"Chcę ciche i tanie wesele. Nie stać mnie na wielką imprezę. Boję się, że rodzina się obrazi"
List do redakcji
13 kwietnia 2016, 11:22·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 13 kwietnia 2016, 11:22
Drogie żony, drodzy mężowie,
Gratuluję Wam z całego serca i równie mocno zazdroszczę. Czego? Obrączki na palcu. Mnie na nią nie stać.
Reklama.
Znamy się z Pawłem już 8 lat
Od sześciu mieszkamy razem. Mamy wspólne konto bankowe, razem płacimy rachunki, odkładamy pieniądze na specjalny fundusz wakacyjny. Poza tym utrzymujemy auto, spędzamy wspólnie święta a od jakiegoś czasu jesteśmy szczęśliwymi rodzicami małej Juli. Zapytacie czemu nie mamy ślubu? Odpowiedź jest prosta: bo nas na niego nie stać.
Oboje pochodzimy z małych miast. Ja z wielkopolski, Paweł spod Łodzi. Przyjechaliśmy do Warszawy w poszukiwaniu pracy i w poszukiwaniu szczęścia. Tak się cudownie złożyło, że każde z nas znalazło pracę i znaleźliśmy siebie. I jesteśmy szczęśliwi, choć jednego Nam brakuje. Tak, chcielibyśmy wziąć ślub.
Pracujemy sporo. Jula od września chodzi do przedszkola, więc nie musimy kombinować jak wzajemnie się nią opiekować. Każde z Nas w pracy daje z siebie wszystko. Mamy szczęście do dobrych pracodawców, ale nie mamy szczęścia do zarobków. Nie wiem, czy to wina branży, które wybraliśmy, czy to po prostu wina rynku. Tak czy siak – wystarcza nam do 10go, nie musimy się zapożyczać, nie musimy planować wszystkich wydatków naprzód, ale nie odkładamy za wiele.
Do tej pory były ważniejsze sprawy
Jula była mała, szukaliśmy bardziej komfortowego, rodzinnego auta. Później kupiliśmy maleńki ogródek działkowy nad Bugiem, by mała miała gdzie pobiegać w wakacje. Nie było czasu na sprawy ślubne. Wiem, że to świetna wymówka. Wiele osób już mi to mówiło. Zwłaszcza jak na moim palcu pojawił się piękny kamień. Tak – Paweł oświadczył się jeszcze zanim na świecie pojawiła się nasza córeczka.
Ceny w Warszawie są, jakie są. Nie chcemy ślubu w Wielkopolsce, bo wygeneruje koszty w postaci konieczności organizowania noclegu dla rodziny Pawła. To samo jest z Łodzią – wówczas moja rodzina musiałaby zostać zakwaterowana w hotelach. Wiem, że ślub w Warszawie spowoduje dokładnie to samo, ALE tu mamy przyjaciół, znajomych, kolegów i koleżanki z pracy. Pomyślicie pewnie „po co w ogóle ona do nas pisze?”. Czytałam wiele listów, które dostajecie – z wieloma się identyfikuję, wiele tematów jest mi bliskich. W tym co piszę pewnie też nie jestem sama. I chyba dlatego się odważyłam…
Nawet najprostsze przyjęcie – główne danie, deser, jakieś przekąski, bar sałatkowy – to spory koszt. Do tego alkohol, pewnie jakaś muzyka, kilka pamiątkowych zdjęć, sukienka, kwiaty, noclegi… gdybyśmy zredukowali liczbę zaproszonych gości do 50 osób, to i tak liczę, że potrzebujemy co najmniej 30 tysięcy złotych. Dla nas to spora suma – nie chcemy pomocy od rodziców – oni mają swoje, niemałe wydatki.
I pewnie z jednej strony ktoś powie „No tak, rozumiemy, że robicie małe przyjęcie” a z drugiej wiecie jaki jest ten kraj – nie zaprosisz ciotki Baśki a zaprosisz wujka Jurka i zaraz będzie wielka obraza majestatu.
Dlatego wiecie jaki mam pomysł?
Chcemy – jak co roku – pojechać na fajne wakacje. Tyko, że tym razem oprócz bikini, krótkich spodenek i trampek chciałabym zabrać jakąś ładną sukienkę. A później pójść z narzeczonym do konsulatu. Jula mogłaby podawać nam obrączki. Świadkowie jeśli zechcą to polecą z nami, jeśli nie to znajdą się jacyś na miejscu. Marzy mi się Sri Lanka. Tam jeszcze nie byliśmy. Jakby tak połączyć podróż przedślubną z poślubną i ślubem? Zachód słońca, plaża, biały wianek z kwiatów. Koniecznie jakaś lokalna muzyka. A na koniec moglibyśmy świętować sami ten Nasz dzień.
Chyba piszę to po to, by od kogokolwiek usłyszeć, że robię dobrze. Że to nie jest zły pomysł i że w ten sposób nie stanę się wyrodna córką i zakałą rodziny. Że któraś z czytelniczek portalu kiedyś tak zrobiła i nie żałuje. Wiem, że to dobry pomysł, ale tak oderwany od rzeczywistości... Nie jesteśmy ludźmi, którzy większość życia spędzają w podróży. Mamy pracę, mieszkanie, żyjemy raczej w trybie „stacjonarnym”. Lubimy egzotyczne wakacje, ale to jednorazowa akcja w roku. Dlatego nie mam odwagi powiedzieć o tym, co myślę bardzo głośno. Choć i tak ten list jest sporym krokiem naprzód.