Nie jesteś żoną, jesteś nikim! Dlaczego konkubinat to patologia
List do redakcji
04 lipca 2016, 10:19·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 04 lipca 2016, 10:19
Jak co tydzień zjawiam się na poczcie. Jak zwykle odebrać listy. Przepraszam bardzo, ale kim Pani jest? – odezwał się głos po drugiej stronie szyby. Jak to kim? Konkubiną.
Reklama.
Mam swoje nazwisko, brak papierka w domu i obrączki na palcu Mamy za to wspólne dziecko, dom, życie. Od pani na poczcie dowiaduję się, ze listu nie dostanę. ”Tylko żona ma pozwolenie, w świetle prawa jest pani obcą osobą, bez upoważnienia nie ma mowy” - słyszę. W konkubinacie żyję 8 lat, doskonale o tym wiem, jednak za każdym razem olbrzymią przyjemność sprawia mi tytułowanie się słowem konkubina.
Przyznaję, tym razem również nie mogłam się powstrzymać. Społeczny ostracyzm jaki dotyka konkubinat zaskakuje mnie za każdym razem. Patologia to niemal synonim. Prawda jest jednak taka, że w naszym kraju rodzi się, aż cztery razy więcej nieślubnych dzieci niż na początku lat 90. Czy rodzą się w gorszych związkach niż małżeńskie?
Szybko, bo zaledwie po 2 latach związku dowiaduję się o ciąży. Mieszkamy razem, pracujemy, nasze rodziny się znają, razem spędzają święta. Podczas jesiennego spaceru mój partner się oświadcza i choć pierścionek przyjmuję, to wspólnie ustalamy, że ślubu jeszcze nie będzie – na pewno nie w tym roku, w następnym również nie. Nie chcę być popędzana. Teraz jest ciąża i najważniejszy w życiu moment – przyjście na świat naszego dziecka.
Ślub poczeka Między bajki wkładam historie – jeśli dwoje ludzi się kocha, to się pobierają. Rodzinie i znajomym tłumaczę, że nawet formalne potwierdzenie związku nie da gwarancji czy partner rzeczywiście sprosta zadaniu. Nie chcę również by jego obecność była wyłącznie z powodu rozwiązań prawnych. Gdy na świat przychodzi nasza córka, mój partner uznaje ojcostwo, bo w przeciwieństwie do małżeństwa, gdzie ojcostwo jest domniemane tu rodzic musi wyrazić zgodę. Od tego czasu nasza córka nosi nazwisko taty. Nie raz i nie dwa zatrzymują mnie na lotnisku, gdy podróżuję sama z dzieckiem.
Dwie osoby, dwa paszporty, dwa różne nazwiska – kim pani jest? Zawsze pada pytanie. Nauczona doświadczeniem podróżuję z aktem urodzenia malej, dzięki temu zaoszczędzam czas i unikam tłumaczeń. W przychodni zostawiam upoważnienie do odbioru badań, w banku zakładamy wspólne konto. Żyjemy jak maż i żona, tylko w poczuciu, ze nasze wspólne życie wynika z codziennego, własnego, nieprzymuszonego wyboru. Koleżanki mówią, że tak by nie mogły, że to brak zabezpieczeń, alimentów, rent wdowich, brak dziedziczenia.
Nie wierze jednak, by papierek był zabezpieczeniem przed zazdrością, samotnością, zdrada, i w końcu rozczarowaniem. Rozwiązanie jakim jest związek partnerski mi odpowiada, przynajmniej do czasu... Nasze dziecko staje się coraz większe. Na początku jako 4 latka dzieli świat na chłopców o nazwisku taty i dziewczynki o nazwisku mamy. W wieku 6 lat coś zaczyna się nie zgadzać – jestem przecież dziewczynka, a mam nazwisko taty, zauważa. Padają pytania i prośby o wytłumaczenie.
Powoli wracamy do tematu ślubu, tak by wszystko poukładać, na spokojnie. W końcu stajemy przed ołtarzem. Nasza 7 latka podaje obrączki w kościele. Ma sukienkę uszyta pod kolor mojej sukni i bukiecik w dłoni. Księdza prosimy, by przysięgi nie przerywał – nie chcemy powtarzać, sami się całości nauczymy. W trójkę pozujemy do zdjęć ślubnych.
Obrączki nosimy i z dziecinną radością tytułujemy się Mężem i Żoną Od 5 lat jesteśmy małżeństwem i jestem wdzięczna, że pierwsze 8 lat mojego związku przeżyłam jako konkubina. Doskonale rozumiem, że o związek należy dbać i pielęgnować go codziennie – taką pracę muszą jednak wykonywać obydwie strony. Nie bądźmy naiwni, czy to konkubinat czy małżeństwo nie jest dane na zawsze, jeśli nie będziemy się po prostu starać.
Z drugiej strony wiem, że mam prawo do własnej odrębności i jest podmiotem w związku równym mojej drugiej połowie . Miałam towarzysza, kochanka, partnera do wina i do kłótni. Co jednak najważniejsze mój konkubent, teraz maż jest moim przyjacielem. Jego lojalność nigdy mnie nie zawiodła, a przez te 8 lat było na prawdę dużo okazji by to przetestować. Nasz związek przeszedł sprawdzian codziennego wyboru, bez przysięgi w urzędzie czy kościele, bez podpisów, zakazów i nakazów. Są dni, że tęsknię za naszym konkubinatem. Za słowem – Kochanie, co dziś na kolejce? Zamiast – Żona, co dziś jemy? Drogie konkubiny, drodzy konkubenci noście głowy wysoko, związek partnerski to wyjątkowa lekcja prawdziwej miłości.