Prawo autorskie: peus / 123RF Zdjęcie Seryjne
Prawo autorskie: peus / 123RF Zdjęcie Seryjne

Siedzimy naprzeciw siebie. Ona cały czas w ruchu. Kilkumiesięczny bobas nie pozwala jej na swobodną rozmowę. Sadza go na kolanach, to znów bierze na ręce, przykłada do piersi, wstaje, próbuje uspokoić. Dopiero, gdy kładzie malucha na brzuszku na kanapie, ten na chwilę się wycisza. Ona z czułością zerka na maleństwo. Kładzie mu rękę na plecach, dla bezpieczeństwa, żeby się nie zsunął. I patrzy na mnie, już poważnie, ze smutkiem. „Dziś prawdziwych facetów już nie ma…” - zaczyna.

REKLAMA
Studia, imprezy i seks
To było totalne szaleństwo. Poznaliśmy się na studiach. Od początku coś między nami iskrzyło. On: dusza towarzystwa, lew salonowy, uczelniany przystojniak. Wszystkie dziewczyny się za nim oglądały. Ja: wysoka blondynka z poczuciem humoru. Też nie narzekałam na brak adoratorów. Najpierw się przyjaźniliśmy, chodziliśmy razem na imprezy, ale ta chemia między nami musiała kiedyś eksplodować.
To był cudowny czas. Studia minęły nam pod znakiem dobrej zabawy. Wciąż wyjeżdżaliśmy na koncerty, na wakacje, chodziliśmy do klubów. Mieliśmy zgraną paczkę przyjaciół, zgraną dzięki nam. My zawsze organizowaliśmy nasz wspólny czas. A On? On mnie wciąż zaskakiwał: kwiaty, kolacje, pikniki pod gołym niebem. I ten seks! Niewiarygodne! Wszyscy mówili:„Pięknie razem wyglądacie. Będziecie mieli śliczne dzieci”. I mamy Maję. Jest rzeczywiście śliczna, ale co z tego, gdy jej tatuś mentalnie jeszcze jest wciąż na studiach?
Czas zrobić kolejny krok
Tak było przez sześć lat. Po studiach znalazłam pracę, on zaczął pracować z tatą w firmie rodzinnej. Między nami bywały lepsze i gorsze dni, wiadomo, ale byłam pewna, że chcę spędzić z nim resztę życia. Rodzice kupili mu mieszkanie, czasami u niego nocowałam. Niby był na swoim, ale pranie woził do mamy, żeby uprasowała, czasami wpadała też, żeby posprzątać. Cokolwiek zepsuło się w mieszkaniu, przyjeżdżał jego tata i naprawiał. Niby nic, a jednak. Dopiero teraz dochodzą do mnie te sygnały.
Wtedy byliśmy lekkoduchami, żyliśmy z dnia na dzień, cieszyliśmy się sobą. W końcu zdecydowałam się na poważną rozmowę. On mówił, że mnie kocha, jest mu ze mną dobrze, ale poważnych deklaracji nie słyszałam. On tylko się uśmiechnął „Ewka! Mamy jeszcze czas, przecież i tak jesteśmy razem! Teraz wszyscy żyją na kocią łapę”. Ja na „kocią łapę” nie chciałam. Ma być po Bożemu, chociaż z kościołem mi nie po drodze. Nie naciskałam, ale widział, że mi zależy. Kilka dni później się oświadczył. Myślałam, że chcemy tego samego.
Zabawa się skończyła
Wesele było duże i piękne. Nasi rodzice są raczej zamożni. I wcale nie myślałam, że będę się czuła jak księżniczka, że życie to ciągła sielanka. Z czasem człowiek potrzebuje stabilizacji, rodziny, psa, kota, podejmuje poważne decyzje. My i tak mamy łatwiej, bo rodzice chcieli dać nam działkę po babci, jakieś pieniądze na budowę domu, ale on powiedział, że nie będzie się tym zajmował i że za daleko od miasta. Bo jak sobie wyobrażam powroty z imprez? „Jakich imprez?” - pomyślałam.
