Nie, to nie będzie tekst o tym jak szkodliwe jest palenie papierosów w ciąży - o tym, każdy wie. Nawet ta kobieta, która zaciąga się po raz kolejny, ma tego świadomość, z tymże odsuwa te myśli od siebie. I chociaż miewa wyrzuty sumienia, to wmawia sobie, że to nie tragedia, że wiele rzeczy szkodzi, że lekarz na kolejnych wizytach mówił przecież, że wszystko z dzieckiem jest w porządku.
Znałam takie ciężarne, które sięgały po papierosy sporadycznie - raz, dwa razy w tygodniu. Jasne, papieros to papieros, nie będę ich usprawiedliwiać, ale jest różnica między jednym w tygodniu a dziesięcioma dziennie, prawda? Taką przyszłą matkę miałam (nie)przyjemność poznać...
Było parę minut po 9. Dojechałam z partnerem na izbę przyjęć. Miałam już silne i częste skurcze. To już ten dzień. Czułam podekscytowanie i strach, ale to drugie nie paraliżowało mnie, chociaż wiedziałam, że może być różnie, to cieszyłam się, że akcja zaczęła się sama, naturalnie. To mój drugi poród i ostatni - powtarzałam sobie i partnerowi. Było nawet wesoło w tej naszej szpitalnej poczekalni. Kilka par czekało na swoją kolej. Wszyscy w identycznej sytuacji, tylko niektórzy zanadto się pośpieszyli i w konsekwencji... co druga para wracała do domu. Przy pierwszym porodzie też miałam kilka fałszywych alarmów. Moją uwagę przykuła jednak z par, a właściwie trójkąt: Kobieta w ciąży, jej partner bądź maż oraz starszy pan, prawdopodobnie jej lub jego ojciec.
Stali koło nas. Ona, tak jak ja, nie miała ochoty siedzieć. Uśmiechnęłyśmy się do siebie, gdy w tym samym momencie zalała nas fala gorąca i obie zawisłyśmy na szyjach naszych mężczyzn. Z pochyloną głową, w lekkim rozkroku - ta pozycja zdecydowanie była dla nas najbardziej komfortowa by przetrwać ból i móc spokojnie oddychać. W objęciach przyszłych tatusiów (albo tych już podwójnych - jak mój) czułyśmy się bezpiecznie. Gdy skurcz minął ponownie na siebie spojrzałyśmy. Wymieniłyśmy kilka zdań, w stylu: Ciekawe jaki będzie następny? Czy zdążymy na salę porodową? Może razem też urodziny? Było miło. Do czasu, gdy...
Moja nowa znajoma, po kolejnym skurczu, wyszeptała do męża - Idę zapalić zanim przyjdzie następny, a mąż na to - Iść z tobą? - Nie, pilnuj kolejki. Daj mi tylko jeszcze zapalniczkę - dodała. Mnie zamurowało. Ona prawie rodzi, a poszła jeszcze zajarać? - powiedziałam do mojego narzeczonego, który nie zauważył tej sytuacji. Moja porodowa towarzyszka wróciła po pięciu minutach, mówiąc wprost - śmierdząca na kilometr. Siedziałyśmy tam jeszcze prawie godzinę, a ona skorzystała jeszcze z tej okazji dwa razy... Nie, nie jestem święta, nie należę do osób stroniących od używek wszelakich, ale nie mieściło mi się w głowie, że właśnie teraz, kiedy za godzinę, dwie, trzy... ona i ja, zobaczymy swoje dzieci już na świecie - ona zdaje się myśleć głównie, jak tu się jeszcze wyrwać na fajkę! A jej mąż? Spokojnie jej w tym pomaga.
Chciałam jej, im coś powiedzieć, bardzo, ale... po chwili stchórzyłam. Może trochę się bałam potencjalnej awantury? Że wykrzyczą mi, że nie mam prawa się wtrącać i ich umoralniać, że to nie moja sprawa. Miałam kolejne skurcze. Powoli zaczynałam być w innym świecie. Pomyślałam, że wole mieć spokój, że to jest mi teraz potrzebne: przekierowanie myśli na przyjemniejsze rzeczy i skupienie się na tym, po co JA tu jestem, a byłam już gotowa na przywitanie naszej córki.
Na drugi dzień, wieczorem, spotkałam ją na korytarzu jak spacerowała z dzieckiem. Zdrowy, silny chłopiec - ma szczęście - pomyślałam w pierwszej chwili, a zaraz potem - i oby taki pozostał... . Stwierdziłam, że to może dobra okazja, żeby pogadać. Nasze dzieci smacznie spały, a my zaczęłyśmy wspominać poród. Jakoś rozmowę trzeba zacząć, nie będę jej od razu atakować - miałam w głowie. Nagle moja nowa znajoma mi przerywa i mówi - Wiesz co, skoro dzieci śpią, posiedzisz tu 5 minut? Ja tylko na chwilkę wyskoczę zapalić...