Kiedy dostajemy najwięcej rad od bliższych, dalszych i zupełnie nieznanych nam osób? Oczywiście wtedy, kiedy jesteśmy rodzicami małych dzieci. Czasem to są bezcenne wskazówki od bardziej doświadczonych w temacie rodzicielstwa, a czasem zupełnie zbędne wtrącanie się. Jest jednak jeden rodzaj rad, które są wyjątkowo nie fair, bo kierowane są bezpośrednio do naszych dzieci.
„A gdzie czapeczka?”
Jest ciepła, przyjemna jesień, świeci piękne słońce, termometry pokazują 14 stopni Celsjusza, nie ma nawet najdrobniejszego podmuchu wiatru. Idę na spacer z córeczką w wózeczku. I już doskonale wiem, co mnie czeka, bo to nie pierwszy nasz wspólny spacer przy takiej pogodzie. Dziesięć, dziewięć, osiem… i jest! „Dlaczego dziecko bez czapki?” zagaduje mnie przechodząca obok kobieta. „Bo jest ciepło” – wyjaśniam grzecznie.
Idziemy dalej. Kolejna pani na nas zerka, tym razem nachyla się nad wózkiem „A mamusia czapeczki nie założyła?” – pyta. Chyba moją córeczkę, choć ta jeszcze nie mówi. Nie może więc wyjaśnić, że wyjątkowo nie lubi nosić nawet cienkich czapeczek w taką pogodę. Okrycia głowy zakłada tylko przy nieco niższych temperaturach. Lub w upały, w ochronie przed słońcem. Ja też nie odpowiadam, przecież nie do mnie było skierowane pytanie.
W czasie 30-minutowego spaceru sześciokrotnie jesteśmy nagabywane z córeczką w sprawie czapki. Połowa uwag skierowana jest do mnie, połowa do córki. W końcu biorę przykład z mojego dziecka i dobrotliwe panie konsekwentnie ignoruję.
„Już dobrze, tatuś kupi batonik”
Pół biedy, kiedy osiedlowa rada dobrotliwych doradców usiłuje nawiązać dialog z moją roczną córką. Z racji wieku dziecka próby te są skazane na niepowodzenie. Co jednak zrobić w sytuacji, gdy obcy ludzie zwracają się do starszego dziecka, które więcej rozumie? I co gorsza, całkowicie podważają słowa rodzica?
- Byłem na spacerze z czteroletnią córką, gdy zadzwoniła żona i poprosiła, byśmy po drodze zrobili małe zakupy. Weszliśmy więc do sklepu spożywczego, wybrałem wskazane przez żonę produkty i ustawiłem się w kolejce do kasy. – opowiada Michał. I szybko przypomniał sobie, dlaczego z reguły nie zabierają dziecka na zakupy. Jego córka natychmiast zainteresowała się regałem ze słodyczami, wybrała ogromny baton i poprosiła tatę o zakup. Ponieważ on i żona dbają o to, by dziecko nie jadło tego typu słodyczy, odmówił. Wiedział, że łatwo nie będzie, dziewczynka próbowała negocjować, wiedział też jednak, że w końcu go posłucha i przyjmie do wiadomości odmowę. I wtedy stało się coś nieoczekiwanego.
- No już się nie smuć kochanie, tatuś ci kupi batonik! – powiedziała staruszka, która stała przed nimi w kolejce do kasy. Michała wmurowało. W zasadzie już udało mu się przekonać dziecko, by odłożyło słodkość. Jednak kiedy dziewczynka otrzymała tak nieoczekiwane wsparcie, znów uparła się na zakup batona. – Byłem kompletnie zdezorientowany. Dorosły w oczach dziecka ma autorytet, córka nie rozumiała, dlaczego nie chcę jej czegoś kupić, skoro tamta dorosła pani pozwala. Zdenerwowałem się, kazałem jej odłożyć batonik, na co kobieta dalej tłumaczyła dziecku, że tatuś na pewno kupi. Wiedziałem, tylko jedno: nie mogę ustąpić. W końcu wykrzyczałem wścibskiej kobiecie, by się nie wtrącała, zabrałem zapłakanej córce batonik i jak najszybciej wyszedłem ze sklepu. – opowiada Michał – Czułem, że kompletnie nie poradziłem sobie z tą sytuacją.
Tłumaczenie dziecku, dlaczego nie kupi batonika szło mu naprawdę dobrze. Prawie udało mu się przekonać córeczkę, że w domu czekają na nią wspaniałe ciasteczka domowej roboty, znacznie smaczniejsze niż kupny baton. Po interwencji staruszki sprawa skończyła się płaczem dziewczynki i dużym poczuciem rozgoryczenia. Sprawa, o której zapomnieliby w minutę, właściwie zniszczyła im resztę dnia.
„Wstyd! Jesteś za dużym chłopcem na cycuszka”
Anita zawsze chciała karmić dziecko piersią najdłużej, jak się tylko da. I była dumna z tego, że karmienie się udaje już trzeci rok. Niestety, wiele osób z jej otoczenia nie podzielało tego entuzjazmu. Po co karmić piersią dziecko, które potrafi zjeść kanapkę, zupę i kotleta? Cierpliwie tłumaczyła, opowiadała o korzyściach płynących z długiego karmienia, uwagi krytyczne ignorowała. Jednak z pewnym rodzajem uwag nie umiała sobie poradzić.
„Jesteś takim dużym chłopcem, a jeszcze ssiesz cycuszka?”, „Fe! To jest dla małych dzieci, zostaw mamusię”, „Zostaw cycuszka, bo inne dzieci będą się z ciebie śmiały” – takie uwagi nie raz słyszał jej synek podczas spotkań rodzinnych. Był wystarczająco duży, by zrozumieć te uwagi. Ale za mały by pojąć, dlaczego coś, co jest dla niego naturalne, ważne i potrzebne budzi w innych tak negatywne emocje.
- Próbowałam rozmawiać z ciotkami, tłumaczyć i prosić, by przynajmniej nie zwracały się w ten sposób do dziecka. To nie pomogło. – opowiada Anita. Nie miała też wsparcia w swojej mamie, która również niechętnie patrzyła na karmienie piersią tak dużego dziecka. Jej mąż za każdym razem ingerował, ale to tylko pogarszało sytuację. – Żeby mężczyzna wtrącał się do takich rzeczy? Do karmienia piersią takiego dużego dziecka namawiał? Tego jeszcze nie widziałam! – komentowały ciotki.
I w końcu znów przestały widzieć te bulwersujące jak dla nich sceny. Anita z mężem i dzieckiem przestali pokazywać się na rodzinnych imprezach. – Jestem dorosła i zniosę krytyczne uwagi na każdy temat, w każdej ilości. Ale nie pozwolę na konfrontowanie z nimi mojego małego dziecka – argumentuje. A dziecko było dla niej ważniejsze od wszystkich ciotek tego świata. Czy w ogóle brała pod uwagę zakończenie karmienia ze względu na krytyczne uwagi otoczenia? Ani przez chwilę.
Taki już los wielu rodziców, że poza cennymi i pożądanymi radami dostają mnóstwo tych niepotrzebnych. Trudno, solidna szkoła asertywności jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Tylko jak sobie poradzić z uwagami niszczącymi autorytet rodzica i kwestionującymi wprowadzane przez niego zasady? Cóż, to kolejne wielkie wyzwanie, jakie niesie ze sobą rola rodzica.