"Nauczyłaś mnie, że to ty wiesz lepiej. Pozwól mi żyć, nie krytykuj moich wyborów, bo one są moje"
List czytelniczki
15 grudnia 2015, 15:29·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 15 grudnia 2015, 15:29
Odkąd pamiętam, ostatnie słowo należy do mojej mamy. Nasza relacja nie jest idealna, choć wygląda lepiej niż kiedyś – pewnie dlatego, że wyprowadziłam się z domu. Mimo to prześladuje mnie myśl, że o wszystkim muszę jej mówić, konsultować każdą, nawet błahą decyzję. Wystarczy jeden telefon, by odzyskać równowagę. A skończyłam właśnie 26 lat. Jak to o mnie świadczy?
Reklama.
Jako dziecko nauczyłam się, że mama wie lepiej Czy jej się bałam? Nie, ale widziałam w niej kogoś, kto na sprzeciw nie reaguje najlepiej. Nie miałam więc swojego zdania, wypowiadałam to, które ona wkładała mi do ust. Grzeczna, ułożona, bezproblemowa. Ominął mnie okres nastoletniego buntu – bo czemu miałam się sprzeciwiać, nie słysząc własnego głosu?
Nie zastanawiałam się, co do niej czuję. Częściej budziła we mnie zdenerwowanie i lęk. Pamiętam te najgorsze momenty – kiedy szło nie po jej myśli, krzyczała, rzucając co chwila przekleństwami. Za 1 z matematyki, dostawałam kablem po plecach. Za obronę młodszego brata, musiałam liczyć się, że sięgnie po pasek. Nie zwierzałam się jej, za najbliższą osobę uznawałam babcię.
Mamusiu, chcę tego. Mamusiu, zgódź się. Mamusiu, proszę Dorastając, patrzyłam na nią oczami tej nieśmiałej dziewczynki, którą byłam. Liczyłam się ze zdaniem mamy, nawet jeśli się myliła. Tyle zaprzepaszczonych szans… tyle mogłam zrobić, gdybym powiedziała: Mamusiu, chcę tego. Mamusiu, zgódź się. Mamusiu, proszę… Zamiast tego, milczałam. Mama miała rację.
Po wyjeździe z domu, pozbyłam się ciężaru Nie rozmawiałam z nią przez kilka miesięcy – rzuciłam się na głęboką wodę, ucząc życia na własny rachunku. Przed świętami wyciągnęła rękę… Stosunki zaczęły się powoli ocieplać. Nie minęło jednak dużo czasu, zanim wróciłam do punktu wyjścia. Znowu mówiłam jej o wszystkim, zgadzając się, by układała mój świat. Dzwoniłam kilka razy… dziennie. W każdej sprawie. Pytałam ją nawet o to, czy mogę sobie coś kupić… za własne pieniądze. Do dziś mam poczucie winy, gdy wydaję na rzeczy, które ona uznałaby za zbyt drogie.
Nie powtórzę twoich błędów Rzeczy to jedno. Mama martwi się, że popełnię błędy, a może właściwie powtórzę jej. Sama dokonała wyborów, z których nie jest dumna. Rzuciła szkołę, potem kolejne prace, w wieku 20 lat wyszła za mąż, a mając 22 urodziła mnie. Szybko rozstała się z moim ojcem. Zaczęła żyć z zasiłku. Nie dziwię jej się, że tak bardzo nie chciała bym szła podobną drogą. I nie poszłam. Najpierw nauka, to był priorytet – skupiłam się na niej, słysząc nie tylko od mamy, że ona otworzy wiele drzwi. Kiedy odkryłam, że jestem w czymś naprawdę dobra, starała się pomóc rozwijać talent. Ale to nie jest najważniejsze. Nikogo nie mam. I choć teraz wydaje mi się, że znalazłam właściwą osobę, mama mówi: Tylko nie on. Bardzo możliwe, że ma rację, a nie paranoję. Problem w tym, że ja chcę się sparzyć, chcę żałować. Chcę popełnić błąd. Na tym polega życie. Boję się tylko, co powie mama, gdy się dowie. Nienajlepiej się z tym czuję.
Poczucie winy jednak czasem znika Uciszam ten głosik z tyłu głowy. Mogę zrobić, co tylko zechcę. Dochodzę do punktu, w którym powiem: Mamo, to moje życie. Nic mi nie będzie. Kocham ją i cenię, a ona chyba zaczyna rozumieć, że musi pozwolić mi być sobą. Rozmawiamy częściej, słyszę, że mi ufa, że jest ze mnie dumna. Bywają chwile, gdy wraca do starych nawyków, ale walczy – wiem to.