To zrozumie tylko rodzic. 9 rzeczy, które w Boże Narodzenie bez dzieci były prostsze!
Redakcja MamaDu
·4 minuty czytania
Publikacja artykułu:
Jesteśmy tuż po ślubie. Pierwsze święta jako mąż i żona. Kolacja u rodziców. Elegancko, cicho, nudno. Czy tak samo cieszyliśmy się z pierwszej gwiazdki, ubierania choinki i pieczenia pierniczków, jak dziś, gdy mamy dwoje dzieci? Czy w ogóle piekliśmy pierniczki i dekorowaliśmy je kolorowym lukrem? Nie! Bo po co? Nawet nam to do głowy nie przyszło! A śpiewanie kolęd? Nigdy w życiu! I wciąż powtarzaliśmy: „Nie czuję klimatu tych świąt, kiedyś to były święta!”.
Reklama.
Kiedyś, czyli „przed dziećmi” święta były zaplanowane, prezenty kupione z wyprzedzeniem, a dom wysprzątany. Dziś jest głośno, nerwowo, chaotyczne i w pośpiechu. Ale za to wszystko ma sens!
Ubieranie choinki
Przed dziećmi: Drzewko ozdobione w jednym lub dwóch kolorach. Bombki szklane, duże, ręcznie malowane, symetrycznie rozwieszone. Żadnych cukierków. Ubieranie choinki zajmowało nam kilkanaście minut. Czasami dłużej…..,gdy w międzyczasie stwierdziliśmy, że mamy ochotę na seks.
Z dziećmi: Bombki plastikowe. Te szklane, które ewentualnie jeszcze się zachowały wiszą na samej górze. Właściwie to chyba została już tylko jedna, po tym, jak mały w zeszłym roku w Wigilię chciał zjeść cukierka wiszącego na gałązce i cała choinka przewróciła się na ziemię. Choinkę ubieramy dość długo, bo cały czas coś spada, bije się albo przewraca. I każdy ma swój pomysł na ozdoby (łącznie z papierowymi łańcuchami i bombkami z przedszkola). Wciąż wybuchają kłótnie między rodzeństwem: „Kto ładniej powiesi swoje bombki? Kto ma ich więcej?”. Znajomi w zeszłym roku postanowili ubrać choinkę w nocy, sami. Rano musieli ją rozbierać i ubierać jeszcze raz z dziećmi.
Zakupy przedświąteczne
Przed dziećmi: To była frajda! Zrobiona lista perfekcyjnych prezentów, które zaczynaliśmy kupować z odpowiednim wyprzedzeniem. Czasem coś przy okazji wpadło nam w ręce, zakupy rozkładaliśmy w czasie tak, aby ze wszystkim zdążyć. W międzyczasie, zmęczeni zakupami (!!!), wpadliśmy na wspólny obiad i kawę na mieście, a może nawet do kina.
Z dziećmi: Lista zakupów jest zrobiona. Jedno zostaje z dziećmi, drugie pędem robi zakupy, najlepiej w niedzielę rano, gdy nie ma jeszcze takich tłumów. Wszystko na ostatnią chwilę. Rodzicom i ciotkom cokolwiek. Sprawdzone: apaszki, perfumy, coś z porcelany (?). Sobie może wymyślimy coś po świętach „na spokojnie”. Nie! Jak to by wyglądało, chociaż płytę, książkę, cokolwiek. Spocona wracam (niestety zazwyczaj ja) bez większych rezultatów. Bo jak człowiek czegoś potrzebuje, to nagle tego nie ma w sklepach, jakby ktoś wcześniej wiedział, że przyjdę i wszystko wykupił. Siadam przy komputerze, zamawiam prezenty, ale okazuje się, że jest za późno, nie dotrą przed świętami. I tak muszę jechać jeszcze raz. Może po pracy? Pojutrze Wigilia!!!
Przed dziećmi: Przeszukiwałam blogi i magazyny w poszukiwaniu ciekawych przepisów, krzątałam się w kuchni z kieliszkiem wina, a w tle leciała świąteczna muzyka albo film w świątecznym klimacie „To właśnie miłość”.