Wtedy zaszłam w ciążę. Czułam się źle, nie miałam ochoty na imprezy, w sypialni też nie było fajerwerków. On nie mógł tego zrozumieć. Wychodził do kolegów i zostawiał mnie samą. „Nie możesz iść, trudno, idę sam” - mówił. Ubierał się i wychodził, jakby to było naturalne. Jeszcze gorzej było po urodzeniu Mai. On nawet bardzo się ucieszył, że został ojcem, dopóki mała nie zaczęła mu przeszkadzać w jego codziennych rytuałach: siłownia, koledzy, gry na playstation, imprezy. Zaczęłam od niego więcej wymagać. On nie chciał rezygnować ze swojego dotychczasowego życia. Rozumiem, że nic nie dzieje się ad hoc, ale minął już prawie rok, a on wciąż jest Piotrusiem Panem. Przecież nie wzięliśmy ślubu w wieku osiemnastu lat!
„Nie jestem już najważniejszy”
Takie słowa usłyszałam, gdy zapytałam go, dlaczego znów jest obrażony. Tak reaguje, gdy zwracam mu uwagę. Odwraca się na pięcie i nie odzywa, wychodzi do drugiego pokoju. Jest zazdrosny o małą? Nie wyrzuci śmieci, nie sprzątnie pieluchy w łazience, nie wstawi prania. Nie robi tego, czego nie lubi. Duże zakupy spożywcze to dla niego plama na honorze. Mogę liczyć na chleb i wędlinę w okolicznym sklepie. Lubi za to kupować ubrania i gadżety dla siebie. Bardzo dba o wygląd. Kiedyś mi się to podobało, teraz zaczęło przeszkadzać. Bawi się z małą, nawet jej czyta, przytula, ale obowiązki to już nie dla niego. Gdy mięliśmy kontrolę bioderek z małą i chciałam żeby ze mną pojechał, on się wściekł, bo to był piątek, czyli jego dzień z kolegami. Nie pojechał.
Jestem coraz bardziej sfrustrowana
On przed dorosłością broni się rękami i nogami. Gdy nasze wspólne życie polegało na tym, żeby był „fun", wszystko układało się świetnie. Potrafił zorganizować super imprezy, wyjazdy, ale życia w rodzinie zorganizować nie potrafi. Za mało adrenaliny. Widzę jak boi się prozy życia. Boi się starości, ćwiczy, żeby nie utyć, przyjaźni się z młodszymi o siebie kolegami. Nasi rówieśnicy już też założyli rodziny i mają mniej czasu. Mam trochę pretensji do teściów, że niczego od niego nigdy nie wymagali. Wszystko miał podstawione pod nos, a teraz, gdy sytuacja się zmieniła, on nie potrafi się odnaleźć.
Nie chcę być jego matką
„Wyrzuć śmieci, pozbieraj zabawki, zapłać rachunki, opróżnij zmywarkę, załaduj zmywarkę” - zaczęłam porozumiewać się z nim za pomocą poleceń. Do tej pory robiłam wszystko za niego, ale z maluchem jest trudniej ogarnąć dom. Zresztą nie tak wyobrażałam sobie małżeństwo. Nie jestem niczyją służącą. Jego mama nie pracowała i zajmowała się wszystkim i widzę, że on właśnie tak postrzega rolę żony. Nie przegadaliśmy tego wcześniej. To był błąd. Wszystko zaczyna się psuć. Nie pasuje mi taka rola i taki facet. Jestem przyzwyczajona, że mężczyzna w domu przynajmniej gwóźdź wbije. A ja muszę wynajmować pana „złotą rączkę”, żeby mi karnisze zawiesił. Wściekam się. Mówię do niego po sto razy, jak do małego dziecka i w końcu sama idę wywiesić pranie. On wciąż chce wychodzić, a ja jestem po prostu zmęczona. Poza tym ile można imprezować? Ludzie dorośleją.
Z koleżankami patrzymy na swoich mężów i zastanawiamy się, co to za nowe pokolenie mężczyzn zapatrzonych w siebie. One też narzekają, że faceci przestali być facetami i zachowują się jak chłopcy. Nieprzygotowani do roli ojca, męża, nawet jako pracownicy średnio się sprawdzają. Może przed ślubem powinno się sprawdzać takie rzeczy? Ale jak?