Jest wysoką, szczupłą brunetką. Ma 32 lata i jest mamą wspaniałej nastolatki. Gdy sama była w jej wieku została mamą. Nie z wyboru, nie z przypadku – z gwałtu. Nie było mowy o aborcji czy oddaniu dziecka do adopcji, ale też – jak się później okazało – nie było żadnej pomocy z zewnątrz. Poznajcie historię Joanny.
Na prośbę bohaterki imiona zostały zmienione przez Redakcję.
Pani Joanna wychowywała się w umiarkowanie katolickiej rodzinie jako czwarta z piątki dzieci. Jak w wielu domach również u nich zdarzały się okresy nacisku rodziców na pewne sprawy – wszystkie z kolei pod wpływem nacisku ze strony ich rodziców. Stąd czasem kontakt z Kościołem był bliższy, czasem zaś pojawiały się z momenty „ciemnogrodu” i „zacofania”. Tyle tylko, że na wsiach wygląda to nieco inaczej.
Ludzie zaczęli gadać
Miała wtedy 16 lat. Nie miała chłopaka, nie imprezowała. Ot, przeciętna nastolatka. Kiedy sąsiedzi zaczęli powielać plotkę o ciąży przyznała się matce. Choć „przyznała się” nie jest trafnym określeniem tego, co wówczas się działo. Joanna zwierzyła się mamie, że została zgwałcona. I tylko mama stanęła za nią murem. Reszta rodziny miała wątpliwości – bo przecież ludzie we wsi gadają. Część nawet wysuwała tezy, że pewnie Asia nie wie, kto jest ojcem albo że nie chce powiedzieć i dlatego wymyśliła gwałt. Co było najgorsze? Tych tez łatwiej było bronić na podstawie absurdalnych wydarzeń. Tego, że wróciła później do domu lub że śmiała się głośno w towarzystwie koleżanek.
Starszy Pan z pociągu
Niewiele pamięta z tego dnia. Jechała pociągiem i wdała się w pogawędkę ze współpasażerem, który poczęstował ją czymś do picia. To były czasy, kiedy Internet nie był powszechnie dostępny i nie mówiło się głośno o „tabletkach gwałtu”. Kiedy Pani Joanna zgłosiła się razem z rodzicami na posterunek policji nie było mowy o obecności psychologa podczas przesłuchania. Ponieważ dyżurujący funkcjonariusz nie wiedział co zrobić z „jej przypadkiem” wezwał komendanta. Przesłuchano Panią Joannę, jej rodziców, kilku znajomych. Ale sprawcy nie znaleziono. Poza tym zdaniem policji zdarzenie ponoć nie wyczerpywało znamion ustawy, więc nie było mowy o aborcji.
Kaja urodziła się piękna i zdrowa. W rubryce ojciec za zgodą kierownika USC wpisano losowo wybrane imię męskie i nazwisko matki, by mała nie musiała w każdym banku i urzędzie napotykać krzywych spojrzeń na informację „NN”. Zgodnie z obietnicami Joannie pomagała mama. Ta mogła więc połączyć wychowywanie córeczki z nauką i powoli wyjść na prostą.
Upłynął jakiś czas nim opadły emocje i udzie wreszcie przestali plotkować. Wtedy pojawił się on. Okazało się, że jest znany organom ścigania. Prawdopodobnie pod szkołą Joanny szukał kolejnej ofiary.
Słowo przeciwko słowu
Ich spotkanie w sądzi to był koszmar. Jej słowo, przeciwko jego. On co prawda miał już zarzuty, ale ona była nastolatką. Ostatecznie sąd wydał postanowienie o przeprowadzeniu badań DNA ustalających ojcostwo. Wynik był pozytywny.
Choć sąd pierwszej instancji uznał go winnym i skazał na 3 lata pozbawienia wolności bez możliwości wcześniejszego wyjścia na wolność, odwołał się i sprawę przekazano do sądu drugiej instancji. Później sprawa wróciła na wokandę pierwszej instancji. Przez 6 lat Pani Joanna walczyła w sądzie sama. Na każdą rozprawę miał przychodzić inny prokurator, który nawet nie znał dobrze sprawy. W mowie końcowej obrońca oskarżonego miał powiedzieć zdanie którego Pani Joanna twierdzi, że nigdy nie zapomni. Miało brzmieć tak: ”Wysoki Sądzie, proszę go zrozumieć - to starszy mężczyzna, ma swoje potrzeby, a ona taka ładna''. Ostatecznie wygrała. Miała prawo do aborcji. Tyle tylko, że Kaja rozpoczynała już wtedy naukę w zerówce…
Ojciec nie poczuwał się do odpowiedzialności. Ale w tej sytuacji, choć powinno było, nie poczuło się również Państwo. Brat Pani Joanny napisał do mnie tak:
Codzienność
Po porodzie Pani Joanna otrzymywała alimenty zgodnie z wyrokiem sądu. Wypłacane przez fundusz alimentacyjny, bo ojciec dziewczynki nigdy nie spełnił zobowiązania. Choć jeszcze w sądzie miał odgrażać się, że będzie płacił do rąk własnych matki, bo chce widywać się z córką. Tak się jednak nie stało.
