Mama, przyjaciółka, położna… Gdy zaczynamy karmienie piersią noworodka, naturalnie zwracamy się z prośbą o pomoc do kobiet. Tymczasem bywa tak, że to mężczyzna daje siłę, motywację, wsparcie. Warto na nich czasem polegać.
„Ty karmisz. Ja resztę biorę na siebie”
A cóż może być trudnego w karmieniu piersią? Przystawia się dziecko i już. Anna miała wiele koleżanek, które karmiły długo i przekonywały ją, że to nic trudnego. Wierzyła, że i jej się uda. Jednak wątpliwości pojawiły się zaraz po tym, jak wróciła z dzieckiem do domu ze szpitala. Mały nie chciał ssać, sprawiał wrażenie, jakby się nie najadał. Zależało jej na naturalnym karmieniu, więc udała się do doradcy laktacyjnego. I tam dowiedziała się, że ma po prostu przystawiać dziecko do piersi jak najczęściej. Była tym już naprawdę zmęczona, chciała odpuścić. Na szczęście podczas wizyty obecny był jej mąż. Po powrocie do domu wziął sprawy w swoje ręce.
Marek wiedział, że jego żona jest nieprzytomna ze zmęczenia. Zrobił jej ciepłą kąpiel, przygotował coś do jedzenia. Zadzwonił do pracy i przedłużył sobie urlop. Potem kazał Ani położyć się do łóżka, przy niej ułożył maleństwo. – Karm go ile tylko się da – powiedział – I śpij kiedy on śpi Miała zaprotestować, przecież nie może tak leżeć bez przerwy. W mieszkaniu był niewyobrażalny bałagan, lodówka świeciła pustkami, rzeczy ich dziecka nie były jeszcze odpowiednio poukładane – Karm i wypoczywaj, ja resztę biorę na siebie – uspokoił ją mąż. I wziął. W ciągu najbliższych dni on sprzątał, robił zakupy, gotował, przewijał dziecko. Ona miała tylko dochodzić do siebie po porodzie i karmić.
Ania mogła sobie tylko wyobrazić, jak bardzo jej mąż był zmęczony. Tak samo jak ona nie spał w nocy, a w ciągu dnia zajmował się nią i dzieckiem. Nie miał ani chwili wolnego, ale też ani razu nie zdarzyło mu się narzekanie. – Dał mi komfort, bez którego chyba nie miałabym siły, by dać radę karmić piersią – przyznaje – Po jakimś czasie laktacja się ustabilizowała, ja poczułam się lepiej. Zaczęłam wstawać z łóżka, nabierałam sił. Bez Marka to by się nigdy nie udało.
„Za dobre rady dziękujemy”
Anita też bardzo chciała karmić piersią. I wiedziała jak się za to zabrać. Jednak pewność siebie odnośnie tego co robi odebrali jej najbliżsi. Bardzo liczyła na to, że mama i jej siostra (matka trójki dzieci) pomogą jej, gdy sama zostanie mamą. Niestety, nie dość, że tak się nie stało to w dodatku najważniejsze w jej życiu kobiety całkowicie odebrały jej pewność siebie. Chciała trzymać się zasad, które przekazała jej położna: nie dopajać dziecka, przystawiać do piersi na żądanie, nie podawać smoczka. „Daj mu wody, nie męcz go”, „Ja moim dzieciom i wodę, i herbatkę dawałam”, „Nie masz racji”, „Nie karm go częściej niż co trzy godziny”, „Źle robisz” – takie uwagi słyszała nieustannie i od mamy i od siostry. Była zaskoczona, wiedziała przecież, że zalecenia położnej są zgodne z najnowszą wiedzą medyczną. Najgorsze jednak nie były wątpliwe rady mamy i siostry a regularne powtarzanie jej, że robi źle, że nie jest dobrą matką. Była zbyt zmęczona i słaba, by protestować. Na szczęście siłę znalazł ją w sobie jej mąż.
Pewnego razu po prostu nie wytrzymał i postawił sprawę na ostrzu noża. Zapowiedział, że jeśli usłyszy jeszcze jedną krytyczną uwagę wobec swojej żony, nie wpuści ich do domu. Stanowczo powiedział, że zajmują się dzieckiem według własnych zasad i proszą o uszanowanie tego. O dziwo to podziałało. Krytyczne, przykre dla Anity uwagi ustały. Jej mama i siostra więcej nie wtrąciły się do tego, jak ona zajmuje się dzieckiem. A jej mąż trzymał rękę na pulsie i stale dopytywał, czy wszystko jest w porządku, czy nie słucha już, że jest złą matką. – Może to brzmi banalnie, ale ja byłam wtedy osłabiona, bardzo przemęczona, nie miałam siły na spory z mamą i siostrą – opowiada Anita – Pewnie bym im uległa, gdyby nie mój mąż. Z perspektywy czasu wiem, że miałam rację, karmię dziecko już od roku, ani mojej mamie, ani siostrze to się nie udało. Wiem też, że bez Krzyśka nie dałabym rady.
„Jesteś silna, dasz radę. Kto miałby dać, jeśli nie ty?”
Kamila teoretycznie nie miała żadnych problemów z karmieniem piersią noworodka. Pokarm był, dziecko ssało prawidłowo, najadało się. Tyle tylko że… nigdy nie sądziła, że to może być aż tak trudne. Że mo-ment, w którym dziecko przysysa się jest nieprzyjemny do bólu, że karmienia są długie i częste, że w pierwszych miesiącach właściwie całe jej życie będzie się kręciło wokół karmień. Była tym bardzo zmęczona, miała dość.
Dość miała zaledwie po kilku tygodniach. Już nawet kupiła mleko modyfikowane i cieszyła się na zakończenie wymagającego karmienia piersią, gdy wtrącił się jej mąż. Zaczął ją przekonywać, że karmienie piersią jest najlepsze dla ich dziecka, przełoży się na zdrowie małego, że z czasem na pewno będzie jej łatwiej. Bez wątpienia miał dobre chęci, ale tylko zirytował i zdołował Kamilę. – Wzbudził we mnie wyrzuty sumienia. Wyrodna matka, daje dziecku mleko z puszki, bo jej się karmić nie chce – ironizuje Kamila – A tekst o tym, że z czasem będzie łatwiej? Co on może o tym widzieć? Jaki to ból? Jakie zmęczenie? Ze łzami wszystko to wykrzyczała mężowi i zrobiło mu się głupio. Ale nie odpuścił.
Przytulił ją, przeprosił. I wygłosił wykład o tym, że nie zna drugiej tak silnej kobiety jak ona, że jest wspaniałą matką dla ich dziecka, cudowną żoną. Obiecał, że nigdy więcej nie będzie naciskał na nią by karmiła naturalnie, to jej wybór. Jednak dał jej tyle motywacji i pozytywnej energii, że postanowiła się jeszcze nie poddawać. I okazało się, że jej mąż miał rację. Wkrótce karmienie okazało się znacznie mniej uciążliwe, a ona zaczęła dostrzegać jego dobre strony. Była zadowolona z tego, że nie poddała się w chwili kryzysu.
Wszystkich mężczyzn, którzy pomogli swoim partnerkom przezwyciężyć trudy związane z karmieniem piersią łączy jedno: interesowali się tym, dużo czytali na ten temat, a przede wszystkim czuli się odpowiedzialni za to, co przeżywają ich partnerki, brali też na siebie trudy opieki nad noworodkiem. Czy zatem facet z odpowiednim nastawieniem może pomóc kobiecie przezwyciężyć każdy problem? Oczywiście, że nie. Ale dobrze, że są tacy, którzy przynajmniej próbują.