Słowa "Gratuluję, jest pani w ciąży" wbiły mnie w ziemię. Nie wiem, kto jest ojcem mojego dziecka
List do redakcji
13 listopada 2015, 18:57·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 13 listopada 2015, 18:57
To już piąty miesiąc. Siedzę przed gabinetem ginekologicznym i czekam. Być może właśnie dziś dowiem się, czy urodzę chłopca czy dziewczynkę. Paweł, od 6 lat mój mąż, już tu powinien być. Zwariował ze szczęścia, gdy dowiedział się, że jestem w ciąży. Dowiedział się właściwie przez przypadek. Znalazł w koszu test ciążowy, na którym były dwie kreski. Wszystko było więc jasne.
Reklama.
To już piąty miesiąc. Siedzę przed gabinetem ginekologicznym i czekam. Być może właśnie dziś dowiem się, czy urodzę chłopca czy dziewczynkę. Paweł, od 6 lat mój mąż, już tu powinien być. Zwariował ze szczęścia, gdy dowiedział się, że jestem w ciąży. Dowiedział się właściwie przez przypadek. Znalazł w koszu test ciążowy, na którym były dwie kreski. Wszystko było więc jasne.
Ja też zwariowałam
Nie ze szczęścia jednak, a z niepokoju. I nie dlatego, że nie wiem czy sobie poradzę. Nie dlatego, że nie wiem, czy będę dobrą matką. I nie dlatego, że po prostu na dziecko mnie nie stać. Ale dlatego, że nie wiem kto jest jego ojcem.
Przemka poznałam w pracy, a historia naszej znajomości jest naprawdę banalna. Na wyjeździe integracyjnym za dużo wypiłam. On zresztą też. Trochę się pośmialiśmy i trochę ponarzekaliśmy. Szybko wylądowaliśmy w łóżku. Nie zrozumcie mnie źle – nie było żadnych fajerwerków ani wielkiej miłości. Był tylko seks. Bardzo dobry seks. Po powrocie do Poznania, w którym oboje mieszkamy i pracujemy, spotkaliśmy się jeszcze kilka razy. Nie chciałam odchodzić od męża, zresztą Przemek też tego nie chciał. Oboje wiedzieliśmy, że to tylko na chwilę. Ja podobałam się jemu, on podobał się mnie.
Nie myślcie, że nie miałam wyrzutów sumienia Miałam, ale skutecznie je zagłuszałam. Kiedy powiedziałam Przemkowi, że to koniec, nasz romans potraktowałam jak nic nie znaczący incydent. I wróciłam w ramiona męża. W bezpieczne, dobrze znane ramiona Pawła. Nasze spokojne i uporządkowane życie znowu zaczęło mi wystarczać. I nasz seks również.
Kiedy nie dostałam okresu zaniepokoiłam się. Zabezpieczaliśmy się jedynie prezerwatywą i choć nigdy wcześniej ten środek antykoncepcji nas nie zawiódł, tym razem najwidoczniej coś poszło nie tak. A może się zapomnieliśmy? Nie zabezpieczyliśmy się? Nie pamiętam. Zresztą, to teraz nie jest ważne. Jeden test, drugi, ósmy…dwie kreski. Pobranie krwi i wizyta u ginekologa.
Słowa: „Gratuluję, jest pani w ciąży” wbiły mnie w ziemię. Serio. Niby już o tym wiedziałam, ale teraz miałam już pewność. Co dalej? Nie zdążyłam nawet rozważyć wszystkich możliwości, bo Paweł znalazł test ciążowy. Udawałam więc, że cieszę się razem z nim. Udaje tak już od 5 miesięcy.
Jeszcze do niedawna o kobietach takich jak ja śmiało i głośno mówiłam: „Dz**ka”
Śmiałam się i pogardzałam dziewczynami, które nie wiedziały, kto jest ojcem ich dziecka. Przyłączałam się do publicznego linczu, najgłośniej krzycząc: „Głupia!”. Dziś to ja nią jestem.
Wiesz dlaczego to piszę? Bo wiem teraz jak czuły się te wszystkie kobiety, które tak chętnie krytykowałam. One tego wcale nie chciały. Nie chodziły po ulicy z napisem na czole: „Puściłam się. Kto jest ojcem mojego dziecka?”. Wydało się. Po prostu. Nie każda poradziła sobie z wiadrem pomyj, które na nie wylano. Czy ja sobie poradzę? Nie wiem. Wiem jednak, że na swoje wiadro zasłużyłam.
Zdradziłam męża. Wdałam się w romans Popełniłam błąd. Jakże banalne i prawdziwe jest powiedzenie, że człowiek uczy się na błędach. Ale nie na cudzych. Na własnych. Dziś, przechodzę chyba najtrudniejszą lekcję w swoim życiu. Walczę z momentami, w których chce powiedzieć mężowi co zrobiłam. Chcę się pokajać i czekać na wyrok. Ale jeśli dziecko, które noszę pod sercem jest jego? Czy mam zniszczyć wszystko to, co udało się nam zbudować? Wiem, pewnie myślisz, że i tak już to zniszczyłam. Nie zgodzę się. Nigdy wcześniej nie widziałam Pawła tak szczęśliwego. To ja każdego dnia noszę ciężar kłamstwa i to ja muszę sobie z nim poradzić. To taki mój własny, niewygodny krzyż.
Jeśli chodzi o Przemka, wie, że jestem w ciąży. Zresztą, nie da się już tego nie zauważyć. Nie zapytał mnie jednak, czy to jego dziecko. Widocznie tak mu wygodniej. Mnie również.
Co dalej? Nie wiem. Nie wiem, czy za cztery miesiące będziemy wciąż kochającą się rodziną. Wiem tylko, że już nigdy nie będę sama. Ta świadomość mnie ratuje.
Zapomniałabym...mam na imię Magda. Już za kilka miesięcy dowiem się kto jest ojcem mojego dziecka.