Ku przestrodze: “Lekceważenie ukąszenia kleszcza to głupota! Miałam zapalenie opon mózgowych, wiem co mówię.”
Redakcja MamaDu
08 czerwca 2016, 13:12·6 minut czytania
Publikacja artykułu: 08 czerwca 2016, 13:12
Reklama.
Letnie miesiące niejednemu kojarzą się z beztroskim wylegiwaniem się na trawie w ogrodzie lub parku. Wielu wyczekuje tych chwil przez cały rok. Agnieszkę za to na samą myśl o nich o przechodzą ciarki po plecach. Jedyną rzeczą o której myśli ona kładąc się latem na kocu jest to, czy nie “przyczepi się” do niej kleszcz.
Nauczona doświadczeniem
Kleszcze, zbyt często nieodpowiedzialnie lekceważone przez wielu ludzi, stanowią dla nas ogromne zagrożenie. Te maleńkie pajęczaki są odpowiedzialne za przenoszenie wielu groźnych chorób. Najczęściej po ukąszeniu kleszcza diagnozuje się u jego “ofiar” boreliozę i kleszczowe zapalenie mózgu.
To właśnie tej drugiej choroby tak bardzo boi się Agnieszka. Ma powody. Już raz na nią zachorowała. Zwierza się nam, że była to najgorsza rzecz, jaka ją w życiu spotkała:
“Tego, co przeszłam, nie życzyłabym nawet najgorszemu wrogowi. Wiem, że jestem wielką szczęściarą - wyszłam z tej choroby bez szwanku. Lekarz prowadzący, wypisując mnie ze szpitala, powiedział mi: “To cud, że Pani po tak złym przebiegu choroby, ma tak dobre wyniki. Jest Pani całkowicie zdrowa, nie ma żadnych powikłań. Czy zgodzi się Pani, bym opisał Pani przypadek na konferencji w USA?”
A mogło być naprawdę źle. Zapalenie opon mózgowych to choroba ośrodkowego układu nerwowego, która może prowadzić do kalectwa - paraliżu kończyn, utraty słuchu, wzroku, a nawet...śmierci.
Przebieg choroby to była męka
“Jeszcze w przeddzień choroby nic nie wskazywało na to, co się wydarzy. Byłam lekko przeziębiona. Akurat wyjeżdżaliśmy do Austrii i wszystko rozpoczęło się w drodze. W Czechach zaczęłam dziwnie się czuć, ale postanowiliśmy jechać dalej. Zaraz po przyjeździe do Austrii udaliśmy się do lekarza. Miałam już 40 stopni gorączki. Zwracałam wszystko, co wzięłam do ust. Myślałam, że to wyjątkowo okrutne zatrucie. W przychodni podejrzewano co może się dziać, ale nie miałam jednego, typowego objawu - sztywności karku.
W hotelu straciłam przytomność podczas snu. Na szczęście zauważyła to moja mama, zadzwoniła po karetkę. Zabrali mnie do szpitala. Byłam nieprzytomna 3 dni.”
Bliscy Agnieszki odchodzili od zmysłów. Póki pacjent jest nieprzytomny, nie wiadomo jak wielkie żniwo zebrała choroba.
“Nie potrafię opisać jak źle się czułam. Byłam rośliną, flakiem, oddychającymi zwłokami. Dosłownie, tak się czułam. Byłam do tego stopnia słaba, że nie mogłam nawet podnieść ręki. Wenflony przyczepiono wszędzie - na nadgarstkach, na wewnętrznych stronach łokci, miałam nawet wkłucie bezpośrednio do aorty, pod obojczykiem. Prawie całymi dniami spałam. Miałam zwidy, w nocy wydawało mi się, że widzę duchy snujące się po szpitalu. Może naprawdę byłam jedną nogą na tamtym świecie…”
Powrót do normalnego życia nie był łatwy
Wypis ze szpitala i powrót do Polski wcale nie oznaczał dla Agnieszki końca choroby. Powrót do pełnego zdrowia trwał kilka miesięcy..
“Leżałam w szpitalu półtora tygodnia. Lekarz nie mógł uwierzyć jak szybko wracałam do zdrowie. Na początku zakładał, że hospitalizacja zajmie miesiąc. Po powrocie do domu czułam się fatalnie. W ciągu tych 10 dni schudłam, uwaga, 15 kg. Przed chorobą ważyłam 54 kg więc można sobie wyobrazić jak wyglądałam...Nie mogłam na siebie patrzeć. Wstydziłam się swojej chudości, nie chciałam by nikt mnie odwiedzał. To okropne, ja nie miałam ochoty żyć..
Najgorsze jest to, że by odzyskać siły musiałam jeść, a ja nie mogłam patrzeć na jedzenie. W szpitalu podawali mi CUDA. Przypominam, że leżałam w Austrii, nie w Polsce..Rano przynosili mi menu, żebym wybrała sobie co chcę jeść. Nie chciałam nic. Błagali mnie, bym jednak na coś się zdecydowała. Mogłam mieć wszystko: szparagi, rybę, 3 rodzaje sałatek, owoce, naleśniki, placki, pieczeń..wybierałam tylko bułkę z dżemem. Żeby dali mi spokój. Tylko na to mogłam patrzeć. A i jeszcze sok pomarańczowy. Uwaga, świeżo wyciskany. Jedyna rzecz, której wtedy spożywałam na tony. Dziś rzadko go piję, źle mi się kojarzy…”
Agnieszka opowiada, że gdy wróciła do Polski i udała się na kontrolę do swojego internisty, lekarz powiedział jej, że miała ogromne szczęście, że zachorowała w Austrii, nie w Polsce. “Ktoś nad tobą czuwał dziecko. Zachorowałaś tam, by wyjść z tego bez szwanku. Obawiam się, że tutaj nie byłoby tak wesoło…”.
