Leon urodził się zupełnie głuchy. Jak jego mama się o tym dowiedziała? Dzięki badaniom przesiewowym przeprowadzonym w pierwszej dobie życia chłopca. Dzięki sprzętowi zakupionemu przez Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Dzięki szybkiej interwencji lekarzy. Leon skończył właśnie 5 lat i świetnie słyszy.
Przyszedł na świat w grudniu 2010 r, w szpitalu na Solcu
Tuż po porodzie położne przeprowadziły standardowe badanie przesiewowe słuchu. Okazało się, że chłopiec zupełnie nie słyszy.
„Po badaniach wykonanych w pierwszej dobie zupełnie się nie denerwowałam – opowiada pani Marta, mama Leona – Czasem te badania po prostu nie wychodzą, bo dziecko się rusza, bo ma w uszach jeszcze resztki płynu owodniowego itp. Ale podczas badania w drugiej dobie zaczęłam się niepokoić. Położna zmieniała końcówki tak, żeby pasowały do ucha synka, ale to nic nie pomagało. W szpitalu przeprowadzono chyba cztery badania. Może nawet więcej. Przy wypisie otrzymaliśmy specjalną wklejkę w książeczce zdrowia, która informowała, że ze względu na brak reakcji ucha musimy podjąć dalsze badania”. Pani Marta opowiada, że wszystko dalej potoczyło się bardzo sprawnie.
„Dostaliśmy skierowanie do Centrum Słuchu i Mowy w Kajetanach niedaleko Nadarzyna i długo nie czekaliśmy na pierwszą konsultację. Choć przyznam, że samo już badanie słuchu nie było łatwe. Dziecko musi zasnąć w ciężkich, ebonitowych słuchawkach. Oczywiście nie udało nam się to za pierwszym razem – Leon był wszystkim zainteresowany, wcale nie miał ochoty na sen. Ale podeszliśmy do tematu ze stoickim spokojem i wreszcie się udało”.
Zanim Pani Marta i Pan Mikołaj poznali wyniki badań syna próbowali również prostszych metod i badań. Grzechotali grzechotką w okolicach ucha synka tak by ten nie widział zabawki. I jak sama Pani Marta ocenia – wszystko wskazywało na to, że ich synek jest „głuchy jak pień”.
„Za którymś razem się udało” Leon zasnął w słuchawkach i badanie wykazało, że kość reaguje na wysyłane fale. „Okazało się, że w uchu jest płyn. Należało wykonać zabieg i założyć dreny. Niestety ucho broniło się przed ciałem obcym, dlatego ‘usuwało’ je. Zabieg trzeba było powtarzać mniej więcej co pół roku w pełnym znieczuleniu. Teraz, od mniej więcej 1,5 roku Leon ma założone dreny na stałe. Nie choruje już tak często na zapalenie ucha jak na początku. Jeśli wszystko będzie ok, taki dren może nosić przez kilka lat. Z czasem być może będzie można go wyjąć, bo ucho nauczy się funkcjonować bez niego”.
Pani Marta jest mamą szóstki wspaniałych dzieciaków Sama przyznaje, że nikt ze starszego rodzeństwa Leona nie miał problemów ze słuchem i każde z dzieciaków miało wykonywane badania tuż po porodzie. Dodaje też, że ma wrażenie iż Leon słyszy teraz lepiej niż starsze dzieci, które problemów z uszami nigdy nie miały.
„Przyznaję, że teraz zapomnieliśmy już o problemie. Ale na początku była panika. W Polsce, z głuchym dzieckiem – to byłaby katorga. Zwłaszcza, że mieliśmy już piątkę w pełni sprawnych. Dotykałam ręką jego krtani i szeptałam, żeby chociaż poczuł wibracje. Myśleliśmy o nauce języka migowego, ale myśleliśmy też o emigracji. Za granicą być może czekałaby na nas jakaś pomoc, a prawda jest taka, że musielibyśmy uczyć się życia od nowa”.
Kiedy Pani Marta skończyła mi opowiadać historię Leona wróciłyśmy raz jeszcze do badań przesiewowych. Zapytałam o WOŚP i o to za co Pani Marta i Pan Mikołaj są wdzięczni orkiestrze najbardziej.
