Jestem mamą dzięki in vitro z komórką jajową dawczyni!
Dawid Wojtowicz
29 marca 2016, 16:14·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 29 marca 2016, 16:14
In vitro? Rzecz jasna słyszała o tej procedurze, ale nigdy nie przypuszczała, że mamą zostanie dopiero po zastosowaniu zapłodnienia pozaustrojowego. Dziś Paulina mówi o tym z dużą dozą spokoju, ale gdy cztery lata temu zdiagnozowano u niej przedwczesne wygaśnięcie czynności jajników w wieku zaledwie 32 lat, była kłębkiem nerwów. Do lekarza poszła, ponieważ zaniepokoiły ją nieregularne, coraz bardziej skąpe miesiączki. Myślała, że to wina stresu, ale okazało się, że jej jajniki przestały właściwie funkcjonować, przez co nie ma szans na zajście w ciążę. „Ta wiadomość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba”, wspomina. „Wiedziałam, że z wiekiem pojawiają się problemy z płodnością, ale nie spodziewałam się, że dotkną mnie osobiście i to tuż po 30. urodzinach”, dodaje. Gdyby nie dawstwo komórek jajowych, mogłaby co prawda adoptować dziecko, ale nie doświadczyłaby ciąży ani porodu. In vitro z komórką jajową dawczyni otworzyło dla niej drzwi do pełnego macierzyństwa, jakie dla tysięcy zdrowych kobiet jest czymś oczywistym.
Reklama.
Niepłodność to trudny i bardzo osobisty temat. Dlaczego zdecydowałaś się opowiedzieć nam o swoich przeżyciach?
Trudny to mało powiedziane. W jednej chwili zawalił mi się świat, tego nie da się opisać… Zawsze chciałam mieć dzieci, co najmniej dwoje, a usłyszałam, że nie będę mieć nawet jednego. Nigdy.
To musiał być szok.
Był. Zrobiło mi się przeraźliwie smutno, czułam się jakby moje życie straciło nagle sens. Co z tego, że miałam świetnego partnera, ciekawą pracę? Nikt nie powie nigdy do mnie „Mamo”, nie przytuli się na dobranoc, nie upieczemy razem ciasta w deszczowy dzień… Uświadomiłam sobie, że ominie mnie tak wiele, i to nie z mojej winy. Skąd mogłam wiedzieć, że moje ciało zrobi mi taką „niespodziankę”?
Czułaś złość?
Głównie żal. Ale złość też. Byłam zła na siebie, że nie pomyślałam o dziecku wcześniej, gdy miałam jeszcze własne komórki jajowe. Dałabym wszystko, by cofnąć czas i wtedy zajść w ciążę, zwłaszcza że miałam partnera. W związku byłam już od końca studiów i choć nie byłoby nam łatwo utrzymać siebie i dziecko z pensji w pierwszej pracy, z pomocą rodziców dalibyśmy radę. Wystarczyło chcieć… Czułam się wtedy jak skończona egoistka, bo postawiłam na wygodne życie. I właśnie dlatego dziś o tym rozmawiamy.
Chcesz przekonać kobiety, żeby rodziły w młodym wieku?
I tak, i nie. Posiadanie dziecka to ogromne wyzwanie, nie wyobrażam sobie, że można kogokolwiek do tego 'przekonać'. To kwestia instynktu, dojrzałości emocjonalnej… Mi chodzi bardziej o to, by kobiety, które chcą mieć dziecko i mają ku temu warunki, nie zwlekały za długo. Niemowlak nie musi mieć najdroższej wyprawki ani dwujęzycznej niani, dlatego czekanie z ciążą na osiągnięcie odpowiednio wysokiego statusu społecznego naprawdę nie ma sensu.
Nadal robisz sobie wyrzuty z tego powodu?
Już nie. Mam dziecko i to jest najważniejsze. Karolinka ma już dwa lata i wszędzie jej pełno, dosłownie nie sposób spuścić jej na chwilę z oczu. Czasem gdy widzę jak biega po ogrodzie za kotem, uświadamiam sobie, jak niewiele brakowało, a nie byłoby jej z nami. Aż przechodzą mnie ciarki, ale odganiam te myśli i koncentruję się na tym, co jest teraz. A jest bardzo dobrze, w końcu jestem szczęśliwa.
Czy twoja rodzina wie, że skorzystałaś z pomocy dawczyni?
Ale o tym, że użyłaś komórki jajowej dawczyni już nie?
Ten szczegół zachowaliśmy dla siebie. Nikt nie wie, że Karolinka nie jest moją genetyczną córką, i nikt się nie dowie.
Dlaczego trzymacie to w tajemnicy?
