ramię w ramię buntujemy się dyskryminacji kobiet, po czym same dyskredytujemy inne przedstawicielki naszej płci.