Reklama.
Jest taki obrazek, który przyprawia każdą mamę o dreszcze. A właściwie to każdego rodzica. I niektórych przechodniów. Wyobraźcie sobie dziecko, które reaguje krzykiem i histerią na odmowę zakupu wymarzonego towaru w markecie. Koszmar prawda? Ale dość powszechny…
Do mojego ukochanego, małego sklepowego krzykacza,
Dziś był koszmarny dzień, prawda? Myślę, że oboje jesteśmy wyczerpani i mamy siebie dość. Szczerze mówiąc powinnam była mieć to na uwadze, kiedy podjęłam decyzję, ze zabieram cię ze sobą do supermarketu. Ale prawda jest taka, że w lodówce było pusto i nie było wolnych terminów dostawy on-line. No i myślałam, że wspólna wycieczka będzie fajna.
Ha! Na początku wszystko szło jak z płatka. Przez moment nawet było zabawnie (…) aż nagle, w alejce z pieczywem coś poszło nie tak. Naprawdę nie tak! Powinnam była zauważyć pierwsze oznaki i zareagować, ale tego nie zrobiłam. Najpierw narzekanie, wiercenie się w wózku i wyciąganie rąk żeby wysiąść. Zignorowałam je, bo myślałam, że jeśli szybko znajdę produkty z listy zakupów to nic się nie wydarzy.
O ja głupia! Nagle, po prostu nagle zamiast grzecznego dziecka miałam w wózku czerwone, krzyczące zapłakane coś. O mój Boże… Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam. Jak każda mama wykonałam w głowie szybki przegląd tego, co mogło pójść źle. Czy to czas drzemki? Lunchu? Nie, to nie to… To chyba nuda. Fakt, że warzywa nie należą do najciekawszych. Myślałam, że jak wysiądziesz z wózka, to będzie spokój. Błąd. Wielki błąd. (…)
Nic nie było w stanie odwrócić twojej uwagi. Bagietki, książki, maskotki – wszystko to trafiało w moją twarz. Dosłownie! No i oczywiście na tym przedstawieniu pojawiła się już spora widownia. (…) Starałam się to ignorować, ale inne mamy ze spokojnymi dziećmi w wózkach nie odpuszczały. Nie działały prośby, groźby ani przekupstwa. Żadna piosenka ani potencjalna nagroda. Już prawie postanowiłam, że wychodzę. Udawałabym, że to dziecko nie jest moje.
Od rana miałam kiepski dzień. Nie spałam w nocy więc jak tylko o poranku zobaczyłam w lustrze siebie – brzydką i zmęczoną. Pomyślałam, ze skoro nie mogę na siebie patrzeć i nie mam pod ręką nikogo dorosłego z kim można chociaż porozmawiać, to warto opuścić dom i wyjść do ludzi. Choćby do supermarketu. Ale nie chciałeś jechać. Już wtedy nie powinnam była na siłę zapinać cię w foteliku.
Nie powinnam była w nerwach maszerować prosto do kasy ściskając wózek tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. I nie powinnam była cię przytrzymywać przy kasie. Pracownica sklepu już i tak miała mnie za wystarczająco szaloną. Nie powinnam była urządzać własnej histerii jak tylko wsiedliśmy do samochodu. Ani zachowywać się tak głośno – wiem, ze słyszeli mnie wszyscy dorośli w okolicy. Nie powinnam była krzyczeć, żebyś był cicho ani wkładać głowy do bagażnika, żebyś nie widział, że płaczę.
Na szczęście masz niesamowitą supermoc wybaczania. Po powrocie wypiliśmy kubek herbaty (ja) i kubek mleka(ty) i poczytaliśmy twoją ulubioną książeczkę. Po godzinie był spokój i kryzys można było uznać za zażegnany. (…)
Teraz słodko chrapiesz w swoim łóżeczku. Aż ciężko uwierzyć, że zaledwie kilka godzin temu wybuchłeś jak bomba nuklearna.
Pewnego dnia pewnie ciebie czeka wycieczka do marketu, z własnym nieprzewidywalnym malcem. I pewnie tak jak ja doświadczysz tego wstydu i bezsilności, którą czuje człowiek obserwowany w alejce z pieczywem gdy jego dziecko drze się w niebogłosy.
Ale do tego czasu wiedz, że jest mi przykro i bardzo cię przepraszam, jeśli zareagowałam nie tak, jak tego oczekiwałeś. I za to, że czasem się mylę. Bo kocham cię nad życie.
I obiecuję, że od dziś będę robić zakupy on-line.
Kocham cię,
Mama