Widziałam się wczoraj ze znajomymi, większość z nich to osoby bezdzietne. I w czasie spotkania temat dzieci się pojawił. Okazało się, że większość znajomych myśli o powiększeniu rodziny, ale wstrzymuje się z tą decyzją ze względu na liczne obawy. Bo praca nie taka, mieszkanie na kredyt, finanse ograniczone. Co można powiedzieć takiej osobie, by rozwiać jej obawy?
Przekonywanie bezdzietnych do tego, by zdecydowali się na potomstwo? To bardzo delikatny temat. Nie należy go poruszać pochopnie, a i dobór argumentów powinien być staranny. W tym przypadku jednak temat wyszedł od osób, które przed tą decyzją stoją. A i moim zdaniem słabe argumenty o ratowaniu ZUS-u, czy szklance wody podanej nam na starość sobie daruję.
Nie ma takiej mądrości, która przyniesie spokój ducha i pewność decyzji o staraniu się o potomstwo. Bo tylko idiota decydując się na tak poważny krok mógłby nie mieć żadnych obaw i wątpliwości, czy sobie poradzi. A moi znajomi idiotami nie są. Tym niemniej, jest kilka rzeczy, które z punktu widzenia początkującej mamy mogę o rodzicielstwie powiedzieć odnośnie najczęściej pojawiających się obaw.
Kiedy będzie idealny moment?
Przed laty wyobrażałam sobie, że tuż po trzydziestce będę miała stałego partnera, świetną, bardzo stabilną pracę i całkiem komfortowe mieszkanie. I ot tak, pewnego dnia podejmiemy sobie decyzję o dziecku. A rzeczywistość? Nasza sytuacja zawodowa daleka była od ideału, mieszkaniowa też. Nie chcę uciekać się do mądrości spod znaku „Bóg da, Bóg wyżywi”. Zadnim zdecydujemy się na dziecko musimy być pewnym, że partner jest odpowiednią osobą, by razem tworzyć rodzinę. I oczywiście mieć potencjał zapewnienia mu bezpieczeństwa materialnego. Ale to wcale nie oznacza konieczności posiadania umowy o pracę na czas nieokreślony (choć oczywiście dobrze by było) i pensji równej czterech średnich krajowych. Dobre relacje z pracodawcą (oraz innymi potencjalnymi pracodawcami w naszej branży), pracowitość i talent na pewno pozwolą nam zapewnić dziecku wszystko to, czego potrzebuje.
Czy nas na to stać?
I tu dochodzimy do kolejnej kwestii. Po wejściu do sklepu z dziecięcymi ubrankami lub zabawkami można dostać zawrotu głowy. Ale naprawdę można taniej, bez szkody dla dziecka. Przypinka do wózka za 150 złotych i sukienka dla dwumiesięcznej dziewczynki za 200 naprawdę nie są do niczego potrzebne. Poza tym tak się jakoś składa, że kiedy pojawia się ciąża, pojawia się też mnóstwo znajomych z małymi dziećmi, którzy oferują wypożyczenie lub podarowanie ubranek i innych sprzętów. Nie mam pewności, czy tak jest zawsze, to moje doświadczenie. Moja córka pierwszy rok życia chodziła głównie w granatowych i niebieskich ubrankach po trochę starszych synkach moich koleżanek (jeszcze raz dziękuję!), kupiliśmy jej w tym czasie dosłownie kilka naprawdę niedrogich rzeczy. Bo niby co jest złego w niebieskim kolorze? Są też komisy, swapy, second-handy – nie, to nie kosztuje fortuny.
Czy sobie poradzę?
Wątpię czy kiedyś istniał rodzic małego dziecka, który nie zadawał sobie tego pytania. Dostaje się w szpitalu takie płaczące zawiniątko i co? Nie wiadomo co. Niezależnie od tego ile się czytało, ile się rad słuchało, nie wiadomo jak przewinąć, jak wykąpać, jak ubrać, jak uspokoić. Karmienie piersią? Czarna magia. A jak to jest nie wysypiać się przez dziesięć nocy z rzędu i normalnie funkcjonować? Bardzo ciężko. Tak się jednak składa, że jesteśmy zaprogramowani na uczenie się. Tak jak w życiu zawodowym i osobistym wciąż poszukujemy nowych wyzwań, którym w końcu udaje nam się sprostać, w końcu radzimy sobie i z trudami rodzicielstwa.
