Fot. screen z Instagrama / [url=https://www.instagram.com/p/9efrYpzX33/]Olivier Janiak[/url]
Fot. screen z Instagrama / [url=https://www.instagram.com/p/9efrYpzX33/]Olivier Janiak[/url]
REKLAMA
Najstarszy, Fryderyk, szkolny próg przekroczył w wieku 6 lat. Czy była to dobra decyzja? O tym, o wątpliwościach i obawach, które towarzyszą rodzicom 6-latków, opowiada w rozmowie z Mama:Du.
Pana najstarszy syn poszedł do szkoły w wieku 6 lat. Dlaczego podjęliście taką decyzję?
Fryderyk jest fajnym, bystrym, małym facetem, który potrafił czytać i liczyć jeszcze przed pierwszym dzwonkiem. Gdybyśmy próbowali go powstrzymać przed pójściem do szkoły, zrobilibyśmy mu po prostu krzywdę. Nie tylko ograniczając jego rozwój, ale i odcinając od rówieśników i przyjaciół z przedszkola. Z badań dotyczących przedszkolaków wynika, że zaledwie kilka procent dzieci w danym roczniku ma rzeczywiste problemy z adaptacją i odnalezieniem się w szkolnej rzeczywistości. Pozostałe przypadki odraczania to efekt obaw rodziców. Warto się nad tym zastanowić, modelując, psując system. W innych krajach już 5-latkowie idą do szkół, adaptując się bez trudu do właściwego tempa rozwoju.
Czy nie mieli Państwo żadnych wątpliwości, obaw?
Jak każdy rodzic, zastanawialiśmy się, jak syn sobie poradzi. To zrozumiały niepokój, ale nie powodował tego brak wiary w syna ani w państwową szkołę, a zwykła rodzicielska troska. Trzeba zawsze sprawdzić szkołę, jej otoczenie i obserwować swoje dziecko. Fryderyk chodzi do szkoły państwowej na warszawskiej Pradze, gdzie nad jego edukacją czuwa świetny personel dydaktyczny. Wszyscy są skupieni na tym, by uczniów wspierać. Ba! Nawet uczniowie starszych klas są przygotowywani do tego, by najmłodszym kolegom pomagać.
Bardzo często pojawia się komentarz, że posłanie dziecka do szkoły w wieku 6 lat to odbieranie mu dzieciństwa, że dzieci w tym wieku są za mało zdolne i nie są jeszcze gotowe do nauki. Jaki ma Pan do tego stosunek?
To jest zawsze sprawa indywidualna i to rodzic musi podjąć decyzję. Warto jednak wziąć pod uwagę wszelkie aspekty społeczne, bo odraczanie (red. posłania dziecka do 1 klasy) powodować może opóźnienie w rozwoju i komplikacje międzyludzkie. Wyobraźmy sobie, że koledzy naszego dziecka poszli do szkoły wcześniej, a nasza odroczona pociecha po roku próbuje z nimi nawiązać relacje. W trakcie tego roku powstaje przepaść nie tylko w umiejętności czytania, liczenia itd., ale przede wszystkim w rozwoju emocjonalnym, w obyciu w nowym miejscu, adaptacji do nowej rzeczywistości. Przez zwykłe porównanie nasze dziecko zostaje z boku, jeśli nie z tyłu, w stosunku do rówieśników będących już na innym etapie. To poczucie bycia „później”, bycia „gorszym” może się ciągnąć latami, nawet aż do momentu rozpoczęcia w przyszłości pierwszej pracy.
Jakie dostrzega Pan wady, a jakie zalety posłania 6-latka do 1 klasy?

Zaletą jest przede wszystkim nauka samodzielności. Pojawiają się bowiem pierwsze obowiązki, konieczność zadbania o siebie, myślenia do przodu, przygotowywania się, zaradności. Nowi, ciut starsi koledzy i nowe wzorce dyscypliny, skupienia kreowania towarzyskich sytuacji – jak choćby gra w piłkę z uczniami ze starszych klas, dążenie do bycia lepszym, szybszym, mądrzejszym, sprawniejszym. Poza tym, normalny 6-latek pozostawiony w przedszkolu po prostu się nudzi, nie rozwija się tak szybko, jak może. Nasz syn po paru pierwszych dniach spędzonych w szkole nie mówił o niczym innym jak tylko, że szkoła jest super, że czuje się wyjątkowo i z radością wstawał do niej każdego dnia.
Małżeństwo Elbanowskich w swojej akcji „Ratuj Maluchy” chciało ratować dzieci przed szkołą. Jak Pan sądzi, z czego wynika przekonanie wielu Polaków, że 6-latek nie jest gotowy, aby rozpocząć naukę w 1 klasie?