Pani Joanna skończyła liceum, następnie studium ekonomiczne. Jakiś czas później w życie weszła ustawa definiująca „samotne matki”. To takie, których ojciec ich dziecka nie żyje lub jest nieznany. To był pierwszy raz, kiedy utraciła wszystkie środki do życia.
Pracowała więc dorywczo – w kawiarniach, restauracjach, czasem na zastępstwie. Pomimo wykształcenia nikt nie chciał zdecydować się na zatrudnienie samotnej, młodej matki. Wreszcie udało jej się dostać pracę - pół etatu, 900 zł miesięcznie. Plus 300 zł z funduszu alimentacyjnego (który po pewnym czasie przywrócono). Po niespełna roku okazało się jednak, że choć komornik nie ściągnął od ojca Kai ani złotówki, Pani Joannie alimenty się nie należą. Co więcej przez rok miała pobierać nienależne jej świadczenia. Dlaczego? Osobie zobowiązanej do płacenia alimenty odlicza się od dochodu. Osobie pobierającej zaś dolicza. To oznaczało, że Pani Joanna Przekroczyła próg dochodowy uprawniający ją do ich otrzymywania o niecałe 100 zł. Nie miała prawa do alimentów w kolejnym roku i musiała zwrócić do budżetu pastwa nienależnie pobrane prawie 3 tysiące złotych.
W międzyczasie firma, w której pracowała Pani Joanna obniżyła wypłacane jej wynagrodzenie do 600 zł. Kiedy jednak ze zgromadzona dokumentacją udała się do GOPS otrzymała informację, że ojciec Kai zmarł kilka dni wcześniej. I choć w rozmowie ze mną przyznaje, że nie raz bała się, ze coś zrobi ich córeczce i w po cichu modliła się o jego śmierć, tym razem popłakała się z bezsilności. Przyznano jej zasiłek dla samotnych mam w wysokości 270 zł, jednak Kaja nie mogła liczyć na rentę po ojcu. Dlaczego? Bo ten nigdy legalnie nie pracował. Poza tym trudno było nawet walczyć o spadek. Kaja nie widniała w dokumentach jako uprawniona do spadku. I nie wiadomo było do końca ile dzieci osierocił mężczyzna. Jego matka od sprawy się odcięła.
Przyszłość
Aby zabezpieczyć córkę na wypadek własnej śmierci, Pani Joanna znalazła dodatkową pracę. I to był drugi raz. Ponieważ jej dochody wzrosły straciła zasiłek dla samotnych mam (przestała nią być?) i przekroczyła próg dochodowy w programie 500 plus.
Kaja jest dziewczynką chorowitą. Co miesiąc potrzebuje specjalistycznych leków. Pozostaje pod stałą opieką psychologa i dietetyka. Nosi okulary, a jej wada wciąż się pogłębia, więc poza wizytami u okulisty należy wymieniać szkła w oprawkach.
Pani Joanna podkreśla, że najbardziej boi ją to, że Kai nie przysługuje po ojcu nawet renta. Nie zaszła w ciążę sama, ale teraz jest zdana sama na siebie. Mając pod opieką córkę, owdowiałą matkę i siebie.
To nie była łatwa rozmowa. Nie była krótka. Padło sporo gorzkich słów, wylanych zostało sporo łez i przygniotła nas bezsilność. Pani Joanna to silna, dzielna i uśmiechnięta kobieta. Choć w jej oczach widać dokładnie to, co powiedziała mi na sam koniec.
„Faktycznie Państwo gwarantuje obywatelowi bezpieczeństwo, ale odpowiedzialności już brać nie chce! jeśli ktoś Panią zgwałci to nie otrzyma Pani alimentów za niedotrzymanie umowy od Państwa Polskiego, nawet jeśli Państwo ze swojego niedbalstwa nie dopilnuje osoby skazanej za gwałty wcześniej, bądź choć podejrzanej. Państwo gwarantuje bezpłatny proces w sprawie karnej i pomoc (w tym przypadku Prokuratora), ale nie otrzyma Pani pomocy prawnej z urzędu w sprawie o alimenty od gwałciciela czy w sprawie o odszkodowanie, bo to proces cywilny, a Państwo w sprawy prywatne obywateli nie wchodzi. By złożyć pozew o alimenty do sądu rodzinnego potrzebne są dane ojca, ale urząd nie poda adresu, ani nr PESEL, bo mu nie wolno. Potrzebny jest też akt urodzenia dziecka, akt zgodny z prawdą, czyli trzeba byłoby zmienić dane ojca - co może powodować dyskomfort, jak łatwo sobie wyobrazić i wiązać do końca życia ofiarę, owoc przestępstwa - dziecko z oprawcą! Czy którakolwiek nastolatka marzy o takim trójkącie?”
