„Miłość od drugiego wejrzenia” tak żartobliwie opisują swoje uczucie pani Stanisława i pan Aleksander, bo choć poznali się 50 lat temu, to ich ścieżki złączyły się dopiero w tym roku. Ich historia przypomina scenariusz kinowego przeboju i tak jak w większości filmów, kończy się wyczekanym happy endem.
Młodzieńcze zauroczenie
Kiedy los pierwszy raz ich ze sobą zetknął, oboje byli młodzi. Pani Stanisława miała 20 lat, pan Aleksander niewiele więcej. Chodzili razem na tańce a łączącego ich uczucia nie dało się ukryć przed innymi. Wróżono im nawet rychły ślub! Nie wiadomo dlaczego do ślubu jednak nie doszło, a para rozstała się, choć sporadycznie utrzymywała jeszcze ze sobą kontakt. „W zasadzie to nie wiemy dlaczego. Nigdy się nie pokłóciliśmy.” wspominał rozstanie pan Aleksander.
Oboje wzięli ślub i założyli własne rodziny. Traf chciał, że wybranką Aleksandra była kuzynka Stanisławy. Bawili się więc razem na jednym weselu. Nie był to jednak cios dla żadnego z nich, ponieważ wesele Stanisławy odbyło się w tym samym roku. Później, niejednokrotnie spotykali się na różnych ślubach i pogrzebach, aż w końcu całkowicie stracili ze sobą kontakt.
Spotkanie po latach
Mąż pani Stanisławy umarł 20 lat temu, miała z nim dwójkę dzieci, doczekała się też czworga wnuków i dwójki prawnuków. W tym czasie Aleksander miał czterech synów, ośmiu wnuków i prawnuczkę. Jego żona zmarła 2,5 roku temu, więc też prowadził samotne życie. Nie pomyśleli jednak o tym, żeby się ze sobą skontaktować. Połączyła ich zabawa dla seniorów organizowana przez Katolicki Uniwersytet Lubelski. Zaczęli, jak za dawnych czasów, znów umawiać się na wspólne tańce.
To, że łączy ich uczucie znacznie poważniejsze niż przyjaźń, stało się jasne na jednej z potańcówek, kiedy zostali ostatnią parą na parkiecie. Orkiestra ogłosiła, że specjalnie dla nich zagra jeszcze jeden kawałek, więc przy dźwiękach walczyka i owacjach pozostałych gości odtańczyli taniec, po którym nic nie było już takie samo.
Ślub w tajemnicy
Zakochanym najtrudniej było przyznać się do uczucia przed swoją rodziną. – „Nic nie mówiłam. Bałam się, że ludzie zaczną się z nas śmiać, że tacy starzy, a jeszcze im się amorów zachciewa” wspomina pani Stanisława. Wkrótce jednak para zechciała ze sobą mieszkać, postanowili więc wziąć cichy i skromny ślub. Poprosili księdza, żeby nie czytał zapowiedzi i wybrali datę i godzinę w której kościół zazwyczaj jest pusty. Zgodnie z planem w uroczystości mieli brać udział tylko „młodzi” oraz świadkowie, jednak bliscy w ostatniej chwili zorientowali się co się dzieje i zapragnęli również uczestniczyć w uroczystościach. „ Nie chcieliśmy ślubu ani wesela ale tak wyszło, że jednak je mieliśmy” wspominają nowożeńcy.
Para pytana o to, czy miłość która teraz ich łączy jest taka sama jak wtedy, kiedy spotkali się pierwszy raz, odpowiada, że zdecydowanie lepsza. „My w środku jesteśmy młodzi. Tacy sami jak wtedy.” mówi pani Stanisława. Poznając ich historię nie sposób się nie uśmiechnąć. Okazuje się, że stara miłość nie rdzewieje, a czasem nawet dojrzewa i szlachetnieje. Dobrze jest słyszeć, że takie historie to nie tylko wymysł filmowców.