Nigdy nie stawiajcie łóżek dzieci w pobliżu gniazdek! Po tragedii mama ostrzega rodziców
List czytelniczki
26 lipca 2016, 11:51·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 26 lipca 2016, 11:51
Każdy kto ma dzieci zapewne wie, że trzeba je chronić np. przed prądem, który kryje się w gniazdkach. W tym celu najczęściej kupujemy specjalne zatyczki i wierzymy, że nasza pociecha jest już bezpieczna, nawet jeśli gniazdko z prądem znajduje się w pobliżu łóżka, w którym śpi. Też tak myślałam, ale zmieniłam zdanie w czerwcu tego roku. Nie przypuszczałam, że coś takiego może się przydarzyć właśnie mojej rodzinie. Słyszałam o tym nie raz w telewizji, czytałam w gazecie, ale nigdy nie sądziłam, że to wydarzy się naprawdę.
Reklama.
Tego dnia jak zwykle wstałam ok. 7.00 rano obudzona przez 8 - miesięczną córeczkę. Mąż szykował się do pracy, a 3,5 letni synek spał w swoim pokoju na poddaszu. Po chwili zorientowałam się, że jest burza, a właściwie to nie wiedziałam czy już jest, czy dopiero nadchodzi. Poprosiłam nawet męża, żeby pojechał chwilę później do pracy skoro grzmi. Usłyszałam od niego, że grzmoty słychać było przez całą noc, a burza już „odchodzi” i w ogóle jest bardzo wysoko, właściwie to już jej nie ma. Mąż wyszedł, zostałam w domu z dwóją małych dzieci.
Gniazdka i kontakty leżały porozrzucane, a z dziur które pozostały po nich wznosił się dym Właśnie zamierzałam rozsiąść się wygodnie na kanapie w salonie. W oddali było widać błyski na niebie, dlatego dla lepszego samopoczucia opuściłam nieco elektryczną roletę. Usiadłam i w tym samym momencie usłyszałam potężny huk i zobaczyłam gruz sypiący się ze ścian i sufitu nad schodami. Gniazdka i kontakty leżały porozrzucane, a z dziur, które pozostały po nich, wznosił się dym. Byłam przerażona. Domyśliłam się od razu, że dzieje się coś złego. Trafnie uznałam, że w dom uderzył piorun. Chwyciłam córeczkę, nie zważając na gruz i szkło z potłuczonych lamp, leżące na schodach i podłodze, pobiegłam na górę po drugie dziecko. Synek spał. Obudziłam go natychmiast i wzięłam na ręce.
Wszędzie czuć było zapach dymu Od razu chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do rodziny mieszkającej ok. 1 km od naszego domu i poprosiłam, żeby jak najszybciej przyjechali. Zadzwoniłam do męża i powiedziałam mu, co się stało. Był w drodze do pracy ok. 8 km od domu, natychmiast zawrócił. Próbowałam się uspokoić, żeby nie wystraszyć dzieci. Wmawiałam sobie, że już będzie dobrze, gniazdka zaraz przestaną dymić, wymienimy instalację i wszystko się ułoży. Nie wiem jak zniosłam dzieci na dół w okolice drzwi wyjściowych.
Czułam, że nie możemy pozostać w domu Niestety najbliższych sąsiadów mamy w oddali ok. 400 m, a na dworze padało. Narzuciłam na dzieci ubrania jakie były w pobliżu, sama stałam w piżamie. Otworzyłam drzwi i zauważyłam, że w naszą stronę jedzie auto. Teść i szwagier po chwili byli już w środku. Usłyszałam tylko „dzwoń po straż, bo dom się pali”. Wezwałam pomoc i wszystko toczyło się już bardzo szybko. Mąż wrócił, ja wywiozłam dzieci, straż po kilkunastu minutach przyjechała i zaczęła gasić nasz nowy dom, w którym nie mieszkaliśmy nawet roku.
W akcji brało udział 9 jednostek straży pożarnej, ogółem 45 strażaków Na szczęście nikomu nic się nie stało, nasze rzeczy w większości udało się uratować. Spłonął dach i poddasze użytkowe, dom został zalany na skutek akcji gaśniczej. Na czas remontu musieliśmy zamieszkać u rodziny. Z relacji sąsiadów wiemy, że nawet w ich domach w momencie uderzenia pioruna, z niektórych gniazdek elektrycznych wydostał się ogień długości ok. 1 m. U nas było podobnie, o czym świadczą ogromne dziury w tylnych częściach mebli m.in. komód, które stały tuż przed gniazdkami. Na szczęście w zasięgu naszych dzieci nie było gniazdek.
Lato w pełni. Pogoda w tym roku niezbyt uprzejma. Zdarzają się upały, a tuż po nich szaleją burze. Apeluję zatem do wszystkich, żeby zwrócili uwagę szczególnie na to, czy w pobliżu łóżek, w zasięgu ich dzieci nie ma gniazdek elektrycznych, bo nigdy nie wiadomo, co się może zdarzyć. Sama dziękuję Bogu, że moje dzieci wyszły z tego całe i zdrowe. Wierzę, że dom wkrótce odbudujemy i wrócimy do siebie.
Od tego zdarzenia ciągle spoglądam w niebo, gdy tylko lekko się chmurzy. Nasłuchuję odgłosów burzy. Trudno mi teraz stwierdzić, że lubię lato. Mam nadzieję, że jakoś przetrwam kolejne burze, których tak bardzo się boję.