Jaką mężczyźni mają w życiu przewagę nad kobietami? Lepsze zarobki, więcej stanowisk kierowniczych, mniejsze obciążenie domowymi obowiązkami? To też, ale mają coś jeszcze: męską świątynię. Ona daje im możliwość wyłączenia się z wypełniania domowych obowiązków o dowolnej porze, na dowolnie długi czas.
To był spokojny wieczór
Kolacja zjedzona, naczynia ze stołu zebrane, dziecko nakarmione, przewinięte i całkiem zadowolone. To oznacza, że możemy wszyscy iść na spacer. „Już już, wejdę tylko na chwilę do łazienki” – mówi on. Jasna sprawa, jak mus, to mus. Mija pięć minut, dziesięć, piętnaście… Ona spędziła ten czas zupełnie bezproduktywnie, bo przecież miała być tylko chwila. Dziecko zaczyna wspinać się na stół i trudno mu się dziwić, skoro zamiast obiecanego spaceru jest nuda. Pies coraz bardziej błagalnie sygnalizuje, że musi wyjść na spacer JUŻ. „Co ty tam robisz? Pospiesz się, do cholery!” – krzyczy w końcu ona. „Nawet nie mogę spokojnie skorzystać z toalety!” – żali się on, gdy z telefonem w ręku opuszcza łazienkę po spędzonych tam dwudziestu minutach. Tak właśnie działa męska świątynia.
Wydumany problem? Wiele kobiet potwierdza, że nie. „Poranki są u nas w domu naprawdę intensywne. Śniadanie, kanapki dla starszego dziecka do szkoły, coś do jedzenia dla nas do pracy – wszystko to trzeba przygotować. I kiedy młodsze dziecko właśnie wyrzuca z szafy całą jej zawartość, starsze przypomina sobie o pracy domowej z matematyki a jajecznica się przypala, mój mąż mówi: muszę do toalety i znika na co najmniej kwadrans, obowiązkowo z kawą i tabletem. Zostaję z tym bałaganem sama i tylko słyszę dobiegające mnie z łazienki skróty meczów” – opowiada K.
Inna sytuacja – basen. „Proszę spróbować powiedzieć pięciolatkowi, że czas kończyć zabawę i iść do szatni – gwarantowany płacz i protesty. Tak się jakoś składa, że mój mąż zawsze akurat wtedy musi zniknąć za potrzebą i to ja muszę negocjować ze zrozpaczonym dzieckiem” – dodaje A.
Dajcie spokój z tą łazienką!
Mężczyzno! Łazienka nie jest żadną świątynią, sanktuarium, ani męskim schronem! Służy do załatwiania potrzeb fizjologicznych, a nie uciekania od nielubianych obowiązków, nieskrępowanych chwil relaksu, czy sprawdzania wyników Ligi Mistrzów i najnowszych wiadomości. I nie myślcie, że ktokolwiek wierzy w wasze „muszę do łazienki” wypowiedziane w najbardziej dogodnym dla was momencie. Musi, to kilkulatek, który dopiero co przestał nosić pieluszki i nie do końca posiadł jeszcze sztukę panowania nad swoją fizjologią A wy spokojnie możecie poczekać.
„To jedyna chwila, kiedy mam czas tylko dla siebie!” – broni się P., który upodobał sobie znikanie na dłużej za drzwiami toalety (oczywiście ze smartfonem w dłoni). Cóż, to bardzo niedobrze. Bo każdy potrzebuje czasu dla siebie, by go mieć nie trzeba chować się w łazience. Można na przykład dogadać się z partnerką i zorganizować dzień lub wieczór tak, by każde z was miał nie tylko chwilę, ale nawet dwie lub trzy dla siebie. W taki sposób, by druga osoba nie była pozostawiona sama sobie w najgorszym momencie dnia, lub bez sensu czekała nieomal pod drzwiami łazienki, że szanowny pan skończy zażywać relaksu przeglądając wiadomości w telefonie. Tak, my dobrze wiemy, że nie o potrzeby fizjologiczne tutaj chodzi.
Jednak zamiast spokojnie dogadać się w kwestii odpoczynku każdego z partnerów wielu panów woli uciec do łazienki, zamknąć się tam i udawać, że problemu nie ma. I do tego idealizować to tchórzostwo jako męską świątynię i schron. Dajcie spokój i wreszcie dorośnijcie!