Chodzi nam wyłącznie o dobro córeczki. Obecnie zarówno rodzina, jak i znajomi doszukują się w niej cech moich i męża. Ostatnio ciągle słyszę, że w jej wieku robiłam taką samą minę, kiedy próbowałam postawić na swoim. „Wykapana Paulinka”, mówi moja mama. Ja wiem, jaka jest prawda, ale wolę, by wszyscy szukali podobieństw u Karolinki do nas, niż zauważali, że ma inny kształt oczu, albo inne usposobienie. Swoją drogą, faktycznie jest moją kopią z dzieciństwa, aż trudno uwierzyć, że jej genetyczna matka to ktoś całkiem obcy.
Nie miałaś nigdy wrażenia, że to niezupełnie 'twoje' dziecko?
Absolutnie nie! Komórka jajowa, od której zaczęło się życie Karolinki nie była moja. Ten fakt nie podlega dyskusji. Cała reszta jest moja. Radość na wieść o ciąży, ruchy dziecka, powiększający się brzuszek. Poranne mdłości i zgaga też. Nie oddałabym tego za nic. Poród wspominam mniej sentymentalnie, ale to też było ważne doświadczenie. W pierwszych tygodniach córeczką zajmowałam się głównie ja, chciałam się nacieszyć jej obecnością do tego stopnia, że mąż w pewnym momencie zaprotestował i powiedział wprost, że to też jego dziecko. Trochę odpuściłam, ale nawet teraz wychodzi ze mnie czasem taka mama-tygrysica, chyba mam bardzo silny instynkt macierzyński.
Czy podjęcie decyzji o in vitro z komórką jajową dawczyni było bardzo trudne?
Nie było łatwe, to na pewno. Z jednej strony wiedziałam, że to moja jedyna szansa na ciążę, a z drugiej – miałam wątpliwości. Zastanawiałam się, kim byłaby dawczyni, czy byłaby do mnie podobna... Ponadto nie wiedziałam, jak odnalazłabym się w takiej sytuacji, czy będąc matką, potrafiłabym pokochać dziecko, które ma geny innej kobiety.
Mąż też się wahał?
Myślę, że tak, zwłaszcza na początku, ale po spotkaniu z psychologiem w naszej klinice leczenia niepłodności nabrał przekonania do tego pomysłu. Nie naciskał na mnie, ale widziałam, że chciałby spróbować. Ja potrzebowałam więcej czasu na podjęcie decyzji. Nie chciałam kierować się emocjami, wolałam najpierw poczytać o in vitro z komórką jajową dawczyni: jak to wygląda, jakie są statystyki, co mówią kobiety, które skorzystały z tej procedury.
Czy szukałaś informacji w internecie?
Oczywiście, każdy tak robi. Ale starałam się nie polegać zanadto na zawartości stron internetowych, wolałam trzymać się tego, co powiedzieli nam lekarze z kliniki. Swoją drogą, rozmowy ze specjalistami rozwiały wiele wątpliwości. Przyznam, że poczułam się dużo spokojniejsza, gdy dowiedziałam się, że dawczynie są wnikliwie przebadane i mają co najmniej jedno dziecko. Przekonały mnie także dane statystyczne. O ile wcześniej miałam niejasne wrażenie, że ciąża z in vitro nie zdarza się często, odkryłam, że już po pierwszym transferze udaje się ją uzyskać u więcej niż 60% pacjentek. To dało mi nadzieję, której w zasadzie już od dawna nie miałam.
Ile razy próbowaliście, zanim się udało?
Miałam sporo szczęścia, już po pierwszym transferze udało mi się zajść ciążę. Wiem jedno – gdyby nie wyszło za pierwszym razem, spróbowalibyśmy ponownie. Mieliśmy 8 komórek jajowych od dawczyni. Udało się z nich utworzyć cztery zarodki. Mamy jeszcze trzy zamrożone i już planujemy wrócić po rodzeństwo dla naszej najukochańszej Karolinki. Dzięki niej odzyskaliśmy sens życia.
Trzymamy zatem kciuki! Dziękuję za rozmowę.
PYTANIE DO EKSPERTA
Czy wygaśnięcie czynności jajników u 32-letniej kobiety zdarza się często?
Dr n med. Łukasz Sroka, specjalista ginekolog-położnik z kliniki leczenia niepłodności InviMed w Poznaniu: "Na szczęście nie jest to powszechnym zjawiskiem. Do ustania funkcji jajników zazwyczaj dochodzi znacznie później, gdy etap macierzyństwa kobieta ma już dawno za sobą. Bywa z tym jednak różnie, nawet tak młode kobiety jak pani Paulina mogą przejść tzw. wczesną menopauzę. Jest to bardzo trudne zwłaszcza dla kobiet, które nie mają jeszcze dzieci. Mimo to staramy się im pomóc w tym, by mogły urodzić dziecko. metodom Dzięki in vitro z komórką jajową dawczyni kobiet może doświadczyć ciąży, poza tym para może mieć w połowie genetycznie swoje dziecko.