„Jak to będzie, kiedy będę musiała wrócić do pracy?” – każda matka spędzająca czas w domu z niemowlakiem zadaje sobie to pytanie. Niektóre nie mogą doczekać się powrotu do pracy, inne w ogóle nie biorą tego pod uwagę. W wyjątkowo trudnej sytuacji są te mamy, które nie chcą z dzieckiem rozstawać, ale zmusza je do tego sytuacja finansowa.
Obecnie większość Polek ma możliwość skorzystania z rocznego płatnego urlopu po narodzinach dziecka (o ile nie dzielą się tym przywilejem z partnerem). To sporo, ale czas szybko mija i w końcu trzeba sobie zadać pytanie: co dalej?
Taka sobie praca
Małgosia nigdy nie przepadała za swoją pracą, chociaż zawsze wykonywała ją sumiennie i starannie. To nie było nic szczególnego: biurowa praca w korporacji na stanowisku średniego szczebla. Dość nudna, mało rozwijająca, chociaż miała też zalety: mało stresująca, w miłym towarzystwie – Małgosia miała w zespole świetne koleżanki. Zmiana? Nie wchodziła w grę. Pieniądze były wystarczające, zatrudnienie stabilne, a sama myśl o stresie związanym z poszukiwaniem nowej pracy i rozpoczynaniem nowego zajęcia paraliżował Małgosię.
Oczywiście wszystko zmieniło się, kiedy na świecie pojawiło się dziecko.
Chociaż Małgosia nie lubiła zmian, ta ucieszyła ją bardzo. Rok spędzony w domu z ukochanym synem był wspaniałym czasem w jej życiu. A co zamierza dalej? „- Nie wracam na etat, nie ma mowy. Nie wiem, jak Filip to zrobi, ale musi nas utrzymać” – deklarowała. Rozmawiali o tym z mężem Filipem, planowali, liczyli.
Rok minął zaskakująco szybko, Małgosia miała przed sobą jeszcze kilka tygodni niewykorzystanego urlopu. Ale teraz musieli już podjąć decyzję, jak dalej zorganizują życie rodzinne. Filipowi również podobała się myśl, że jego żona zostanie w domu i zajmie się dzieckiem. Rozważył wszystkie możliwości podjęcia się dodatkowych zleceń, by na to zarobić, niestety, okazało się to poza ich zasięgiem. A Małgosia? Nie miała żadnych szczególnych kompetencji, które pozwoliłyby jej wykonywać pracę z domu, podejmować się jakiś zleceń. W jej przypadku w grę wchodził układ zero-jedynkowy: albo praca na etacie w pełnym wymiarze godzin, albo urlop wychowawczy. Prosta kalkulacja wystarczyła, by podjąć decyzję: Małgosia musi wrócić do pracy.
Trudne rozstania
Z zazdrością myślała o koleżankach, które mogły sobie pozwolić na pozostanie w domu z dzieckiem. I jednocześnie zastanawiała się: jak to możliwe, że je na to stać? Ich mężowie z pozoru nie mieli lepszych prac niż jej Filip. A mimo to nie pracowały, miały piękne mieszkania, czasem dwójkę dzieci. Ich kredyt (nie taki duży), samochód, wszelkie opłaty generowały takie koszty, że jedna pensja po prostu nie mogła im wystarczyć.
Ich syn Kacperek miał rok i trzy miesiące, kiedy zaczął chodzić do żłobka. Podczas dni adaptacyjnych wszystko szło dobrze. Nie bał się, chętnie podejmował zabawy z innymi dziećmi, polubił panie. Kolejne dni też były w porządku. Jednak kiedy chłopiec zorientował się, że mama zostawia go na całe dnie i znika, zaczęły się problemy. Chłopiec rano nie chciał rozstać się z mamą, kiedy po południu Małgosia i Filip przyjeżdżali po niego, był zapłakany. Błahostka? Być może, ale Małgosia cierpiała każdego dnia, gdy rozstawała się z ukochanym synkiem.
Czasem myślała sobie, że nie powinna narzekać. Współpracownicy ciepło ją przyjęli, pomimo przerwy dobrze radziła sobie z obowiązkami. Udało jej się załatwić zmianę pełnego etatu na trzy czwarte – dzięki temu mogła szybciej jechać po Kacperka. Teoretycznie wszystko było w porządku. Jednak wciąż towarzyszyło jej silne uczucie, że nie tak powinno być. Że wypełnianie niekończących się tabelek w Excelu dla szefa, kiedy jej dziecko pozostawione jest pod opieką obcych i tęskni za rodzicami, jest nie w porządku. Nie w porządku wobec niej, wobec Filipa, a przede wszystkim wobec Kacperka.
Praca to tylko konieczność
Dopiero teraz dostrzegła, jak wiele czasu traci się w czasie pracy. Niekończące się zebrania, które do niczego nie prowadzą, długie i złożone raporty, których nikt nie czyta – było tego mnóstwo. Kiedyś zdarzyło jej się od czasu do czasu ponarzekać, że system pracy w jej firmie nie jest najbardziej efektywny. Teraz jawił jej się jako skrajnie absurdalny. Im bardziej skomplikowany raport musiała sporządzić, im bardziej przedłużały się dyskusje współpracowników podczas częstych zebrań, tym bardziej tęskniła za Kacperkiem.
Co jednak mogła zrobić? Zmiana pracy nie wchodziła w grę. Nasłuchała się od znajomych tylu opowieści o niekończących się nadgodzinach, że wolała nie ryzykować. Ona przynajmniej miała gwarancję, że może wyjść z pracy punktualnie. Spełnienie zawodowe? W jej przypadku było tak nierealne, że nawet o tym nie myślała. Po prostu wykonywała swoją pracę jak najszybciej, by biec do żłobka po Kacperka. Każdego dnia myślała tylko o chwili, kiedy będzie mogła przytulić synka. Co rano chciało jej się płakać, że musi się z nim rozstać. A jedyne, co podtrzymywało ją na duchu, to myśl o weekendzie. Za każdym razem perfekcyjnie planowała jak spędzą sobotę i niedzielę. Bo tylko wtedy czuła, że jest tak, jak być powinno – bez wielogodzinnych rozstań z synkiem.