Z dziećmi: Bałagan w kuchni, bałagan w domu, krzyk, bo mały wysypał mąkę na podłogę. Potrawy tradycyjne, ale szybkie, albo zamawiam gotowe. Proszę rodzinę o składkową Wigilię, bo w tym roku święta u nas. Ale tak naprawdę wolałabym pójść „na gotowe”, potem wrócić i odpocząć. Padam z nóg. I tylko pieczenie ciasteczek z dziećmi jest sporym wydarzeniem w domu. Wcześniej tak nas nie cieszyło.
Pakowanie prezentów
Przed dziećmi: Opakowanie miało znaczenie. Papier do pakowania, karteczki z podpisami, błyszczące wstążeczki.
Z dziećmi: Wyjmujemy torebki z ubiegłego roku. Te z rysunkami Mikołaja dla dzieci, z bombkami dla dorosłych. Uff.
Kolacja Wigilijna
Przed dziećmi: Elegancko ubrani, w sukience kupionej specjalnie na tę okazję, w nowych szpilkach idziemy do moich rodziców, potem do teściów. Rozmawiamy o zdrowiu, pogodzie, o tym „co słychać”. Zagadujemy tych, których nie widzieliśmy od roku. Konsumujemy, próbujemy każdej potrawy, cieszymy się spokojem przy rodzinnym stole.
Z dziećmi: Zaczyna się od awantury, bo chłopcy nie chcą założyć eleganckich koszul i spodni. „Ja chcę dres!” - słyszę. Kolejna awantura, że nie wyjdą z domu, bo w telewizji leci ich ulubiona bajka. My ubieramy się w pośpiechu, najlepiej coś sprawdzonego. Biała bluzka? Nie, brudna. Dobra może być ta czarna sukienka, którą kupiłam na wesele koleżanki. Dodam tylko naszyjnik. Super. Przy stole gwar, jemy szybko, dzieci biegają i nie pozwalają dokończyć zdania. Ale ich radość, gdy otwierają prezenty? Gdy śpiewają kolędy! Magiczne.
Pierwszy śnieg
Przed dziećmi: „O nie! Śnieg!. Trzeba będzie odśnieżać!” I siadam z książką i gorącą herbatą pod kocem. Cudowny czas.
Z dziećmi: „Śnieg! Śnieg!. Mamo idziemy lepić bałwana! Gdzie są sanki!?” Więc ubieramy przez 20 minut dzieci w kombinezony, czapki, buty, rękawiczki (gdzie są rękawiczki?). Maluchy krzyczą, że im ciasno, że im ciepło i nie mogą się ruszać. Sama zakładam kilka swetrów, rękawiczki, szalik (wolałabym być teraz pod kocem). Wychodzę i dostaję pierwszą śnieżką w nogę. Przypominam sobie dzieciństwo. Zapominam, że mi zimno.
Świąteczna przerwa w pracy
Przed dziećmi: Odsypialiśmy z mężem trudny koniec roku (plany sprzedażowe). Leniuchowaliśmy, oglądaliśmy romantyczne filmy, spotykaliśmy się ze znajomymi, byliśmy w kinie, na Starym Mieście.
Z dziećmi: Idziemy na Starówką i zaraz wracamy, bo zimno i nogi bolą. Ach, pobudka oczywiście o 7 rano! Żadnych filmów powyżej 7 roku życia, ciągłe „Mamo pobaw się”. Ze znajomymi spotykamy się pod warunkiem, że też mają dzieci. Ci bezdzietni już nie utrzymują z nami kontaktu. Ale gdy rano maluchy „pakują” nam się do łóżka i wtulają w nas małe główki… Bezcenne!
Zdjęcia świąteczne
Przed dziećmi: Chyba nie robiliśmy sobie zdjęć. Może jedno przy choince? Nie, nie robiliśmy.
Z dziećmi: Robimy mnóstwo zdjęć, na których wiać, jak w każde święta nasza rodzina się zmienia, jak rosną dzieci. A szczęście uchwycone na ich twarzach jest nie do opisania!