Prawo autorskie: nadezhda1906 / 123RF Zdjęcie Seryjne
Prawo autorskie: nadezhda1906 / 123RF Zdjęcie Seryjne

Przez całe życie marzyłam o tym, by mieć tatę. Wiedziałam, że gdzieś tam jest. Dostawałam na to twarde dowody: paczki ze słodyczami i zabawkami, przekazy pieniężne, listy. Gdy miałam 25 lat, mogłam na własne oczy przekonać się, że on naprawdę istnieje. Wtedy spotkaliśmy się po raz pierwszy.

REKLAMA
Rozstanie moich rodziców było nietypowe. Nie chcę zdradzać szczegółów, ale musicie wiedzieć, że nie była to jedna z tych sytuacji w których samolubny mężczyzna porzuca swoją rodzinę. Byłam wychowywana w atmosferze “los tak chciał”. Nie było to jednak łatwe. Czasami nawet myślałam sobie, że tym dzieciom, które mogą wykrzyczeć swoją złość, musi być dużo lżej. One mogły wyzwać ojca, obrazić się i zwalić na niego całą winę, a ja? Czułam się jak jakaś naznaczona, poszkodowana, gorsza. Mogłam biadolić “Dlaczego akurat MNIE to spotkało?”. Nie robiła sobie tego. Nie zmienia to jednak faktu, że okropnie tęskniłam za normalnością.
Cieszyłam się, że Dzień Ojca zawsze wypadał po zakończeniu roku szkolnego. Nie zniosłabym robienia laurek dla taty. Zazdrościłam koleżankom, którym ojcowie budowali domki dla lalek i malowali pokój na ulubiony kolor. Pamiętam, że tata mojej przyjaciółki skonstruował jej tablicę korkową z listewek i korków od wina. Za każdym razem, gdy ją odwiedzałam i widziałam tą wyjątkową, ręcznie robioną ozdobę, psuł mi się humor. Nie mogłam pogodzić się z tym, że ja nie mogę pochwalić się niczym, co zrobił dla mnie mój tato.
Tęskniłam za postacią taty - obrońcy. Wierzyłam, że obecność mężczyzny w domu jest warunkiem, by było bezpiecznie. Pamiętam, że zawsze miałam poczucie, że ja i mama musimy być dzielne. Nie można było okazać innym słabości, poddać się, zapłakać. Wciąż czułam taką wewnętrzną presję, że MUSZĘ dać sobie radę. Było mi ciężko, bo stałam się perfekcjonistką. Byłam najlepszą uczennicą, zawsze musiałam ładnie wyglądać, zależało mi, by wszyscy wokół mnie akceptowali, a wiadomo, że to nie jest możliwe.
Chciałam być córeczką tatusia. Jako dziecko miałam wszelkie predyspozycje, by nią zostać! Jakie to niesprawiedliwe, że nie miałam okazji. Byłam wrażliwa, delikatna, uwielbiałam się przytulać. Kochałam sport. Zawsze lepiej dogadywałam się z kolegami niż koleżankami. Zostało mi to do dziś.
Mama zawsze powtarzała mi, że bardzo przypominam ojca, zarówno z wyglądu, jak i charakteru. Czułam to na co dzień. Trudno mi było dogadać się z mamą, która zupełnie inaczej patrzyła na świat. Nie miałam w niej wsparcia. Czułam się niepełna - trochę tak, jakby ktoś zabrał mi kawałek mnie samej, nie chciał oddać, a przez to, wszystko co mnie spotykało, było trudniejsze.
Myślałam, że jak poznam tatę, nadrobimy stracony czas. Liczyłam na to, że wszystko stanie się łatwiejsze. W końcu miał on być moim obrońcą, wsparciem, motywatorem, wzorem, którego zawsze mi brakowało. Wyobrażałam sobie, że poczuję w kontakcie z nim “to coś”. Braterstwo dusz. Spodziewałam się, że będę się cieszyć. Spotkanie to było przecież moim dziecięcym, niespełnionym marzeniem!
Jak bardzo się pomyliłam...
Nawiązałam z tatą bliższy kontakt, gdy skończyłam 23 lata. Pisaliśmy maile, opowiadaliśmy o swoim życiu. Nie czułam więzi, a nawet przyznam, że nie było to dla mnie przyjemne doświadczenie. Raczej dziwne. Mijał czas, coraz bardziej bałam się spotkania. Unikałam go, aż w końcu…
Dałam się przekonać. Przyjechałam do jego domu. Cała drżałam. To nie była niestety ekscytacja. To był strach. Byłam przerażona, że stoi naprzeciwko mnie człowiek, wzruszony, niezwykle miły, który mnie kocha, chce poznać, chce mnie przytulić a ja...nie czuję do niego nic. Nic. W tej jednej chwili, gdy wysiadłam z samochodu i go zobaczyłam, zrozumiałam, że już jest za późno. Na stanie się córeczką tatusia. Na radość z ręcznie robionej tablicy korkowej. Na długie, wieczorne rozmowy. Miałam 25 lat. Byłam już dorosłą kobietą, miałam swoje życie, zaczęłam je sobie układać, planować swoją rodzinę. Zorientowałam się, że wcale nie zrobiłam w niej miejsca na swojego tatę.
Pomimo, że mnie nie porzucił, nie udało nam się odbudować tej relacji. Mamy kontakt, ponownie mailowy. Raz na kilka miesięcy. Pęka mi serce na każdą myśl o tacie i o tym, jak jest między nami. Szukam w sobie sił, by to zmienić. Pierwszy raz w życiu czuję jednak prawdziwą bezradność.
Całe życie myślałam, że gdyby był tata, to mogłabym wszystko. Teraz jest, a ja NIC nie potrafię zrobić.