Często z naszej rodzicielskiej nadopiekuńczości i myślenia własnymi wspomnieniami z dzieciństwa, kiedy aż tylu bodźców nie było. Dla przykładu, my znaliśmy kiedyś kilkunastu dziecięcych bohaterów: Miś Uszatek, Coralgol, Bolek i Lolek, Reksio itd. Dziś w badaniach mediów wskazuje się... Wie Pani ilu? KILKUSET!!!! Dzieci znają większość z nich, potrafią ich nazwać i wskazać, na jakim kanale możemy ich obejrzeć. Współczesne dzieci atakowane są zewsząd taką ilością komunikatów, tysiącami zabawek, milionami bodźców ze smartfonów, tabletów, wielu kanałów telewizyjnych, że naprawdę rozwijają się inaczej, szybciej, i kolejne etapy wchodzenia w dorosłość są dla nich nobilitujące.
Nie myślmy wspomnieniami, myślmy przyszłością. W oparciu o nasze doświadczenia nie jest wskazane odraczanie decyzji o posłaniu 6-latka do szkoły, bo pozornie dodając jeden rok dzieciństwa, odbieramy dziecku wiele aspektów jego rozwoju, ale i komplikujemy sytuację zarówno dziecka, jak i całego systemu oświaty, efektem czego będą za chwilę przepełnione klasy, a inne roczniki będą mniej liczne – to wyraźne dysproporcje i brak komfortu. Ale zawsze podkreślam – jest to indywidualne. Co dla naszych dzieci jest właściwe na tym etapie, każdy rodzic ocenić musi sam. Nie ma jednej drogi dla wszystkich.
Nasz drugi, 5-letni syn Christian codziennie w drodze do przedszkola pyta, kiedy i on dołączy do brata i pójdzie do 1 klasy. Nie wyobrażamy sobie przedłużać tego okresu o kolejny rok, bo zamiast rocznikowych dwóch lat różnicy, pomiędzy braćmi będą trzy. Nikomu to nie służy – ani dzieciom ani szkole. Taka sytuacja wpłynie też na młodsze dzieci w przedszkolach, bo nie będzie w nich miejsca na nowe roczniki. 6-latkowie nie pójdą do szkół, zostaną w przedszkolach, bo ktoś zdecydował, że nasze dzieci są w ogóle i co do zasady mniej zdolne od innych europejskich pociech, a dodatkowym efektem będzie to, że 3-latkowie nie znajdą miejsca w placówkach, bo ich tam nie będzie.
Tylko do końca marca 2016 roku rodzice mogą podjąć decyzję o posłaniu swoich 6-letnich dzieci do szkoły. Wiemy, że wielu z nich wciąż się waha. Co chciałby Pan im dzisiaj powiedzieć?
Rozsądek i brak przewrażliwienia. Szkoły w większości są świetnie przygotowane do przyjęcia najmłodszych uczniów. Inaczej niż za czasów naszej młodości są zaaranżowane klasy z miejscem i przestrzenią do zabawy, nie ma dzwonków, nie ma w pierwszych klasach ocen, a adaptacja następuje stopniowo. Martwi mnie w tym kontekście chęć grzebania w systemie oświaty, o jakiej słyszymy – nieprzygotowane, nieprzemyślane działania, które popsują wypracowane, i co ważniejsze, działające mechanizmy po niedawnej przecież reformie. Tak naprawdę widzimy próby przeprowadzania kolejnych eksperymentów na naszych dzieciach.
Nie wyobrażam sobie powrotu do 8-letnich podstawówek i faktu, że mój np. 6-letni syn na szkolnym korytarzu spotyka się z mentalnością 14-latków – ośmioklasistów, bo to wielka przepaść w rozwoju i koleżeńskie „nadwzorce”, których najbardziej trzeba się obawiać. Warto więc pozostawić podstawówki i gimnazja, bo one już działają. Chroniąc nasze dzieci przed za wczesnym wejściem w udawaną nastoletnią dorosłość ze wszystkimi konsekwencjami.
Nie zapominajmy też o zamieszaniu jakie stworzy się wśród nauczycieli. Ich obawy o miejsca pracy, które z pewnością przełożą się na atmosferę w szkole. I brak w niej po prostu formalnej normalności. Myślmy więc nie tylko o tym jednym pozornie darowanym roku dzieciństwa naszej pociechy, ale i innych – nie najlepszych skutkach, jakie może to wywołać zarówno dla naszego dziecka, jak i dla innych polskich dzieci na późniejszych etapach ich rozwoju, w szkole, w której zamiast spokoju i przejrzystości wprowadza się komplikacje wynikające z deklaracji zmian, które mam wrażenie, są oderwane od współczesnego świata i tempa rozwoju technologicznego czy cywilizacyjnego. Zmian, które w założeniach mają popsuć coś, co działa.

Artykuł jest częścią akcji społecznej #mądrydzieciak zainicjowanej przez serwis Mama:Du. Postanowiliśmy walczyć z krzywdzącymi sześciolatki przekonaniami. Zamierzamy rozprawić się z największymi mitami dotyczącymi niedostatecznego poziomu rozwoju dzieci w tym wieku, niedostosowania szkół i programu nauczania. Zapraszamy do śledzenia innych naszych artykułów z tej serii!