Pani Joanna
” Ja rozumiem, że pewnie były przypadki naginania prawa ale ja się do nich nie zaliczałam. Słyszałam, nawet od znajomych ''że oni wiedzą jak dobrze mają samotni rodzice, że mieszka taka z facetem, może nawet z ojcem dziecka, on ich utrzymuje, ma taka jak u Pana Boga za piecem i jeszcze czegoś chce!''. I pewnie mają rację, bo wiele jest takich kobiet.
Mi nie chodziło o jakieś zasiłki, ale o moje alimenty, na które miałam wyrok sądu, z pieczątką orzełka. Czy to nic nie znaczy? Czy Państwo nie powinno mi pomóc w egzekwowaniu czegoś co samo ustaliło? Wyrokiem sądu? Co miałam zrobić? Iść do swojego oprawcy i prosić go o pomoc?”
Pani Joanna
”Pobierałam alimenty od państwa bo miałam na to wyrok sądu. Myślałam że państwo w ten sposób mi pomaga: czyli samo mi płaci a później egzekwuje dług u dłużnika.... Dziękuję serdecznie za taką niedźwiedzią przysługę. Gdybym nie oddala alimentów poszłabym za nie siedzieć? Ja? Za alimenty? Bez komentarza.”
Pani Joanna
”Proszę mi wierzyć, że staram się bardzo mocno żyć normalnie, przekazać mojej córce pewne standardy, a mam wrażenie że gdybym spała pijana po rowach, gdyby moja Kajka chodziła do szkoły brudna i może jakbym ją jeszcze od czasu do czasu biła, miałabym jakąś pomoc. Mam wrażenie, że państwo polskie wspiera patologiczne rodziny, które będą powoływać na świat patologiczne dzieci. A ja? jestem poza systemem. Moja córka jest chora, muszę zapewnić jej normalne życie, ale mnie na to nie stać.
Nie jestem samotną matką, nie jestem wdową - jestem nikim, choć tak bardzo się staram. Jak się czuję? Jak gó**o. Od obcych ludzi słyszę, że dziwią się, iż pracuję. Nie mogę się nadziwić! Mam wrażenie, że w tym kraju nagradza się nierobów, tych, którzy się „ustawili” i kombinatorów? Może jestem uparta, może mogłabym wyjechać z tego kraju? Ale to tu jest Nasz dom a ja chciałabym tylko normalności…”
Pan Adam
brat Pani Joanny
”Cała retoryka dyskusji publicznej sprowadza się do moralnych ocen, wzajemnych oskarżeń, ekskomunik pewnych obozów władzy i opozycji. w przestrzeni tych kilkunastu lat mieliśmy kilka radykalnych zmian, które dla odbiorcy mogą być bardzo bolesne bez względu chyba już kto je wygłasza. Żyjemy w katolickim kraju. Ale nawet kościół nigdy nie wykazywał chęci pomocy siostrze – za to poszczególni jego członkowie oceniali.
Uważam, że w przypadku przestępstw seksualnych Państwo powinno przejmować odpowiedzialność i gwarantować całość kosztów odszkodowań, alimentów i innych zobowiązań jakie dłużny jest oprawca. Jeśli ktoś pada kogoś ofiarą, zwłaszcza na takiej płaszczyźnie należy uznać że jest słabszy. A jeśli tak to pozostawienie takiej osoby samej sobie, zgwałconej kobiety jest cichym przyzwoleniem Państwa na moratorium finansowej kompensaty kary.”
Pani Joanna
”Mam 32 lata i 16 lenią córkę i jestem po prostu zmęczona. Codziennie boję się o jej zdrowie, boję się o siebie, boję się że umrę i ona zostanie sama. Mam wrzody żołądka i dwunastnicy, cały czas czuję ból. Do tego mam wrażenie że jeśli jeszcze raz będę musiała powiedzieć mojemu dziecku ''nie mam'' to zwariuję! Biorę antydepresanty, czuję się jak wrak człowieka i za co? Za to że kilkanaście lat temu odpowiedziałam obcemu na jego ''dzień dobry''…”