Za co są wdzięczni WOŚP? „Za szybkość reakcji” odpowiedziała Pani Marta bez wahania. „Rodzicom jest trudno zauważyć niedosłuch. Zwłaszcza, jeśli to ich pierwsze dziecko. Zabawka spadnie, malec nie odwróci główki, ale im nie zapali się od razu czerwona lampka. Przy kolejnych dzieciach jest nieco łatwiej, ale nie w tym rzecz. Im dłużej problem nie jest zdiagnozowany tym trudniej później przeprowadzić zabieg. Poza tym stres, kiedy matka słyszy taką informację jest ogromny. Ja poczułam ulgę, wiedziałam że syn jest w dobrych rękach, że coś da się z tym zrobić. Klinika słuchu jest na światowym poziomie, ale gdyby nie Jurek Owsiak pewnie nieprędko bym do niej trafiła. Sama nie wiem gdzie bym się udała i jak długo bym się miotała”.
Cała rodzina wspiera WOŚP i pomaga fundacji. Starsze córki - Klara i Klementyna były wolontariuszkami. „W tej chwili, kiedy jest taka nagonka na WOŚP na pewno ofiarujemy więcej niż w poprzednich latach. Chcemy pokazać Jurkowi Owsiakowi, że to co robi jest dla Nas bardzo ważne. A to chyba najlepsza forma wsparcia.
Każdy z nas korzysta ze szpitali W takich sytuacjach nie ma znaczenia do jakiej partii politycznej się przynależy. I nie ma takiej możliwości żeby nie zauważyć serduszek WOŚPu przyklejonych na sprzęcie medycznym. To chyba przez zawiść cała ta fala nienawiści. Moim zdaniem każdy zna kogoś, komu taki sprzęt uratował zdrowie lub życie. Bo nie tylko o uszy chodzi, ale o wiele trudniejszych przypadków, w których liczy się każda sekunda”.
Takim trudniejszym przypadkiem medycznym była Róża (imię zmieniono przez redakcję na prośbę rozmówczyni). Dziewczynka przyszła na świat w 25 tygodniu ciąży w warszawskim szpitalu na Karowej. Ważyła 830 gramów. „Od pierwszych dni swojego życia korzystała ze sprzętów ufundowanych przez WOŚP” – opowiada jej mama.
„Przede wszystkim był to inkubator w którym spędziła ponad 3 miesiące i urządzenie wspomagające oddychanie, tzw. CPAP. Wentylacja mechaniczna przy użyciu respiratora jest bardzo niezdrowa, a Różyczka została całkiem szybko na nie przełączona. Dzięki tym pompom, które wspomagają oddychanie mała szybciej wyszła z dolegliwości oddechowych. Szybciej, ale trwało to i tak bardzo długo, bo ponad 3 miesiące.
Na każdym kroku widać było sprzęty ufundowane przez WOŚP "Pompy infuzyjne, inkubator i całą masę innych urządzeń neonatologicznych, których nazwa nie ma znaczenia. Grunt, że ratują życie. Wierzę, że te urządzenia pomogły mojej córce. I że dzięki nim jest teraz radosną 7 latką. Chodzi do szkoły i jest zupełnie normalnym dzieckiem”.
Zapytałam mamę Róży czy jest coś za co szczególnie podziękowałaby Orkiestrze. „Za całokształt. Za wiele lat działania. Nie tylko finansowania, ale właśnie działania. Na rzecz poszczególnych osób ale też szpitali i medycyny w ogóle. Bo nie mając odpowiedniego sprzętu ciężko ratować życie. Wiedza lekarzy to jedno, ale to za mało. Można oczywiście próbować ratować życie mając pod ręką tylko młotek, ale z takim wsparciem jest dużo prościej".
"Od zawsze wspieramy orkiestrę. Od pierwszego finału, a więc na długo zanim sami skorzystaliśmy ze sprzętu. Jednak po naszych przeżyciach zrodziła się w nas potrzeba większego wsparcia. W podziękowaniu za sprzęt i za pomoc jaką otrzymaliśmy.”