Czy to wywróci nasze życie do góry nogami?
Oczywiście, że tak. Wychodzenie z domu na zmianę z partnerem, wymiana szykownych ubrań na wygodniejsze (takie, których nie będzie szkoda wyrzucić jak już zostaną permanentnie zabrudzone owsianką), rozstanie z pracą zawodową na jakiś czas. Staniecie się za to mistrzami starannego planowania, ustalania priorytetów, negocjowania ze sobą. A to cenne umiejętności, ułatwiające życie nie tylko w kontekście opieki nad dzieckiem.
Co z moim życiem? Wyjściami? Sportem?
Wyjście towarzyskie będzie się zdarzało od wielkiego dzwonu, spokojne wypicie kawy zyska rangę luksusu, a przy wyborze restauracji głównym kryterium będzie dostępność przewijaka. Wczoraj po miłym spotkaniu z Wami, drodzy znajomi, zamiast odpocząć bawiłam dziecko, które zasnęło dopiero o 22.40. Z reguły zasypia wcześniej, ale wczoraj nie chciała i już. Ale jednak się z wami spotkałam. Robię to rzadziej niż kiedyś, ale regularnie. Za bardzo zależy mi na utrzymaniu kontaktów towarzyskich, by z tego zrezygnować. Inne pasje? Udział w moich ukochanych maratonach chwilowo sobie odpuściłam (chwilowo!), ale na dystansie 5 i 10 kilometrów znacząco poprawiłam moje wyniki sprzed ciąży. I tak, na jogę też da się od czasu do czasu z domu wyskoczyć. Niemowlę jakoś przeżyje też fakt, że mama rozłoży sobie matę i poćwiczy w domu. Potrzeba do tego niesamowitej determinacji, ale przecież wszyscy lubimy wyzwania, prawda?
Co z moją pracą?
To ważne pytanie. W czasach, kiedy w wielu zawodach praca na etacie na czas nieokreślony występuje z podobną częstotliwością co Święty Graal nie można go sobie nie zadawać. Na szczęście są to też czasy, kiedy całość odpowiedzialności za dziecko spada na obojga rodziców, nie tylko matkę. Czasy pracy zdalnej, elastycznych form zatrudnienia, zdobywania nowych umiejętności. Jednym słowem: różowo nie jest, ale dacie radę. Nawet wtedy, kiedy trzeba będzie myśleć o zapewnieniu dziecku opieki. Jeśli nie babcia, do żłobek, jeśli nie publiczny, znajdziecie środki na prywatny, jeśli nie żłobek to… ech, wtedy będziecie już takimi mistrzami logistyki, że na pewno znajdziecie rozwiązanie.
Co w zamian?
To chyba najważniejsze pytanie. Czy warto znosić trudy ciąży, potworność porodu, zarywanie nocy i wielogodzinne zabawianie niemowlaka? Odpowiedź brzmi: tak. Poza całym mnóstwem komplikacji, jakie niesie ze sobą pojawienie się w domu małego bobo, jest też mnóstwo pozytywnych emocji: radości, wzruszenia, satysfakcji. Nieporównanie więcej, niż trudności! Czasem marzę, by wyjść z domu na dłużej, odpocząć od dziecka, ale tęsknię za nim już po dwóch godzinach. Obserwowanie, jak się rozwija, zmienia, pokazuje pierwsze cechy charakteru i upodobania jest nieporównanie lepsze od wszystkiego, czego do tej pory doświadczyłam. I chociaż mam już chyba wszystkie ubrania udekorowane zaschniętą owsianką, czas dla siebie mocno ograniczony, a salon zawalony zabawkami, nie zamieniłabym doświadczenia macierzyństwa na nic innego. I cieszę się bardzo, że mając sytuację życiową daleką od ideału zdecydowałam się podjąć tego wyzwania.