Największym wrogiem kobiety jest druga kobieta.
Największym wrogiem kobiety jest druga kobieta. Prawo autorskie: studiostoks / 123RF Zdjęcie Seryjne
REKLAMA
Poklepujemy się po plecach, by chwilę później kogoś za nimi poobgadywać. Nie pozostawiamy na sobie suchej nitki. Kłamiemy prosto w oczy. Bez zawahania. Wbijamy idealnie przypiłowane szpony tam, gdzie boli najbardziej. Co więcej, nie ma mowy, byśmy się do tych wszystkich grzechów przyznały.
Nie udawaj, że nie wiesz o czym mowa. Spotykam się z tym codziennie. Zauważam to wchodząc do kawiarni, gdy mijam kobietę siedzącą tuż przy wejściu. Przeczuwam, że coś jest nie tak, gdy wkraczam do strefy “cardio” na siłowni. Lepiej nie wspominać, co dzieje się tam w szatni. Och, a wyprzedaże w sieciówce? Pójść tam, to jak wkroczyć do jaskini lwa. Gdyby wzrok mógł zabijać, umarłabym już milion razy. Nie przeżyłabym większości spotkań z innymi kobietami.

Największym wrogiem kobiety jest druga kobieta

Nie wiem jak ty, ale ja, przyglądając się swoim wspomnieniom, zauważam, że najbardziej nieprzyjemne słowa w moim kierunku padały zwykle z kobiecych ust. Jeśli miałabym wymienić kogoś, kto prawdopodobnie źle mi życzy, byłoby to kilka osobników płci żeńskiej. Gdybym miała opisać idealnego szefa, nie byłaby nim kobieta. W przypadku, gdyby ktoś rozkazał mi zaczepić paczkę znajomych, wolałabym, aby to było zgromadzenie dobrych kumpli, nie najlepszych przyjaciółek.
Nie będę się tutaj wybielać. Należę do tego samego gatunku, więc również i ja nie raz pokazuję, na co nas stać. Bywa, że wspinam się na wyżyny wredoty. Nie okazuję tego wprost, ukrywam się. Przeklinam sobie w myślach. Czasem źle ci życzę. Obgaduję. Zazdroszczę. Nie udawaj mi tu, że nie odwdzięczasz mi się tym samym. Ty również powinnaś przyznać się do grzechu kobiecej nienawiści. Choćby przed samą sobą. Musimy bowiem mocno nad sobą popracować. Mam nieodparte wrażenie, że bez żeńsko - żeńskiej zawiści żyłoby nam się o wiele lepiej.

Może cię zainteresować także: Kobieta – wieloręki potwór.


Jesteśmy wobec siebie bezlitosne
By się o tym przekonać, wystarczy wybrać się na pobliską siłownię. Naprawdę niewiele kobiet czuje się w takim miejscu komfortowo. Przetrwają bez szwanku tylko te panie, które mają wyjątkowo silną i wysoką samoocenę. Jeśli nie radzisz sobie z jakimś kompleksem, wystawiając się na wzrok innych dam, poczujesz się jeszcze gorzej. Regularnie chodzę do klubu fitness i osobami, z którymi najmniej przyjemnie jest mi tam obcować, są właśnie kobiety.
Każda z nas ma na pewno taką koleżankę, która z powodu kilku nadprogramowych kilogramów nie dałaby się namówić na ćwiczenia w miejscu publicznym. Nie dziwi mnie to. Szczególnie, gdy jestem świadkiem takiej sytuacji, jaka spotkała mnie wczoraj. Wchodzę do szatni, gdzie przebywające tam dwie dziewczyny jeszcze nie są świadome mojej obecności. “Widziałaś tą grubą Bertę na rowerku? Ale masakra. Taka powinna się wstydzić z domu wychodzić.” - mówi jedna do drugiej. Jak może tak mówić kobieta o drugiej kobiecie? Każda z nas, nawet jeśli jest szczupła, ma świadomość tego, jak trudno jest pozbyć się tłuszczu z kobiecego ciała. Ponadto, siłownia to przecież miejsce, w którym każdy ma prawo walczyć o smukłą sylwetkę - również ta osoba, która ma wyjątkowo dużo do zrzucenia. Bolą mnie uszy, gdy słyszę takie komentarze. Pęka mi serce, ponieważ boję się na nie zareagować. Wchodzę jak myszka, uciekam wzrokiem. Nie chcę się przecież narazić tym dwóm przedstawicielkom mojego drapieżnego gatunku.

Najwięcej przykrości może sprawić matce inna matka

“Schowałaby te dojce!” - czytam o kobiecie ciężarnej w komentarzu napisanym na Facebooku przez kobietę, która sama ma dzieci. Świadczy o tym jej zdjęcie profilowe. “Ale ma wielkie dupsko!” - słyszę panią z dzieckiem, komentującą wygląd stojącej nieopodal kobiety w ciąży. Nie mogę się nam samym nadziwić - dlaczego my sobie to robimy? Każda z nas zmaga się z samoakceptacją po ciąży, a następnie, jakby zapominając, co przeszła, utrudnia ten okres innej nieznajomej. Chcemy, aby inni szanowali nasze ciało, ale zapominamy o tym, że tolerancja działa w dwie strony. Ramię w ramię buntujemy się dyskryminacji kobiet, po czym same dyskredytujemy inne przedstawicielki naszej płci.
Powinnyśmy się wstydzić
Niby takie nowoczesne, wykształcone i światowe, a z czerwonych szpilek słoma nam wystaje. Zżera nas zazdrość. To uczucie jest jak zakaźna choroba. Szerzymy ją między sobą. Niepotrzebnie nawzajem się nakręcamy. Co nam po tej rywalizacji? Siejemy jedynie nienawiść, którą potem musimy brać na klatę. Kobieca natura nakazuje nam przecież odwdzięczać się pięknym za nadobne.
Karma wraca, szczerze w to wierzę. Nie oczekuj więc szacunku ze strony innych, jeśli sama nie potrafisz się na niego zdobyć.