Agnieszka nie miała wtedy sił rozwijać rozmowy, ale przypuszcza o co chodziło lekarzowi. Opowiada, że w Austrii działano błyskawicznie. Szpital był bardzo nowoczesny, przydzielono specjalnie dla niej pielęgniarkę, która czuwała tylko przy niej. Nie musiała czekać na izbie przyjęć na pogotowiu i wykłócać się z pielęgniarkami, by ktoś ją przyjął...A takie doświadczenie niestety Agnieszka również posiada.
Biednemu wiatr w oczy
“Na moje nieszczęście, dosłownie miesiąc temu złapałam kleszcza. Nie chciałam go wyjmować sama, wolałabym, żeby ktoś zrobił to profesjonalnie, bo jestem świadoma tego, że choroba, którą przeszłam, może zostać wywołana przez kleszcze.”
W Polsce w okresie wiosennym ma miejsce tzw. “wysyp” kleszczy. Od kwietnia do listopada diagnozuje się najwięcej chorób odkleszczowych w roku.
Gdy zaatakuje nas kleszcz, bardzo ważnym jest, by wyjąć go w całości ze skóry. Trzeba reagować jak najszybciej, ponieważ im dłużej kleszcz wbity jest w skórę, tym większe prawdopodobieństwo zarażenia drobnoustrojami. Kleszczy nie wolno wyciągać gołymi rękoma, zgniatać, wyciskać, przypalać ani smarować tłuszczem czy środkami dezynfekującymi.
Kleszcze powinno się wyrywać z ciała jednym zdecydowanym ruchem. W aptekach są dostępne specjalne karty i szczypce do usuwania pajęczaków, jednak Agnieszka mimo wszystko wolała, by ktoś zrobił to profesjonalnie.
“A co jeśli poszłoby coś nie tak? Kleszcz by pękł, bo chwyciłabym go nieodpowiednio w stresie...Nie chcę tej choroby przechodzić po raz kolejny.” - mówi Agnieszka.
Aga pojechała więc na pogotowie. Tam na izbie przyjęć powiedziano jej, że usuwanie kleszczy to nie jest rzecz, którą się zajmują. Pielęgniarka w okienku poleciła, by zapukać do gabinetu lekarza i zapytać się, czy wyjmie kleszcza. Agnieszka zapukała: “Nie było akurat pacjenta. Lekarz wypełniał dokumenty. Powiedziałam mu jak wygląda sprawa, że mam już za sobą ciężką chorobę, nie chcę by to się powtórzyło. Lekarz nakrzyczał na mnie - dosłownie i rozkazał wyjść.”
Aga pojechała więc do przychodni. Powiedziano jej, że wyjęcie kleszcza kwalifikuje się jako zabieg chirurgiczny, a w tej przychodni gabinetu chirurga nie było. Podano jej adres placówki, gdzie taki gabinet jest. “Pojechałam, ze łzami w oczach. Poczułam się jak jakiś intruz, jak śmieć, wszyscy traktowali mnie “z buta”, a ja szukałam po prostu pomocy.” - wspomina Agnieszka. “W tej kolejnej przychodni pielęgniarka słysząc, że miałam już jedno zapalenie opon mózgowych, spojrzała na mnie z przerażeniem i poleciła usiąść pod gabinetem chirurga i poczekać aż skończy zabieg. Tak zrobiłam. Chirurg na początku nie chciał mnie przyjąć. Powiedział, że potrzebuję skierowanie od internisty. Tylko, że okres oczekiwania na chirurga to kilka miesięcy! Rozpłakałam się z bezsilności. Zlitował się nade mną i mnie przyjął. Wypełnianie papierów trwało 15 minut. Wyjęcie kleszcze..1 sekundę, przyrzekam.”
Agnieszka po dwóch tygodniach (to minimalny okres, który musi upłynąć od ugryzienia, aby badanie było wiarygodne) wykonała badanie krwi, by sprawdzić czy nie doszło do zakażenia boreliozę. “Odebrałam już wyniki, na szczęście wszystko jest OK.” - dodaje.
Istnieje skuteczna szczepionka!
Zachorowania na kleszczowe zapalenie mózgu można uniknąć! Istnieje skuteczna szczepionka. Na stronie akcji społecznej “Zaszczep się wiedzą”, której patronuje Ministerstwo Zdrowia, możemy przeczytać: “W ramach działań profilaktycznych zalecane jest szczepienie ochronne obejmujące podanie trzech dawek w cyklu podstawowym w odstępach: 0 (pierwsza dawka), 1-3 miesiąc (druga dawka), 9-12 miesiąc (trzecia dawka). Co 3 lata zalecane jest podawanie dawki przypominającej szczepionki.”
Agnieszka ze smutkiem stwierdza, że ludzie z jej otoczenia nie są świadomi zagrożenia czyhającego ze strony kleszczy: “Gdy rozmawiam ze znajomymi, często dziwią mi się, że tak panikowałam z powodu kleszcza. Przyznają się, że oni mieli nie raz, sami wyrwali i po sprawie, nic się nie dzieje. Tyle tylko, że nie zawsze choroba odzywa się od razu. Czasami borelioza uaktywnia się po kilkunastu latach!”
Nie bagatelizujcie kleszczy ani u siebie, ani u swoich dzieci! Zadbajcie, by zostały one profesjonalnie usunięte ze skóry. Po ukąszeniu zawsze wykonujcie kontrolne badania krwi, by sprawdzić czy nie doszło do zakażenia boreliozą.
Jeśli w tym roku nie zdążyliście się zaszczepić, zróbcie to zanim rozpocznie się kolejny sezon...